Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- I jeśli wiatr się utrzyma - dopowiedziała Too-tiki. Muminek patrzył na nie i zastanawiał się. Potem rzekł spokojnie: - Mogę wam pożyczyć mój namiot. .oOo. Po południu Too-tiki wyczuła nosem, że nadchodzi wielki mróz. Oblała konia wodą z rzeki i naniosła drzewa do kabiny. - Siedźcie dziś w domu, bo ona już idzie - powiedziała. Niewidzialne myszki kiwnęły głowami, a z szafy zaszemrało potakująco. Too-tiki wyszła, żeby ostrzec innych. - Nie denerwuj się - powiedziała mała Mi. - Na pewno wejdę do domu, kiedy poczuję, że szczypie mnie w palce u nóg. A Mimblę zawsze można przykryć wiązką słomy - dodała wys terowawszy srebrną tacę na lód. Too-tiki dalej szła w stronę doliny. Po drodze spotkała wiewiórkę z pięknym ogonem. - Wieczorem siedź w domu, bo nadchodzi wielki mróz - os trzegła ją. - Dobrze, dobrze - odpowiedziała wiewiórka. - Czy nie widziałaś przypadkiem szyszki, którą gdzieś tu schowałam? - Nie - odrzekła Too-tiki. - Ale obiecaj, że nie zapomnisz, co ci powiedziałam. Siedź w domu, kiedy zmierzch zapadnie. To ważne. Wiewiórka z roztargnieniem kiwnęła głową. Too-tiki poszła dalej i wspięła się po drabince linowej do domu Muminków. Otworzyła klapę w dachu i zawołała Muminka. Muminek zajęty był cerowaniem majtek kąpielowych swojej rodziny czerwoną bawełną. - Chciałam ci tylko powiedzieć, że idzie wielki mróz - powiedziała Too-tiki. - Jeszcze większy? - spytał Muminek. - A jakiej wielkości one bywają? - Ten jest najniebezpieczniejszy - odpowiedziała Too-tiki. - Ona przychodzi o zmierzchu, kiedy niebo robi się zielone, prosto z morza. - To to jest ona? - spytał Muminek. - Tak, i bardzo piękna - odparła Too-tiki. - Ale jeżeli spo jrzysz jej prosto w twarz, zamarzniesz na lód. Zrobisz się zupełnie jak sucharek i każdy będzie mógł połamać cię na małe kawałki. Dlatego musisz dzisiaj wieczorem siedzieć w domu. Potem Too-tiki znowu wyszła na dach. Muminek zszedł do piwnicy i dosypał torfu do pieca. Następnie przykrył całą rodzinę dywanami, nakręcił zegary i wyszedł z domu. Czuł bowiem, że chce być w towarzystwie, kiedy przyjdzie ta Lodowa Pani. .oOo. Kiedy Muminek doszedł do kabiny kąpielowej, niebo było je- szcze bledsze i bardziej zielonkawe niż przedtem. Wiatr ustał, a martwe trzciny stały nieruchomo nad lodem. Słuchał i zdawało mu się, że sama cisza wydaje niski, śpiewny dźwięk. Może to woda ścinała się w lód coraz głębiej i głębiej w morzu. W kabinie było ciepło, a na środku stołu stał niebieski im bryk do herbaty Mamy Muminka. Usiadł na ogrodowym krześle i spytał: - Kiedy ona przyjdzie? - Niedługo - powiedziała Too-tiki. - Ale nie potrzebujesz się denerwować. - To nie ona mnie denerwuje - powiedział Muminek. - To ci inni mnie denerwują. Ci, o których nic nie wiem. Ten, co mieszka pod szafką. I ten w szafie tam w rogu. I Buka, która tylko patrzy i nie mówi ani słowa. Too-tiki potarła pyszczek i zastanowiła się przez chwilę. - Widzisz - powiedziała - tyle jest tego, co nie znajduje sobie miejsca ani latem, ani jesienią, ani na wiosnę. To wszys tko, co jest nieśmiałe i zagubione. Niektóre rodzaje nocnych zwierząt i tacy, którzy nigdzie nie pasują i w których nikt nie wierzy... Trzymają się na uboczu cały rok. A potem kiedy jest spokojnie i biało i kiedy noce stają się długie, a wszyscy posnęli snem zimowym - wtedy wychodzą. - Znasz ich? - spytał Muminek. - Niektórych - odpowiedziała Too-tiki. - Tego na przykład, który mieszka pod szafką, znam bardzo dobrze. Ale on, jak się wydaje, chce żyć w ukryciu, więc nie mogę was sobie przedstawić. Muminek kopnął nogę od stołu i westchnął. - Pewnie, pewnie - powiedział. - Ale ja nie chcę żyć w ukryciu. Wpadło się w coś zupełnie nowego i nikt nawet nie za troszczy się i nie spyta, w jakim świecie żyło się przedtem. Nawet mała Mi nie ma ochoty porozmawiać o prawdziwym świecie. - Skąd można wiedzieć, który jest prawdziwy - powiedziała Too-tiki z nosem przy szybie. - O, właśnie idzie Mi! Mała Mi pchnęła drzwi i z łoskotem rzuciła tacę na podłogę. - Żagiel ujdzie - powiedziała. - A czego teraz potrzebuję, to mufki. Z tej poduszeczki Mamy Muminka do przykrywania jaj, żeby nie wystygły, nigdy nie byłoby mufki, więc nic się nie stało, że wycięłam w niej dziury. Ale teraz wygląda tak, że wstyd byłoby ją dać nawet jakiemuś wysiedlonemu jeżowi*