Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Zaczyna on z wolna przewodzić i zamiast być ujeżdżanym, już sam ujeżdża. W takich wypadkach łatwe i niespodziane jest przejście z niewinnej niby zabawki do zupełnego zepsucia i najbrudniejszego nawet upadku. Bo cóż pozostaje jeszcze do stracenia? Czy dobra sława? Na j wyższe dobro kobiety! Wszakże go już bez tego straciła niesprawiedliwie dla samych pozorów. Nic już gorszego stać się nie może, o co by dawniej nie obwiniała obmowa, wnosząc z samej tylko powierzchowności. Zmienia się zatem postać rzeczy i cały niemal charakter osoby. Z roztrzepanej i próżnej, ale cnotliwej, staje się uważna i wystrzegająca, ale występna. Ta, która wprzódy wyzywała swawolnie, śmiała się i zaczepiała, siedzi już teraz ze spuszczonymi oczkami, z minką surową i na j obojętniejszym obraża się żartem. Uszczypliwość niegrzecznego sumienia uśmierzają częste spowiedzi i posty. Przybiera postać niewiniątka i świętoszki, ale nietrudno jest domyśleć się, co się tam święci. Jak wprzódy dla pozorów niewinnie osławianą została, tak znowu teraz dla pozorów zyskuje niesłusznie pochwały. Stawiają ją na przykład skromności i obyczajności. Utraciła cnotę, a reputację zyskała. Całą jej zasługą jest skrytość i zręczne udawanie, bo pozory stanowią wartość świata wielkiego. Miłostki z próżności przerodziły się w chuć pożądliwą, bo to jest codzienna droga ich postępu, ich kariera i awans, obieg zwyczajny w życiu dam wielkiego świata. Zdarza się wprawdzie czasami i tam, że podsycana okolicznościami rozpusta, rozpasana na wszystkie bezwstydy, nie dba więcej na cudze zdania i mowy, nie zadaje sobie nawet tej troski, aby się utaić, nie przybiera pozorów osłaniających jej brzydkość, owszem występuje jawnie i bezczelnie, a jest pomimo tego mile widziana i przyjmowana uprzejmie. W takich wypadkach ma główną rolę nieraz publiczność, często guwerner, czasami i hajduk. Lecz mieszać to do miłostek świata wielkiego byłoby krzywdę mu czynić. Życie takie ma swoje umieszczenie odrębne, a chociażby go wiodły i osoby świata wielkiego, jest ono zawsze ustępem prostego zakamarkowego życia. Nie należy zatem do niniejszego opowiadania tylko jak przedmiot sąsiedni i pokrewny. Świat wielki nie zarzeka się przyjemności; robi on to wszystko co i mały, tylko inaczej. Nie tylko dziwactwa, ale błędy nawet i występki pojawiają się na nim w przebraniu powabnym i zgrabnym. Najgłówniejszą jego sztuką i zasadą jest biegłe udawanie pozorów. Przyjął on stałe przepisy i prawa, ażeby na zawsze wyłączyć rozmaitość swobody i otwartość naturalności. Całą istotą jego jest niewolnicze naśladownictwo, żywiołem parafiańszczyzna. Mniejsza, że ciało pełne wyrzutów i trądów, byle go tylko pokrywał ubiór nowy i błyszczący. To samo dzieje się z duszą, niech sobie myśli wewnątrz jakkolwiek, byle się tylko umiała z wierzchu osłonić i pokazać jak trzeba. Niech będą krosty na ręku, ale zawsze pod białymi rękawiczkami. Zasada ta daje się szczególniej przystosować 50 do miłostek świata wielkiego. Odbywają się one pod zasłoną przyjętych zwyczajów, nie zwracając na siebie tylko nie oswojoną z tym uwagę gminną; a przywiedzione do pewnego kresu nie kończą się albo nie wiedzieć, jak