Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

On modli się w odłączeniu od modlącego się zgromadzenia, a jego prośby, płynąc do Pana, płyną samotnie. Wprawdzie wszystkie modlitwy płyną samotnie i każda z nich z osobna przenika do ucha Pana, ale mimo to w jakiś nieuchwytny sposób wzajemnie się wspomagają w żarliwym swoim locie, a gdy któraś z nich zmęczona poczyna opadać ku ziemi, inne wspierają ją i dodają jej otuchy. Z tych wszystkich przywilejów nie korzysta modlitwa Lewiego Mataja, grzesznika, któremu wprawdzie starsi synagogi nie zabronili wstępu do beth hakneseth, ale jak przystało na gorliwych strażników Pana, uczynili wszystko, co było w ich mocy - ani razu nie pobrali od niego datków na synagogę - aby w sensie duchowym i fizycznym stworzyć głęboki rozdział między upadłym celnikiem a resztą zgromadzenia. Ilekroć uczeni i światli faryzeusze natrafiali na trudności podczas rozważań nad jakimś złożonym zagadnieniem, zawsze szukali jego kiełków, duchowych podobieństw i powinowactw w wypowiedziach Pisma Świętego, które zawiera w sobie całokształt mądrości Boskiej i rozwiązuje wszystkie, dosłownie wszystkie, najzawilsze sprawy, i udziela sprawiedliwej odpowiedzi nawet na najbardziej przebiegłe i wykrętne pytania. Zatem i teraz sięgnęli do Pisma Świętego. Cytowali z pamięci różne przykłady, zdarzenia, sądy, wyroki, wypowiedzi, a jeden z uczonych przypomniał im historię wszetecznej niewiasty Rachab - a przecież wszeteczna niewiasta niczym nie różni się od celnika - której wielki Jeszua ben Num pozwolił spokojnie żyć wraz z całą jej rodziną pośrodku Izraela i otoczył ją opieką i życzliwością. Ale stało się to dzięki temu - dorzucił drugi uczony - że niewiasta owa uratowała wywiadowców izraelskich przed niebezpieczeństwem grożącym im od wrogich mieszkańców Jerycha, podczas gdy Lewi Mataj niczego dobrego nie zdziałał dla dobra ludu. Wówczas jeden z uczestników rozmowy dorzucił, że całe miasto mówi o zapisie Lewiego Mataja, który swój majątek przeznaczył dla biednych, a wykonawcą swojej woli uczynił Jaira, przewodniczącego synagogi. Jest to niewątpliwie gest godny pochwały - dorzucił inny faryzeusz - ale nie można go porównać z bohaterskim i szlachetnym czynem wszetecznicy Rachab. Mimo podzielonych zdań zapis Lewiego Mataja wpłynąłby na pewno na powszechną zmianę nastroju, gdyby nie tajemnicze zachowanie się Jaira, który, zapytany o prawdziwość krążącej uparcie wieści, ani jej nie potwierdził, ani nie zaprzeczył. Pogładził brodę i założywszy dłonie za pas powoli się oddalił. Wobec tego jedni faryzeusze uznali milczenie Jaira za potwierdzenie wiadomości o zapisie i sprzyjali celnikowi, inni za jej zaprzeczenie i złorzeczyli mu, i mieli za złe Jezusowi, że On, bogobojny Rabbi i cudotwórca, przyjął do grona swoich uczniów upadłego grzesznika. Po południu rozeszła się po mieście wieść o uczcie pożegnalnej z udziałem Jezusa i Jego uczniów, którą Lewi Mataj wydaje dziś w swoim domu. Wiadomość ta do żywego oburzyła jednych, wprowadziła w zakłopotanie drugich. Zbyt gorliwi zapaleńcy krzyczeli - a najgłośniej Menahem ben Noah i Nehemia ben Gedalia - że tego już za wiele! Rabbi ucztować będzie z grzesznikami! Publicznie! Na oczach wszystkich mieszkańców miasta! Spokojniejsi i bardziej zrównoważeni starali się ułagodzić gniew przeciwników. Było późne popołudnie, gdy w domu celnika, przy stołach nakrytych białym płótnem i zastawionych prostym jadłem, spoczęli na wygodnych łożach zaproszeni goście. Na honorowym miejscu, wsparty na lewym łokciu, spoczywał Jezus, po Jego prawicy Symeon ben Jona, a po lewicy Lewi Mataj, a dalej uczniowie, celnicy i ich pomocnicy. Uczta w Izraelu była nie tylko obowiązkiem, spłacanym potrzebom głodnego żołądka i spragnionego gardła, ale również zbiorową, prawie że obrzędową uroczystością, której uczestnicy przez wspólnie spożywany posiłek okazywali sobie wzajemnie szacunek i tworzyli serdeczną wspólnotę uczuć. Jeżeli zasiadłeś do jednego stołu z wrogiem i łamałeś się z nim chlebem, wróg przestawał być wrogiem, a stawał się twoim przyjacielem, jeżeli spożyłeś przy jednym stole posiłek z człowiekiem niższego od ciebie pochodzenia, podniosłeś go do własnej wysokości i uczyniłeś go sobie równym, jeżeli wiodłeś z twoim sąsiadem spór, ale potem zaprosiłeś go do swojego domu, ugościłeś go i jadłeś z nim z jednej miski, było to dowodem, żeś wyrzucił z serca wszelką ku niemu niechęć. Rabbi przed laty, chcąc okazać swą wspólnotę i jedność z najbiedniejszymi, z nędzą i niedolą ludzką, z am haarecami, z najbardziej pokrzywdzonymi synami ziemi, pracował na roli, w ogrodach, w winnicach, przy wypasaniu owiec. Tak też i teraz, ucztując w domu grzesznika przy jednym stole z celnikami, poborcami podatkowymi i ich pomocnikami, z ludźmi wyrzuconymi poza krąg społeczeństwa, ujawniał swoją więź, łączącą go z ludźmi biednymi, godnymi litości i miłosierdzia. Leżąc z nimi przy jednym stole i spożywając z nimi wieczerzę, i łamiąc się z nimi jednym i tym samym chlebem, dawał im do zrozumienia, że mimo swoich grzechów nie zostali usunięci ze zgromadzenia wiernych i w każdej chwili, jeśli będą pokutować w swoich sercach, odpuszczone im będą grzechy. Lewi Mataj, celnicy i ich pomocnicy, spożywając więc mięso i jarzyny, daktyle i chleb figowy, patrzyli z wdzięcznością na Jezusa, który swoim udziałem w ich wieczerzy przywracał im utraconą godność, otwierał bramę do nowego życia i zaszczepiał w nich radosną świadomość, że jeżeli zechcą, mogą zawrócić z drogi zachłanności i krzywdy i wejść na drogę sprawiedliwą i prawą. Upajali się możliwością powrotu do zgromadzenia wiernych. Wprawdzie wielu z nich borykało się z myślami i nie mogło zdobyć się na natychmiastowe zerwanie z dotychczasowym życiem, jednak poruszone sumienie nie dawało im spokoju i zmuszało ich do głębokich rozmyślań nad zagadnieniem grzechu i pokuty. Tym większy był ich niepokój, że po raz pierwszy w życiu, przez nikogo nie karceni, nie wytykani palcem i nie potępiani ostrym słowem, z własnej woli rozpatrywali swoje uczynki, sami je ważyli na wadze swojego sumienia i sami widzieli ich marność i nicość