Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Gdyby imperator żył, uśmiałby się z ich głupoty. - Spróbowali tego samego, co Siedem Sióstr - powiedziałby zgryźliwie. - Proszę powiedzieć, ile naprawdę ropy wam zostało? I proszę nie kłamać, kłamstwo nie leży w interesie narodowym. Rada nie wiedziałaby, o jakich siostrach mówi, zdumiałaby się też, na co komu ropa, jednak sens komentarza byłby dla nich jasny. Gdy padło pytanie o indywidualne rezerwy AM2, wszyscy zaczęli kłamać jak najęci. Na drugim zebraniu każdy podawał liczby dostosowane nie do zasobów, lecz do aktualnej sytuacji politycznej. A co z resztą imperium? - pytano. - Co się stanie, gdy wszyscy poznają prawdę? W końcu wieści się rozeszły. Poziom zapasów AM2 był niższy niż kiedykolwiek w historii imperium. Wybuchła powszechna panika. Rada stanęła przed nowymi problemami. Podczas wojny z Tahnijczykami imperator musiał nieustannie baczyć na niepewnych sojuszników. Płacił im ile mógł, a kiedy sytuacja się zmieniła, wszyscy ci koniunkturaliści ślubowali mu wierność i zgadzali się na wszystko. Jednak pierwotne przyczyny ich nielojalności pozostały. Przywódcy tych światów wciąż musieli sobie radzić z zarzutami swych poddanych, którzy niewiele wiedzieli o imperium. Wojna tylko pogorszyła sprawę. Jej zakończenie zaś nie rozwiązało automatycznie wszystkich problemów. Wieczny Imperator miał się właśnie zająć podobnymi sprawami, gdy został zabity. Teraz było jeszcze trudniej uporać się z czymkolwiek. Skoro wspomniani politykierzy nie dowierzali nawet imperatorowi, to jakim cudem mieli darzyć zaufaniem nową ekipę? Rada rządziła za pośrednictwem dekretów sejmowych, jednak większość mieszkańców imperium miała parlament w pogardzie. Uznawali go za maszynkę do zaklepywania dekretów władcy. I w zasadzie mieli rację, zaś imperator nigdy starał się temu zaprzeczać. Dbał o swój wizerunek. Dawno temu przestudiował uważnie dzieje ziemskich rodów monarszych. Szczególny podziw wzbudzili w nim władcy pewnego niezbyt rozwiniętego kraju. Nazywali się carami i uważali się za wskazanych przez Boga. Panowali nad milionami wykorzystywanych wieśniaków, a swych dworzan traktowali jak zwierzęta. Karali okrutnie za nic i profilaktycznie morzyli większość poddanych głodem. Czasem chłopi się buntowali. Historia tego kraju pełna jest krwawych powstań. Ale w oczach chłopów winni byli zawsze urzędnicy i szlachta. Oni też zawisali na drzewach. Carowi nigdy włos z głowy nie spadł. Dla narodu był jak ojciec. Łagodny i troskliwy, zawsze dobry dla nędzarzy. Niestety, podła szlachta wykorzystywała jego miękkie serce i pod jego sztandarem siała zło. Przecież gdyby nasz car batiuszka wiedział o naszej nędzy, zaraz położyłby kres niesprawiedliwości... Bujda nad bujdami, oczywiście, jedno wielkie złudzenie. Ale działało. Dopiero ostatni spośród carów otwarcie pogardzał swoim ludem. - I dlatego właśnie był ostatni - powiedział kiedyś imperator Mahoneyowi. Rada nie potrafiła jednak uczyć się na historii. Zresztą, gdyby im nawet ktoś opowiedział, pewnie by nie zrozumieli. Biznesmeni pozostają zwykle głusi na kwestie polityczne. Z tej przyczyny zostają możliwie najgorszymi władcami. Rada stanęła przed kolejnym problemem: co zrobić z Tahnijczykami? Dla Kyesa, bliźniaczek Kraa i innych, rzecz wyglądała prosto. Tahnijczycy zostali pokonani. Zwycięzca bierze łupy i po sprawie. Ostatecznie rada odarła systemy Tahnijczyków ze wszystkiego, co miało jakąś wartość. Rozmontowano i wywieziono co lepsze fabryki, które wykorzystano później do podreperowania własnych zakładów lub posłano po prostu na złom. Przechwycono źródła surowców. Miliardy ludzi zapędzono do niewolniczej pracy. Wydano wielkie sumy na utrzymanie garnizonów, co powiększyło jedynie deficyt budżetowy. Rabunkowa gospodarka musiała spowodować daleko idące konsekwencje. Nie zdążywszy spocząć na laurach, rada stanęła w obliczu katastrofy. Imperator mógłby im wytłumaczyć, dlaczego tyrania nie popłaca. Sam zamierzał pomóc Tahnijczykom i wcale tego nie krył. Owszem, z zastrzeżeniem - zamierzał też trwale ich spacyfikować. Planował sumienną i drobiazgową czystkę oraz wytrzebienie z ich kultury wszystkiego, co miało związek z wojną. Miał jeszcze jeden pomysł. Zamierzał spożytkować siły, które traciliby w walce, zaprzęgając ich do roboty. Miast lać wroga, niech pracują. W duchu współzawodnictwa. Niech zwyciężają gospodarczo. Wtedy będzie ich wspierał. Imperator oczekiwał, że niezbyt rozgarnięci i pozbawieni polotu Tahnijczykowie szybko zakasają rękawy, i uczynią ze swych światów jedno z największych kapitalistycznych centrów imperium. A ile AM2 mogliby wówczas kupić... Wszystko pięknie, stwierdziła rada, wracając w ten sposób do punktu wyjścia. Ale skąd wziąć AM2? Rozdział 5 Zanim jeszcze statek Kyesa wylądował w Soward, dojrzał on pierwsze znaki nadciągającej burzy. Główny port kosmiczny Świata Centralnego był prawie pusty. Na olbrzymiej bocznej płycie stały bezczynnie holowniki. Sądząc po stanie ich kadłubów, nie ruszano ich stąd od wielu miesięcy. Gdzie indziej parkowało kilka wielkich liniowców. Ich płyty poszycia pokryte były nadżerkami typowymi dla statków podprzestrzennych, które dawno nie widziały serwisu. Załóg zresztą też. Serce imperium, niegdyś tętniące życiem, obecnie przypominało raczej ruiny antycznego cesarstwa. Jedynym elementem krajobrazu, który się jeszcze nie rozpadał, była oczekująca na Kyesa kolumna wojskowych pojazdów. Smukła srebrzysta postać, z czerwoną naroślą na gładkim czole, wsiadła do wozu i skinęła kierowcy, by ruszał. Przy bramie minęli okazały poczerniały krater. Pamiątka po zamachu na imperatora. Proponowano już postawienie w tym miejscu jakiegoś pomnika. To Kyes właśnie rzucił ten pomysł dowodząc, że należy się to osobie, której autorytetem nadal się podpierali. Chwyciło. Zaraz zebrano fundusze, sporządzono projekt. Wszystko ponad rok temu, podczas ostatniej wizyty Kyesa. Ale samych prac jakoś nie rozpoczęto. Za bramą było jeszcze gorzej. Puste magazyny, zamknięte przedsiębiorstwa, zabite na głucho wystawy luksusowych sklepów. Masa żebraków i włóczęgów spoglądających ponuro na kawalkadę rządowych pojazdów. Jakaś kobieta nawet ostentacyjnie splunęła. Keyes pochylił się do kierowcy. Do kierowcy - kobiety