Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
To mo¿e byæ bardzo przystojny samotnik, czekaj¹cy na kobietê swego ¿ycia, któ ra go wyprowadzi z górskiej pustelni. - W¹tpiê. Dlaczego tak bardzo ci zale¿y, ¿ebym wysz³a za m¹¿? Nie czyta³aœ opracowañ socjologicznych, które mówi¹, i¿ kobiety stanu wolnego s¹ szczêœliwsze ni¿ mê¿atki? - My, kobiety zamê¿ne, nie lubimy patrzeæ na panny, szczêœliwe, bogate i niezale¿ne. - Christina uœmiechnê³a siê. -To psuje obraz ma³¿eñstwa. Poza tym niedola lubi towarzy stwo. Uwa¿aj na siebie, Mercy. Do zobaczenia po twoim powrocie. - Christina otworzy³a drzwi i w sklepie rozleg³ siê weso³y dŸwiêk dzwoneczka. Mercy poczeka³a, a¿ dzwoneczek umilknie, po czym wy sz³a zza lady, ¿eby poprawiæ krzywo stoj¹ce pó³ki z ty³u sklepu. W ksiêgarni nie by³o nikogo, zbli¿a³ siê czas zamyka nia antykwariatu. Mercy zaczê³a myœleæ o kolacji. W domu w szafce mia³a paczkê gryczanego makaronu. I by³a prawie pewna, ¿e w zamra¿arce jest jeszcze trochê sosu pesto. W kuchni czeka³a tak¿e butelka zinfandela. Mercy czeka³ d³ugi wieczór, w dodatku by³ to wieczór pi¹tkowy. Pi¹tek zawsze oznacza³ pewnego rodzaju uroczystoœæ, mimo i¿ ksiêgarnia by³a otwarta równie¿ w soboty. Takie ma³e przedsiêwziêcia wymaga³y szeœciodniowego tygodnia pracy. 11 Jayne Ann Krentz Po dwóch latach Mercy zd¹¿y³a siê ju¿ przyzwyczaiæ do takiego trybu ¿ycia. Wyjazd do Kolorado w poniedzia³ek rano mia³ byæ pierw szym prawdziwym urlopem od dwdch lat. Nie wszyscy uwa¿aliby zreszt¹ tê wycieczkê za urlop, pomyœla³a ironicznie Mercy. W koñcu by³a to zdecydowanie wyprawa w interesach. Mercy by³a jednak tak podekscytowa na, jakby wyp³ywa³a w rejs dooko³a œwiata. Sprzeda¿ Doliny tajemniczych klejnotów by³a kamieniem milowym w jej ka rierze. Otwiera³ siê przed ni¹ nowy, wspania³y œwiat. Jeœli dobrze rozegra karty, znajdzie siê w ekskluzywnej atmosfe rze towarzystwa antykwariuszy. Ignatius Cove przynios³o jej szczêœcie. Jej ¿ycie bardzo siê zmieni³o w ci¹gu ostatnich dwóch lat, pomyœla³a z satysfakcj¹ Mercy. Dok³adnie dwa lata wczeœniej przekona³a siê, do jakiego stopnia nie zna siê na mê¿czy znach. Musia³a odwo³aæ swój œlub i zrezygnowaæ z pracy w bibliotece publicznej. Teraz mê¿czyzn traktowa³a z du¿o wiêksz¹ ostro¿noœci¹, nie mia³a ¿adnego sta³ego przyjaciela, by³a szczêœliwa i doskonale urz¹dzona w nowej pracy. Staj¹c na palcach, aby dosiêgn¹æ ksi¹¿ki na górnej pó³ce, Mercy wróci³a myœlami do kolacji. Zacisnê³a palce na ksi¹¿ce nagle porazi³o j¹ wra¿enie, i¿ ktoœ j¹ obserwuje. By³o to czka, który dŸwiêcza³ przy ka¿dym otwarciu drzwi. Mercy by³a absolutnie pewna, ¿e nie jest w ksiêgarni sama. Znieru chomia³a. - Szukam Mercy Pennington. Krzyknê³a i gwa³townie siê odwróci³a. Przy koñcu rzêdu pó³ek sta³ jakiœ mê¿czyzna. Jej pierwsze wra¿enie dotyczy³o ciemnoœci... nieprzyjemnej, ogarniaj¹cej wszystko ciemno œci. Do sklepu wtargn¹³ upiór nocy, szczup³y, ponury duch w³osamiczarne kruczego skrzyd³a. Mia³ na sobie czarne Nawet dŸwiêk jego g³osu