Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Może kiedyś doczekają się potomstwa. Chciała mieć dzieci, chociaż trochę wzdrygała się na myśl o seksie. Odkąd się poznali, kilka razy całowała się z Peterem, nie czuła jednak żadnego podniecenia, co najwyżej lekką ciekawość. No cóż, najwyraźniej natura obdarzyła ją słabym popędem seksualnym. Zdarza się. Zresztą zważywszy na okoliczności, chyba tak jest lepiej. Brzydula czekająca na rycerza w lśniącej zbroi i marząca o namiętnym seksie... to żałosne. Nie, lepiej być realistką i niepotrzebnie nie robić sobie nadziei. Już i tak osiągnęła znacznie więcej, niż się spodziewała. Jest osobą wolną i niezależną, zarówno finansowo, jak i pod każdym innym względem. A wolność, jak jej tłumaczył ojciec, to najważniejsza sprawa w życiu. On ze swojej zrezygnował, uległ presji teściów, i nigdy nie przestał tego żałować. Cassie z Peterem bardzo szczegółowo omówili swoją przyszłość. Ona wciąż kierowałaby Cas-sietronics, on dalej pracowałby w Pentatonie. Kupiliby mieszkanie w Londynie, blisko jej biura; może później prowadziłaby interesy z domu... 16 PRAWDZIWY DIAMENT Miała wszystko, czego kiedykolwiek chciała. Powtarzała to sobie, przeglądając pocztę i starając się zignorować ból, który ją przeszył na wspomnienie wysokiego, ciemnowłosego kolegi z klasy. Ilekroć na niego patrzyła, czuła ostry ucisk w sercu. Wtedy przed laty stale o nim myślała, marzyła, by ją pocałował, pogładził po twarzy; na niczym innym nie była w stanie się skupić. Dostała nauczkę. I bardzo dobrze. Jest młodą kobietą, niezwykle bogatą. Gdyby nie tamta nauczka, pewnie łatwiej byłoby jej się zakochać w jakimś przystojniaku, który obsypywałby ją komplementami, a zęby ostrzył na jej pieniądze. Ciotka często ją przed tym ostrzegała. Wzdychając ciężko, Cassie odsunęła na bok korespondencję. Ciotka Renee, wdowa po wuju, winiła ojca Cassie za bankructwo rodzinnej firmy; nie przyjmowała do wiadomości, że to jej mąż doprowadził firmę do upadku. Teraz, gdy wuj Ted nie żył, ciotka Renee była jedyną krewną Cassie. Czasem dziewczyna odnosiła wrażenie, że ciotka zieje do niej nienawiścią; czepiała się jej ojca, krytykowała ją za wygląd. Sama wciąż nosiła ślady wielkiej urody, wydawała fortunę na ubrania oraz kosmetyczkę. Ilekroć Cassie spotykała ją w mieście, zawsze towarzyszył jej młody, a przynajmniej znacznie od niej młodszy i bardzo przystojny mężczyzna. Penny Jordan 17 Uroda szczęścia nie daje, pocieszyła się w myślach Cassie i nagle zamarła: z tygodnika, który zamierzała odłożyć na stos, spoglądała na nią uśmiechnięta twarz Joela Howarda obejmującego w pasie drobną blondynkę. Poniżej zdjęcia widniała informacja o balu charytatywnym. Cassie wykrzywiła z pogardą usta. Dlaczego, kiedy męż-czyzna mający pozycję i pieniądze zmienia partnerki jak rękawiczki, wszyscy patrzą na niego z podziwem i zazdrością, a kiedy kobieta robi to samo, spotyka się z krytyką i drwiną? Nie ma równouprawnienia, uznała. W głębi duszy wiedziała jednak, że Joel Howard pociągałby piękne kobiety, nawet gdyby nie miał złamanego grosza. W jego wypadku nie chodzi o bogactwo, lecz o dziwny zwierzęcy magnetyzm, który z niego emanuje. Dlatego ona, Cassie, tak bardzo go nie lubiła. Przeszkadzało jej to, że facet zbija kapitał na swoim wyglądzie. Tak, nie lubi go. Nienawidzi. Z rozmyślań wyrwał ją ostry dźwięk telefonu. Podniosła słuchawkę i odetchnęła z ulgą, kiedy na drugim końcu linii usłyszała łagodny głos Petera. A kogo się spodziewałaś? - spytała sama siebie. Joela Howarda? Facet na pewno więcej się do niej nie odezwie. Nie po tym, jak poprosiła Davida, by mu przekazał, że nie jest zainteresowana niczym, co ma jej do zaoferowania. 18 PRAWDZIWY DIAMENT Peter dzwonił, by potwierdzić wieczorne spotkanie. Wybierali się do restauracji, aby uczcić swoje zaręczyny i omówić przygotowania do ślubu, który planowali wziąć pod koniec miesią-ca. Dopiero ślub da jej prawdziwe poczucie bezpieczeństwa, pomyślała, odkładając słuchawkę