Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Z gliny na samym dnie wykopu wystawała gigantyczna kamienna dłoń trzymająca kryształową kulę i to właśnie ona odbijała ostatni blask dnia. Rand otworzył usta ze zdziwienia na widok rozmiarów tej gładkiej kuli - był przekonany, że jej powierzchnia nie jest skażona nawet najdrobniejszą rysą - o średnicy co najmniej dwudziestu kroków. W pewnej odległości od dłoni odkopano kamienną twarz, proporcjonalnej wielkości. Twarz mężczyzny z brodą wystawała z ziemi z godnością wielu lat, silne rysy wydawały się zawierać mądrość i wiedzę. Nagle, zupełnie nieproszona, zaczęła się formować pustka, całkowita i kompletna, saidin jarzył się i przyzywał. Tak był pochłonięty widokiem tej twarzy i dłoni, że nawet nie zauważył, co się stało. Słyszał kiedyś, jak kapitan statku, Bayle Domon, opowiadał o ręce trzymającej ogromną kryształową kulę; twierdził, że wystaje ona ze wzgórza na wyspie Tremalking. - To niebezpieczne - powiedziała Selene. - Odjedźmy stąd, Rand. - Myślę, że potrafię znaleźć prowadzącą do niej drogę - odparł roztargnionym głosem. Słyszał śpiewającego saidina. Ogromna kula zdawała się jarzyć bielą światła zachodzącego słońca. Miał wrażenie, że w głębi kryształu światło wiruje i tańczy w takt pieśni saidina. Dziwiło go, że ludzie znajdujący się w dole tego nie zauważyli. Selene podjechała bliżej i ujęła go za ramię. - Błagam, Rand, musisz stąd odejść. Popatrzył na jej rękę, zaskoczony, po czym powiódł wzrokiem poprzez ramię aż do twarzy. Wyglądała na autentycznie zaniepokojoną, może nawet przestraszoną. - Nawet jeśli ten występ nie zawali się pod ciężarem naszych koni i nie połamiemy sobie karków przy upadku, to i tak widać, że ci ludzie to strażnicy, a nikt nie ustawia straży przy czymś, by potem pozwalać byle przechodniowi to oglądać. Co ci przyjdzie z uciekania przed Fainem, jeśli strażnicy cię aresztują. Chodź stąd. Nagle - dryfująca, daleka myśl - uświadomił sobie, że otacza go pustka. Saidin śpiewał, a kula pulsowała nie musiał nawet patrzeć, by o tym wiedzieć - i wtedy przyszło mu do głowy, że jeśli on podejmie pieśń, śpiewaną mu przez saidina, wówczas ta ogromna kamienna twarz otworzy się i zaśpiewa razem z nim. Razem z nim i saidinem. Wszyscy razem. - Błagam, Rand - powiedziała Selene. - Pojadę z tobą do wsi. Już nic nie będę mówiła o Rogu. Tylko odejdź stąd! Uwolnił pustkę... ale ona nie chciała odejść. Saidin nucił, a światło wypełniające kulę tętniło niczym serce. Jak jego serce. Loial, Hurin, Selene, wszyscy troje wpatrywali się w niego, lecz najwyraźniej nie zauważali wspaniałości blasku, jaki bił od kryształu. Usiłował odepchnąć od siebie pustkę. Była nieugięta jak granit. Unosił się wśród otaczających ją ścian, niczym pośród kamienia. Pieśń saidina, pieśń kuli, czuł, jak one wibrują po jego kościach. Zaciskając zęby, nie chciał się poddać, sięgnął do głębi samego siebie... "Nie zrezygnuję..." - Rand. Nie wiedział, czyj to głos. ...dotarł do źródła własnej istoty, źródła tego, czym był... "...nie poddam się..." - Rand. Pieśń wypełniała go całego, wypełniała całą przestrzeń pustki. ...dotknął kamienia, rozżarzonego od bezlitosnego słońca, zlodowaciałego od bezlitosnej nocy... "...nie..." Poczuł, jak go wypełnia, jak oślepia go światło. - Póki cień nie zniknie - powiedział półgłosem póki wody nie ustąpią... Wypełniła go Moc. Stał się jednym z kulą. - ...w Cień z obnażonymi zębami. Moc należała do niego. Jedyna Moc. - ...by splunąć w oko Temu, Który Odbiera Wzrok... Moc od której Pęka Świat. - ...ostatniego dnia! To zabrzmiało jak krzyk i pustka zniknęła. Rudy spłoszył się, grudy gliny trysnęły spod jego kopyt, sypiąc się na dno wykopu. Wielki gniadosz padł na kolana. Rand pochylił się do przodu, chwytając mocno wodze, a Rudy uniósł niezdarnie, cofając w bezpieczne miejsce, z dala od skraju urwiska. Zauważył, że wpatrują się w niego. Selene, Loial, Hurin, wszyscy troje. - Co się stało? "Pustka..." Dotknął swojego czoła. Pustka nie zniknęła, gdy chciał ją uwolnić, a łuna saidina stała się jeszcze silniejsza, i... Nie mógł sobie przypomnieć nic więcej. Saidin. Czuł chłód. - Czy ja... coś robiłem? - Zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć. -- Coś mówiłem? - Siedziałeś tylko, sztywny jak posąg - odparł Loial - mruczałeś coś do siebie i nie słuchałeś nikogo. Nie rozumiałem, co mówisz, dopóki nie krzyknąłeś "dzień!" tak głośno, że mógłbyś pobudzić umarłych, a koń tak się spłoszył, że omal nie skoczył do przepaści. Czy jesteś chory? Z każdym dniem zachowujesz się coraz dziwniej. - Nie jestem chory - odparł ochryple Rand, po czym spokojniejszym tonem dodał: - Nic mi nie jest, Loial. Selene obserwowała go uważnie. Od strony wykopu dobiegło ich wołanie mężczyzn, słowa nie dawały się zrozumieć. - Lordzie Rand - powiedział Hurin