przywodzi³ na myœl noc i wszystkie jej tajemnice. Echo w³asnego imienia i nazwiska wyda³o siê Mercy g³êbokie i ciemne jak dno oceanu. Jedynie w jego oczach dojrza³a promieñ œwiat³a. Osadzone w ciemnej twarzy, mia³y dziwny orzechowy odcieñ. Wyraz oczu by³ niepokoj¹co inteligentny i przenikliwy. Patrz¹c 12 inieprzyjemne uczucie, zw³aszcza ¿e nie s³ysza³a dzwone zspodnie, kolorubuty i czarn¹, rozpiêt¹ pod szyj¹ koszulê. Dolina klejnotów w nie Mercy zastanawia³a siê, jak cz³owiek mo¿e osi¹gn¹æ tak g³êboki, wyrafinowany spokój. I co mog³oby zak³óciæ spokój tych oczu? Jakaœ prymityw na, kobieca cz¹stka Mercy chcia³a odkryæ tê tajemnicê. Przez jedn¹ krótk¹, kusz¹c¹ chwilê Mercy zapragnê³a uderzyæ ob cego w twarz albo go poca³owaæ, aby sprawdziæ, czy uda jej siê zmieniæ spokojny wyraz jego oczu. Z niepokojem stwierdzi³a, ¿e jej reakcje wynikaj¹ z zafa scynowania obcym, który bez uprzedzenia pojawi³ siê w jej ¿yciu. Nigdy do tej pory nie spotka³a mê¿czyzny, który wywo³ywa³by w niej natychmiastowe i gwa³towne poczucie œwiadomoœci w³asnej kobiecoœci. Uczucie by³o tak silne i obezw³adniaj¹ce, ¿e musia³a przytrzymaæ siê najbli¿szej pó³ki. Pomyœla³a, ¿e nieznajomy ma jakieœ trzydzieœci parê lat, mo¿e trochê wiêcej. W jego twarzy wszystko by³o kanciaste: wysokie koœci policzkowe, twardo zarysowana szczêka, aro gancko stercz¹cy nos. I sta³ przed ni¹ z wyszukanym, niemal erotycznym wdziêkiem, atakuj¹cym jej zmys³y. Jego usta zaciœniête by³y w w¹sk¹ liniê i powinny wyra¿aæ ca³kowity brak emocji, ale z jakiegoœ niejasnego powodu Mercy odnosi³a wprost przeciwne wra¿enie. W twardo zaciœ niêtych ustach dostrzeg³a wielki potencja³ emocjonalny i umiejêtnoœæ panowania nad sob¹. Nie mog³a jednak odkryæ, czy za zimnym wyrazem ust kryje siê namiêtnoœæ, czy te¿ przemoc. Mercy pomyœla³a, ¿e porywaj¹ce by³oby ka¿de uczucie, jakim ten mê¿czyzna obdarzy³by kobietê. Usi³owa³a otrz¹s n¹æ siê z parali¿uj¹cej niemocy. - Jestem Mercy Pennington. Przestraszy³ mnie pan. Nie s³ysza³am, kiedy pan wszed³. - Mocno wziê³a siê w garœæ. Dzwonek nad drzwiami musia³ siê popsuæ. Mê¿czyzna rzuci³ okiem na drzwi. - Dzwonek nie jest zepsuty- stwierdzi³. - Przecie¿ zawsze dzwoni, kiedy drzwi siê otwieraj¹. - Tym razem nie zadzwoni³. - Mê¿czyzna wzruszy³ ramio nami. Tajemnica bezg³oœnego dzwonka najwyraŸniej nie by³a dla niego niczym wa¿nym. -Jeœli pani jest Mercy Pennington, ma pani na sprzeda¿ pewn¹ ksi¹¿kê. Chcia³bym j¹ zobaczyæ i jeœli to jest to, czego szukam, zap³acê ka¿d¹ cenê. 13 Jayne Ann Krentz - Ksi¹¿kê? - Mercy niczego nie kojarzy³a. Coœ w tym cz³o wieku kompletnie j¹ dezorientowa³o. Pyta³ j¹ o ksi¹¿kê, a przecie¿ mia³a wra¿enie, i¿ powinni rozmawiaæ o sprawach znacznie bardziej osobistych, znacznie wa¿niejszych. Po czu³a przelotne wra¿enie porozumienia, coœ takiego, jakby zna³a go ju¿ pod pewnym wzglêdem, choæ nie wiedzia³a nawet, jak siê nazywa. - Mam na sprzeda¿ setki ksi¹¿ek. - Chodzi mi o Dolinê tajemniczych klejnotów Burleigha. Przyjecha³em z daleka