Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Tu masz najważniejsze punkty. Taki szkic. Przeczytaj to, dobrze? Budd przebiegł wzrokiem tekst. - Jasne, tylko myślę, że jeszcze nie jestem gotowy. Powinienem poćwiczyć czy coś. - Nie ma czasu na ćwiczenia - oświadczył Potter. - Dam ci tylko kilka wskazówek na temat negocjacji. - Mówisz poważnie? - Posłuchaj, Charlie, skup się. Musisz szybko przełamać jego wątpliwości i przekonać go, żeby w to uwierzył. - Stuknął palcem w żółtą kartkę. Twarz Budda znieruchomiała, kiedy kapitan zasiadł przy biurku, na którym spoczywał telefon komórkowy. - Powtarzaj to, co on mówi. Na przykład, powie ci, że chce lody. Ty na to: „Lody, oczywiście”. Powie, że jest zły. Mówisz wtedy: „Jesteś zły?”. W ten sposób okazujesz mu swoje zainteresowanie, nie wyrażając żadnych ocen. To wytrąca go z równowagi i zmusza do zastanowienia. Ale trzeba to robić z umiarem, bo inaczej zrazisz go do siebie. Budd skinął głową. Zaczął się obficie pocić. - Musisz przyjąć do wiadomości jego uczucia, ale nie możesz ich podzielać - rzekła Angie. - Zgadza się - przytaknął Potter. - To twój wróg. Nie sankcjonujemy przemocy i dlatego źle postępuje. Ale powinieneś mu wytłumaczyć, że wiesz, co czuje. Rozumiesz? Nie skacz z tematu na temat. Musisz mieć świadomość, jak brzmi twój głos i jak szybko mówisz. Od razu cię ostrzegam, że nabierzesz zbyt ostrego tempa. Staraj się mówić wolno i rozważnie. Odniesiesz wrażenie, jakbyś był pod wodą. - Kiedy zadasz mu pytanie, a on nie odpowie - powiedziała Angie - nie przerywaj ciszy. Musisz być opanowany. - Nie pozwól mu sobą manipulować. Zarówno celowo, jak i podświadomie będzie groził, mówił bardzo szybko albo milczał. Musisz po prostu cały czas myśleć o swoim celu. - Potter ponownie stuknął w kartkę, tym razem z poważniejszą miną. - Najważniejsze, żebyś nie pozwolił mu się sprowokować. Niech się wścieka, niech mówi najgorsze rzeczy, ty musisz pozostać niewzruszony. Niech się z ciebie śmieje. Niech cię obraża. Masz być ponad to. Po tobie to spływa, rozumiesz? - Potter pochylił się i szepnął: - Może mówić, że zabije wszystkie dziewczynki. Może nawet strzelić, żebyś pomyślał, że właśnie kogoś zabił. Może ci powiedzieć, że będzie je torturował albo gwałcił. Zignoruj to. - Co mam mówić? - spytał z rozpaczą w głosie Budd. - Kiedy to powie, co mam mówić? - Najlepiej w ogóle nic. Gdybyś się poczuł zmuszony do reakcji, powiedz po prostu, że to nie przyczyni się do rozwiązania sprawy. - O rany. Potter spojrzał na zegarek. - No, pora na przedstawienie. Gotów? - spytał Budda. Młody kapitan skinął głową. - Naciśnij jedynkę. - Co? - Na klawiaturze szybkiego wybierania - wyjaśnił Tobe. - Wciśnij jedynkę. - I potem mam z nim rozmawiać? - Rozumiesz scenariusz? - zapytał Potter. Budd znów kiwnął głową. Potter wskazał telefon. - O rany. - Kapitan sięgnął po telefon i wdusił przycisk. - Jest połączenie - szepnął Tobe. - Hej, co u ciebie, Art? - rozległ się głos z głośnika. Ton Handy’ego wydawał się protekcjonalny. - Tu Charlie Budd. Lou Haudy? - A kto ty jesteś, do kurwy nędzy? Budd patrzył w leżącą przed nim kartkę. - Jestem z biura prokuratora stanowego. - O kurde. - Chciałbym z tobą parę minut pogadać. - Gdzie Art? - Nie ma go tu. - Co się, kurwa, dzieje? Budd przełknął ślinę. No już, Charlie, pomyślał Potter. Nie ma czasu na tremę. Stuknął w leżący na biurku notatnik. - Dzieje? - powtórzył kapitan. - Co masz na myśli? - Chcę rozmawiać tylko z nim. - Z kim? - Z Artem Potterem. A co myślałeś? Budd głęboko nabrał powietrza. - A czemu nie ze mną? Nie jestem wcale gorszy. - Jesteś od prokuratora? - Zgadza się. Chcę z tobą porozmawiać o kapitulacji. Zwolnij, napisał Potter. - Dowcipny prokuratorek. Pierdol się, koleś. Budd miał już spokojniejszą minę. - Co, nie lubisz prawników? - Uwielbiam. - Opowiedzieć ci kawał, Lou? - rzekł Budd. Potter i LeBow spojrzeli po sobie zdumieni. - Jasne, Charlie. - Przyszła baba do ginekologa i pyta, czy można zajść w ciążę przez seks analny. Lekarz na to: „Jasne, a którędy pani zdaniem rodzą się prawnicy?”. Handy ryknął śmiechem, a twarz Budda oblała się purpurą. W ciągu dwudziestu lat prowadzenia negocjacji Potter nigdy nie opowiadał porywaczowi dowcipów. Pomyślał, że powinien chyba wprowadzić jakieś poprawki do swojego podręcznika. - Arthur załatwia ten helikopter dla ciebie - ciągnął Budd. - Chodzi o jakieś pływaki czy coś w tym rodzaju, Niedługo powinien wrócić. - Lepiej, żeby maszyna była tu za godzinę i dwadzieścia minut. - O ile wiem, Lou, Arthur robi, co się da. Ale posłuchaj, nawet jeżeli dostaniesz śmigłowiec, prędzej czy później cię znajdą. - Budd patrzył w leżącą przed nim kartkę. - Kiedy tylko ktoś się dowie, kim jesteś i że strzeliłeś dziewczynie w plecy, wiesz, co się stanie. Zgarną cię i nagle znajdziesz się na pace karetki, a potem zdarzy się jakiś wypadek. - Grozisz mi? - Nie, do cholery. Próbuję cię ocalić. Mówię ci po prostu, co będzie potem