Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

.. - Przeciga si, ziewa i otwiera drzwi. - Cuba libr... - Ewa ocenia barek rzutem oka. - 1 du|o lodu. Czekajc na drinka, rozglda si instynktownie. Po ktach ciuchy, pisma, pByty, pojedyncze buty, czekoladki, nieokieBznany rozgardiasz. - WydawaBo mi si, |e chcesz porozmawia... -zaczyna. Nie bd wyskakiwa przed orkiestr. Niech sama mi powie, co ma do powiedzenia, je[li co[ ma... - Mój chBopak czym[ ci si naraziB, czy tak? Ew dziwi wBasny spokój. Obserwuje sam siebie jakby z oddalenia, jest dobrze, nie mo|e by lepiej. Bawi si szklank, grzechoczc kostkami lodu. - Och, nie chc ci denerwowa. Wiesz, jacy s m|czyzni. Wszystkim tylko jedno w gBowie... -trzepie WBoszka. - On ci kocha i tylko to si liczy... - Wznosi do góry kieliszek, w ge[cie toastu. Pije biaBe wino. Ewa nie odpowiada, u[miecha si, czeka, co bdzie dalej. Manuela jakby si waha, obejmuje j nagle i szepcze do ucha: - Jeste[ jak te dziewczyny z okBadek, cara... - Podsuwa jej pod nos dBugonogie wiotkie blondynki z kolorowych magazynów. - Bella... Ale chBopaki czasami wol co[ bardziej konkretnego. Twój te|... Dzisiaj popBynB za mn. ZaczB mnie dotyka. DaBam mu po twarzy. O, tak... - Manuela demonstruje, jak byBo, wstaje, dolewa sobie wina. - Przedtem ciebie nie znaBam, to co innego, ale teraz jeste[my przyjacióBkami, prawda, bella? Chcesz jeszcze rumu, albo coli? - To samo, prosz... - Ewa wyciga ku niej szklank, z samotn kostk lodu na dnie.  Przedtem..." tBucze jej si po gBowie. Nie jest pewna, czy ma ochot sBucha, co byBo przedtem. Czy to wytrzyma równie spokojnie. - WspominaB mi o jakim[ roman-siku... - kBamie jak z nut - ale nie wiedziaBam, |e to byBa[ ty. Manuela marszczy brwi, nie spodziewaBa si tego, to jasne. - Co ci mówiB...? - Och, wiesz, jacy s faceci... - Ewa zrcznie odbija piBeczk. - Nie chc ci sprawia przykro[ci. Przecie| si przyjaznimy, prawda? Opró|nia zawarto[ szklanki jednym haustem, lód piecze j w gardBo, z trudem powstrzymuje Bzy, tylko tego brakuje, |ebym si tu poryczaBa. Wstaje, cmoka j w policzek. - Ciao, cara... Grazie... Manuela próbuje j zatrzymywa, ale Ewa wychodzi w noc, Bzy kapi jej na sukienk, przechodzi przez maBy pBotek, nie poradz sobie z tym, my[li, przed nami jeszcze trzy tygodnie, bilet jest niewymienialny, najtaDsza taryfa. Siada na trawie, pod bukszpanem, wystrzy|onym pod kancik przez Ros, gaBzki kBuj jej plecy, naturalna akupunktura, który[ z punktów musiaB mie naturalne poBczenie z kanalikami Bzowymi, bo nagle przestaje rycze, a jej |al obraca si w zBo[. Patrzy na niebo, mo|e znów spadnie jaka[ gwiazda, ale szansa nie jest wielka, do [witu niedaleko. Wie ju| dokBadnie, co zamierza zrobi, o ile starczy jej siBy i odwagi... - Nie uciekaj... - Maciek próbuje przytrzyma j w Bó|ku. Mimo |e ledwie si zdrzemnBa tej nocy, adrenalina stawia j na baczno[, kiedy tylko otworzyBa oczy. PostanowiBa udawa, |e wszystko jest w porzdku, ale na amory nie ma najmniejszej ochoty, co to to nie. - Twój ojciec jest ju| na nogach... - Zza drzwi dobiega jego pogwizdywanie i tupot nóg Carli. - Im wcze[niej pojedziemy, tym lepiej. Ale ty po[pij sobie jeszcze..