Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Zgasił papierosa i obracając w palcach zapalniczkę, spojrzał na stojące przy ścianie łóżko. Odłożył zapalniczkę, spod białego szpitalnego fartucha wyciągnął rewolwer Smith & Wesson i położył go na podłodze, przy posłaniu. Stare przyzwyczajenia wciąż jeszcze dawały znać o sobie; dbał o to, by mieć broń po ręką w każdej sytuacji. Nie chciał, by w razie czego okazało się, że znajduje się ona poza jego zasięgiem, gdzieś w szufladzie. Usiadł na krawędzi łóżka i pochylił się, by rozwiązać buty. Były to wygodne wojskowe buty -miał ich tyle par, że mógł przez cały tydzień codziennie zakładać inną. Położył się na plecach i prawą ręką sięgnął do kontaktu. Zgasił światło, po czym wyciągnął dłoń, by jeszcze raz upewnić się, że broń znajduje się na swoim miejscu. Zamknął oczy, ale po chwili otworzył je i zapatrzył się w sufit. Bitwa o Podziemne Miasto trwała dziewięć dni. Zakończyła się już trzy miesiące temu, a ciągle jeszcze nie zdołano ustalić dokładnej liczby strat. W dziewięć dni po ich akcji noga wyglądała na tyle dobrze, że Rourke pozwolił sobie na wypad przeciw wrogiej baterii artyleryjskiej. Tego dnia zapadła decyzja, by przeprowadzić zdobyczne okręty podwodne jak najbliżej, tak by wystrzelone z nich rakiety z konwencjonalnymi głowicami dosięgły Podziemnego Miasta. Ale wówczas sowieccy dowódcy przesłali wiadomość, że proszą o zaprzestanie działań. Rourke, jako generał brygady, został poproszony o przyjęcie kapitulacji. W towarzystwie Wolfganga Manna - dowódcy sił lądowych i głównodowodzącego armii Nowych Niemiec-oraz grupy piętnastu oficerów spotkał się z dwunastoma przedstawicielami Korpusu Elitarnego KGB i cywilnej ludności Podziemnego Miasta. Spotkanie odbyło się nie opodal głównej bramy. Słowa wypowiedziane przez oficera Korpusu Elitarnego na zawsze pozostaną mu w pamięci: „To nie wasi ludzie wygrali, doktorze, ani tym bardziej wasza ideologia. To pan wygrał. Jak pan siebie teraz nazwie? Królem, prezydentem czy premierem?" Rourke z trudem opanował chęć uderzenia Rosjanina. Oficer był jednym z tych, którzy przetrwali Noc Wojny. Należał do ludzi Władymira Karamazowa, był wiec współodpowiedzialny za wszystko. Nie uderzył go; zamiast tego odwrócił się o odszedł. Wkrótce potem wrócił do Nowych Niemiec. Do Sarah i córki, Annie - żony Paula Rubensteina. Dieter Bern przyznał mu Krzyż Rycerski Nowych Niemiec - najwyższe odznaczenie w tym kraju. A doktor Munchen, gdy popijali drinki po ceremonii wręczenia orderu, powiedział: - Panie doktorze, Bern prosił mnie o coś, ale uczyniłbym to i bez jego prośby. Chciałem zaoferować panu posadę profesora na naszym uniwersytecie. Mógłby pan nauczać, czego by pan chciał, współpracując z naszą najlepszą kadrą. Mógłby pan żyć tak, jak pan na to zasłużył, po tym czego dokonał pan dla ludzkości. - Nie zrobiłem tego dla ludzkości, doktorze. Zrobiłem to dla siebie. Stany Zjednoczone muszą zostać odbudowane. Tam jest to, co chcę robić. Gdybym tylko mógł dostać materiały i środki... - Szpital? - Tak - odpowiedział Rourke. - A co z Doddem, człowiekiem, który pragnie zostać bogiem albo co najmniej królem? - Teoretycznie jest przywódcą narodu, wodzem Edenu. Podlega jego prawom. Ale Eden nie ma żadnych praw. Zamierzam to zmienić. - Pan? Myślałem, że... - Że prawo nie jest dla mnie takie ważne? - No cóż - Munchen uśmiechnął się i poczęstował go papierosem, ale doktor potrząsnął przecząco głową. -Niezupełnie to miałem na myśli. - Wiem, co pan miał na myśli. Ja mam na myśli Konstytucję Stanów Zjednoczonych. Nie potrzebujemy żadnych innych praw, doktorze. Wkrótce mają odbyć się wybory i Dodd musi się na nie zgodzić. Akiro Kurinami stanie przeciwko niemu. - Ale pan... czy mogę ci mówić John? - Jasne. Co ja? - Ty mógłbyś... Rourke uśmiechnął się, zapalił jedno ze swoich cienkich czarnych cygar i odpowiedział: - Nikt by na mnie nie głosował. A gdyby nawet lak było, nie chciałbym tego. Nie jestem politykiem. Każdy, kto uważa, że jest wystarczająco inteligentny, by kierować życiem innych, jest głupcem lub szaleńcem. Chcę decydować o swoim życiu sam i nie zamierzam nikomu mówić, co ma robić z własnym. Nie oczekuję od innych tego samego, ale dopilnuję, by mieć to, czego chcę