Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
— Co się stało? — spytał Krispos. Jeden z magów, młody chudzielec z rzadką bródką, która ledwie przysłaniała blizny po młodzieńczym trądziku, skłonił się i powiedział: — Wasza Wysokość, nazywam się Zaidas. Wyczuwam przed nami coś... to nie jest zło, a nawet nie brak dobra, tylko... jak to nazwać... takąpustkę, jakby nieobecność zła i dobra. To jest chyba coś niezwy- kłego. —Młody człowiek zaczął wyłamywać palce i nerwowo przy- patrywać się sielskiemu krajobrazowi. — Uważasz, że jeśli nie możesz niczego wyczuć, to kryje się tam coś nieodgadnionego, czy tak? — spytał Krispos. Zaidas przytaknął. Imperator zwrócił się do pozostałych magów: — Czy wy także wy- czuwacie tę... tę nieobecność? — Nie, Wasza Wysokość — odparł jeden z nich. — Ale to nie znaczy, że tam nic nie ma. Zaidas, choć młody, jest bardzo, nadnatu- ralnie wręcz wrażliwy. Właśnie z tego powodu prosiliśmy go, by nam towarzyszył. To, co czuje, albo raczej to, czego nie czuje, może być realnym zagrożeniem. 249 Jabłko Adama na szyi Zaidasa poruszało się w górę i w dół, gdy młody człowiek z wdzięcznościąspoglądał na kolegę. Krispos zrobił kwaśną minę: — „Być może", to słowa, które niczego nie rozwiązują, panowie czarodzieje. Mogę umrzeć z głodu, polując na przepiórkę, która być może siedzi na tym polu. Jak możemy to zbadać? W tym momencie do grupy podszedł Trokoundos: — Trzeba przeprowadzić próby, czy nie tak, drodzy braciszkowie? Pozostali magowie przytaknęli. Trokoundos mówił dalej: — Jeśli dobry, miłosierny pan pozwoli, może uda nam się nawet zaskoczyć Harvasa, który będzie pewien, że niczego nie zauważyliśmy. Trokoundos był zdolnym magiem, ale na generała się nie nadawał. — Jeśli on tam jest, to już wie, że coś zauważyliśmy—wyprowa- dził go z błędu Krispos. — Nie formujemy bojowych szyków za każ- = dym razem, gdy zając przebiegnie nam drogę. Musimy się tylko do- j wiedzieć, do czego zbliża się nasza armia. i — Wasza Wysokość ma, oczywiście, rację — pokręcił głowąnie- j zadowolony z siebie Trokoundos, po czym natychmiast wdał się j w technicznądyskusję z resztą magów. Krispos przez chwilę im się przysłuchiwał, ale zrezygnował już po czwartym zdaniu. Zaczął się zastanawiać, czy czarownicy zamierzają wymieniać poglądy do południa, gdy Trokoundos przypomniał so- bie o jego istnieniu i powiedział: — Wasza Wysokość, istnieje sporo zaklęć, dzięki którym można stworzyć iluzję normalności. Wybraliśmy jedno z nich wiedząc, że Harvas potrafi je zdegenerować i jednocześnie wzmocnić, składając ofiarę z krwi. Opierając się na tych przesłankach, spróbujemy je teraz zneutralizować. — Dobrze — odpowiedział natychmiast Krispos. To, że mogli wykonać pierwszy ruch w tej walce, a nie ripostować ataki Harvasa, samo w sobie niosło posmak zwycięstwa. Magowie zabrali się do roboty, sprawni i oszczędni w ruchach jak oddział żołnierzy, którzy od lat walcząw jednej linii. Krispos obserwo- wał, jak Trokoundos smaruje sobie powieki jakąś maścią, którą inny mag podał mu z rytualnym gestem. — Kocie krosty i tłuszcz z białej jak śnieg kury—wyjaśnił cza- rownik. —Pozwala dostrzec rzeczy ukryte przed wzrokiem innych. — Uniósł do góry bladozielony kamień i sztukę złota, po czym zetknął je ze sobą. — Chryzolit i złoto odpędzająbłazeństwa i rozpraszająiluzje, z łaski dobrego boga. — W tle wznosiły się i opadały głosy pozosta- 250 łych czarodziei; niektórzy modlili się do Phosa, podczas gdy inni sta- rali się zwiększyć siłę podstawowego zaklęcia. Jeden z magów rzucił na trójnóg jakiś szarobrazowy liść; w powietrzu rozeszła się słodka woń dymu. Trokoundos włożył do miedzianej mi- seczki mały, lśniący kamyk i rozbił go w proch srebrnym młoteczkiem. — Opal i liść laurowy, zastosowane przy użyciu właściwego za- klęcia, mogą uczynić człowieka niewidzialnym. Można to odnieść nawet do całej armii, jeśli mag jest wystarczająco potężny. Aliści uni- cestwiamy je i unicestwiamy zaklęcie!—głos Trokoundosa przeszedł w krzyk, gdy wypowiadał dwa ostatnie słowa. Wskazującym palcem prawej ręki mag celował w sielski krajobraz przed nimi. Przez długą, bardzo długą chwilę nic się nie działo