Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Nie było widać ani kobiet, ani dzieci. - Nie ma go! - krzyknął Gwent. - Wyjechał razem z żołnierzami. Stary odźwierny mówi, że opuścili zamek wczoraj. - Czy była z nimi lady Marjorie? - Tak. Jechała tuż obok Richarda de Luci, biała jak anioł, według słów odźwiernego. - Dokąd on mógł pojechać? - zastanawiał się głośno Severin. W tej samej chwili uświadomił sobie, że w Oxborough zostawił zaledwie dwudziestu żołnierzy. Tylko dwudziestu, ale bramy przecież były zaryglowane. Nikt obcy nie mógł dostać się do środka. Nikt. Severin przypomniał sobie dzień, tak już dawno temu, kiedy dwóm ludziom Richarda de Luci udało się dostać na wewnętrzny dziedziniec, a jednemu z nich przedostać do ogrodu Hastings, w którym ugodził sztyletem Severina... Nie! Beamis otrzymał wyraźne rozkazy. Nikt obcy nie zostanie już wpuszczony do zamku Oxborough. Mimo tej świadomości martwił się. Kiedy zaś w powrotnej drodze do Oxborough odpytał chłopów i dowiedział się, że de Luci właśnie tędy przejeżdżał, ogarnął go lęk. Severin zaklął i palcami przeczesał włosy. - Panie, de Luci nic nie może zrobić - odezwał się sir Alan. - Jest szalony i przebiegły. Nie ufam mu. - Mam nadzieję, że nie wyrządził krzywdy Marjorie - powiedział sir Alan i wszyscy spostrzegli, że jest bardzo przejęty. Jechali ostro, chcieli jak najszybciej dotrzeć do Oxborough. - Proszę, Hastings, pokaż mi, gdzie mieszka Znachorka. Boli mnie brzuch, a lady Moraine mówiła, że Znachorka potrafi uzdrowić nawet konającego. - Nie możemy teraz opuścić zamku, Eloise - odparła Hastings, przykucając, tak aby jej oczy znalazły się na wysokości oczu dziewczynki. - Lord Severin chce, żebyśmy zachowywali się tak, jakby zamek był oblegany przez wroga. Zaraz ci przyrządzę napar na twoje dolegliwości. Ale Eloise brzuch przestał boleć, zanim Hastings zdążyła przyrządzić słodki napój ze sproszkowanych stokrotek i wina. Hastings naprawiała jedną z tunik Severina - jasnoniebieską - kiedy do wielkiej sali wpadł Beamis. Edgar podniósł głowę i groźnie zawarczał. - To Znachorka! - krzyknął Beamis. - Na łokcie świętego Etelberta! De Luci ją porwał! Hastings początkowo nie zrozumiała, o co chodzi, zaraz jednak zerwała się, zrzucając tunikę męża na posadzkę pokrytą trzcin;). - Och, nie! - krzyknęła. - Och, nie... - Jest pod murami. Trzyma Znachorkę przed sobą na koniu. Związał ją, a do szyi przyłożył jej nóż. Mówi, że jeśli nie będziesz z nim rozmawiać, to ją zabije. Hastings wypadła z wielkiej sali, przebiegła wewnętrzny dziedziniec, a znalazłszy się na zewnętrznym, drewnianymi schodami prowadzącymi na wały popędziła na górę. Stąd popatrzyła w dół. Strach zmroził ją po czubki palców. Znachorka siedziała na koniu prosto i dumnie. A zatem de Luci uznał, że Hastings nie przejmie się jego groźbami rzucanymi pod adresem Marjorie. Być może miał rację. Ale Znachorka to zupełnie co innego! - Znachorko! - zawołała Hastings. - Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? - Tak, Hastings! - odkrzyknęła Znachorka. - Ale ten człowiek jest szalony. Nie możesz mu ufać. Nie rób nic, czego zażąda. De Luci szturchnął ją mocno w głowę. - Nie dotykaj jej, ty żałosny skurwysynu! - No to daj mi to, czego chcę, Hastings, i zrób to od razu. Na pewno chciał dostać Eloise. Nie, nie odda dziewczynki temu potworowi! - Nie dostaniesz Eloise, bo się nad nią znęcasz. Zostanie tu, gdzie jest bezpieczna. - Wcale nie chcę tego nieszczęsnego diabelskiego pomiotu. Nie, Hastings, ja chcę ciebie. Hastings zobaczyła, że jeden z żołnierzy Beamisa dyskretnie napina łuk. - Nie! - szepnęła. - Nie. Mógłbyś zranić Znachorkę. Nie możemy ryzykować. - Lady Hastings nigdzie nie pójdzie! - krzyknął Beamis. - Zabieraj tę swoją przeklętą bandę wykolejeńców i idź precz. Niedługo powróci lord Severin. - Czekam na to! - odkrzyknął de Luci. Podniósł nóż i przyłożył do gardła Znachorki. Pociągnął lekko i krople krwi spłynęły na jej suknię. Ona jednak nawet nie drgnęła. - Nie wychodź, Hastings! - ostrzegła. De Luci znów uderzył ją w głowę, tym razem tak mocno, że bezwładnie osunęła się na koński grzbiet. - Wyjdę, jeśli ją uwolnisz! - krzyknęła Hastings, nie mogąc znieść widoku sponiewieranej kobiety. - I jeśli uwolnisz Marjorie. Na te słowa de Luci poderwał głowę. - Marjorie? Chcesz uwolnienia tej suki? Przecież ona za wszelką cenę starała się pozbawić cię życia. Nienawidzi cię. Ale uwolnię ją. Kiedy będę miał ciebie, ona mi się do niczego nie przyda. - Wyjdę! - krzyknęła Hastings. - Ale musisz wiedzieć, że nie na wiele ci się to zda. Spodziewam się dziecka, dziecka lorda Severina. Tak więc zostaw lepiej Znachorkę i odjedź. - Wiem, że nie spodziewasz się dziecka - odkrzyknął de Luci. Głos miał czysty, twardy. - Marjorie mi powiedziała. Nie kłam więc. Przyjdź do mnie, a Znachorka będzie wolna. Marjorie uwolnię także, jeśli naprawdę chcesz tego. - Przyjdę! - zawołała Hastings. - Nie, Hastings! - Beamis zagrodził jej drogę