kończą, zostawiając szerokie pole domysłom, które, jak się świat wielki wyraża, tworzy z ujmą jego sławy złość ludzka i niewiadomość. Miłostki przez próżność zawracają głowy nie tylko kobietom. Do szczególniejszych zalet modnisia należy, z kim i jak wiele ich odbył. Jest to prawie stopa szacunkowa ufryzowanej głowy. Przeto podróżujący paniczyk stara się na j usilnie j, ażeby przywieźć na powrót włosy, zasuszone listki, słodkie bileciki, woreczki z westchnieniami, pamiątki łzami skropione i długie powieści o szczęściu do najpierwszych dam w Europie. Wszystkie były bardzo piękne, bardzo bogate, kochały się bardzo i chciały iść za mąż koniecznie, ale potrzeba było wynieść się z kraju, miłość ojczyzny przemogła. „Co za głupstwo”, odpowiada w dobrej wierze przysłuchujący się tym dziwom prostoduszny domator, „kto widział własne szczęście tak poniewierać? Raz tylko w życiu ono spotyka!” Kobiety mają na to węch lepszy; przysłuchują się z upodobaniem, jak gdyby romans czytały, lecz rzadko która uwierzy, a niedoświadczone tylko niewiniątko nie ujmie nic z tej wielkiej świetności, wielkiej piękności i wielkich bogactw i nic nie doda do tych lat młodocianych. Kiedy jedni gdzieś nad brzegami Sekwany, Tamizy i Tybru kwitnące zrywają wawrzyny, których ledwie maleńkie ułamki do uszu się naszych dostają, to drudzy rozwijają przed oczyma naszymi niepospolity talent w miłostkach, a pozierając litości wie na te dalekie włóczęgi, obierają sobie miasta rodzinne na pole popisów i zwycięstw. Kołnierzykowy Łaskawca męczy się i ubiega, ażeby go widziano przy boku wszystkich ładnych mężatek i panien. Karmi on je duchowo i cieleśnie miodowymi słówkami i cukierkami, podaje im rady poufałe i rzeźwiące chłodniki, ściska za rączki, obwija w płaszcze i chustki, aby się nie przeziębiły, przestrzega, aby spocone na dwór nie wychodziły itd., a to tym śmielej, że one całkiem powodują mu się w ubezpieczeniu wewnętrznym, a Niezabudka nawet za złe tego nie bierze. Miłostki takie są zupełnie niewinne, czysta teoria. Jest w nich dla płci pięknej cokolwiek nudów, ale najmniejszego nie masz niebezpieczeństwa. – Sam zaś Kołnierzykowy pewny o siebie, z samiczkami bardzo jest ostrożny, a odmierzywszy na łokcie rozciągłość swoich miłostek, kiedy już pewnej dosięgają miary, powraca znowu jakby w polonezie, chroniąc się w ten sposób od kłopotu, którego lękał się jakiś pisarz koronny: „diab[e]ł nie śpi, a nuż się która rozkocha”. Warto przypatrywać się tym przebiegłym gonitwom i zręcznym obrotom, tej miłostkowej taktyce Łaskawcy. Jak ćwiczony wyżeł, zaprawiający podrostka do pierwszego pola: upatrzyć, podstąpić, nagonić, ale nie spłoszyć. Cały w tym talent – niezbyt gorąco. Jest to prawdziwa szkoła dla podrastających pokoleń, zapatrują się na nią młodzieńcy, praktykują w niej wszystkie panienki wielkiego świata. Tę usilność wzajemnego przypodobania się nazywa nasz świat wielki dwojako, albo modnie „faire la cour”, albo patriotycznie „robić kury”. Nawykł on tak nałogowo do tej roboty, iż ona stała się prawie na j główniejszą jego treścią. Na kurach więc można by wzorem perfumiarzy paryskich przykleić karteczkę z napisem: Extrait double de grand monde. Życie salonowca jest nieustającym robieniem kury