Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Wszystkie uczennice obst¹pi³y p. Felicy¹, zaczê³y prosiæ j¹, zagadywaæ, porwa³y Steñkê miêdzy siebie i wybieg³y co prêdzej z domu, mimo protestacyi Obroñskiej, która wychodz¹c, jeszcze powtórzy³a: — Ja tego na siebie nie biorê. Panny furknê³y jak ptaszki; tymczasem z miasta powróci³a p. Adela, nie znalaz³a swej niewolnicy i wpad³a w gniew okrutny. Groñska, która przez wpó³otwarte drzwi widzia³a, by³a œwiadkiem wyprawy, wiedz¹c, ¿e Steñki nie obroni, stara³a siê przynajmniej uniewinniæ p. Felicy¹. Na ten raz gniew p. Adeli by³, jakby przeczuciem tego, co siê w czasie przechadzki staæ mia³o. Zaledwie panny kroków kilkanaœcie odesz³y od domu, gdy zjawi³ siê p. Karol Wolski, niby przechodz¹cy, przypadkiem. Zacz¹³ od pozdrowienia i przymilenia siê p. Felicyi, potem bardzo zrêcznie przesun¹³ siê wzd³u¿ szeregu, witaj¹c znajome sobie uczennice, wostatku zwolni³ kroku przy Steñce, która sz³a w parze z Idzi¹. Panna Szlomiñska — protegowa³a, jak wiemy, Steñkê — œmia³¹ by³a i trzpiotowat¹. Zobaczywszy professora, pierwsza go zaczepi³a. — Panie professorze, ja wiem, ¿e pan ¿yczy³by sobie z Sumakówn¹ pomówiæ. Proszê siê nie ¿enowaæ; ja uszy zatykam. Professor siê uœmiechn¹³. Idzia popchnê³a ku niemu Steñkê, która œmia³a siê, ale nie protestowa³a. P. Idzia natychmiast poczê³a ¿ywo rozmawiaæ z poprzedzaj¹c¹ j¹ par¹ i dozwoli³a Steñce przez dobry kwadrans cich¹ prowadziæ rozmowê z professorem. P. Felicya, która na to patrzy³a, nieœmi¹c i nie mog¹c zapobiedz, dosta³a rumieñców piwoniowych, i oma³o nie zrobi³a skandalu. Lecz professor wczas odszed³ i znikn¹³. Szlomoñska, która papl¹c i œmiej¹c siê, nie spuszcza³a z oka tej pary — widzia³a tylko, ¿e s³owa wymieniano ¿ywo, ¿e Steñka siê rumieni³a, ¿e twarzyczka jej rozpromieni³a siê i ¿e professor z uczennic¹ po¿egnali siê, bardzo serdecznym rêki uœciskiem. Steñka sz³a dalej, o¿ywiona, weso³a, w humorze jaknajlepszym, chocia¿ by³a pewn¹, ¿e to spotkanie i rozmowa tajemnic¹ nie zostan¹ dla p. Adeli. Dosyæ by³o jednej faworyty jej, niejakiej Ró¿y Müller, aby denuncyacya przewidzian¹ byæ mog³a. P. Ró¿y nie lubi³a ca³a pensya, unikano jej, bojaŸliwsze tylko z ni¹ mówi³y, a na przechadzce, dla unikniêcia nieprzyjemnoœci, musia³a iœæ obok Obroñskiej. Tego¿ wieczora, po powrocie z przechadzki, panna Adela, o wszystkiem uwiadomiona, wezwa³a p. Felicy¹ na œledztwo i d³ug¹ naradê. Steñce wypowiedziawszy, cotylko jej z³oœæ Ÿle t³umiona podyktowaæ mog³a, naznaczy³a areszt i pensum. Professorowi jednak, oprócz miny kwaœnej i ch³odu, nie okaza³a nic wiêcej. Zrozumia³ on, ¿e musia³ byæ oskar¿onym, ale siê t³ómaczyæ nie myœla³. Tego¿ dnia p. Adela wystosowa³a list, trzy razy przepisywany, do hrabiego, wysokim stylem, pe³en frazesów wyszukanych, w którym, w wyrazach ogólnych, skreœli³a najczarniejszy obraz jego wychowanicy i skar¿y³a siê na nadmiar pracy i trosk, jakie z ni¹ mia³a. Hrabia odebra³ pismo, odczyta³ je raz i drugi, ramionami ruszy³, i dojrza³ w nim tylko jedno: chêæ odarcia, jakiœ zakrój na kieszeñ jego. Rozmyœla³ nad tem z godzinê, z powziêtem raz podejrzeniem list odczyta³ jeszcze, uœmiechn¹³ siê, skrzywi³, rzuci³ go do pieca i postanowi³ nie odpisywaæ wcale. P. Adela napró¿no oczekiwa³a odpowiedzi. Tymczasem Steñka, dot¹d zdrowa i kwitn¹ca, zachorowa³a, poblad³a, po³o¿y³a siê w ³ó¿ko, i po wyczekiwaniu, doktora wezwaæ musiano. P. Adela zostawi³a go z chor¹ samnasam. Na zapytania Sumakówna odpowiada³a z prawdziwie przera¿aj¹c¹ lekarza otwartoœci¹. — Nie mogê byæ zdrow¹ — mówi³a — bo mi z³e daj¹ jedzenie, siedzê zamkniêta, i choæ siê nie poczuwam do winy, jestem nieustannie drêczon¹. Doktor napró¿no usi³owa³ u³agodziæ chor¹, wyt³ómaczyæ p. Adelê. — Fakta œwiadczy³y, s³aboœæ by³a jawna, a jak on znajdowa³, nawet dla m³odego dziewczêcia groŸna. Poszed³ wiêc do pokoju pani Groñskiej i tam zastawszy p. Adelê, w grzecznych wyrazach da³ jej do zrozumienia, ¿e trzeba by³o zmieniæ postêpowanie z uczennic¹. Adela zakrzycza³a go, ¿e wszystko to by³o k³amstwem, udaniem, z³oœci¹ i t. p. Doktor jednak trwa³ przy swojem, a ¿e móg³ potem rozg³osiæ rzecz ca³¹, musia³a wiêc p. Adela zmilczeæ i napozór siê poddaæ jego wyrokowi. Przyrzek³a wszystko, co chcia³, z mocnem postanowieniem zrobienia, co siê jej samej zdawaæ bêdzie w³aœciwem. Z³oœæ wzglêdem uczennicy jeszcze siê zwiêkszy³a. Choroba, nietylko ¿e po dniach kilku nie ust¹pi³a, ale symptomata siê pogorszy³y. Wyst¹pi³a ju¿ nawet Groñska z ³agodnemi uwagami... panna Adela pomiarkowa³ siê i — naznaczono osobny pokoik dla chorej, a przeœladowczym siê nie pokazywa³a, Czuæ tylko j¹ by³o w ró¿nych ma³ych a przykrych rozporz¹dzeniach. Poniewa¿ choroba siê przed³u¿a³a, p. Adela, oznajmuj¹c o niej, napisa³a list powtórny do hrabiego, suchy, zimny, dziwaczny. Hrabia, odebrawszy to drugie pismo, a w niem wiadomoœæ o chorobie, z zimn¹, krwi¹ znowu zastanowi³ siê: co ma czynie? I ten list wyda³ mu siê obrachowanym na — osobny dodatkowy — wyderkaf, jak on nazywa³. — Co ja siê mam do tego mieszaæ? powiedzia³ sobie — choruje, wyzdrowieje... niech lecz¹, jam nie doktor... a, umrze — no — to pochowaj¹, a ja o innej pomyœlê... Nie odpisa³ wiêc nic i na to — boj¹c siê, aby list jego nie stanowi³ akceptacyi przykrych rachunków — extra — o których on wiedzieæ nie chcia³. Skoñczy³o siê na wykrzyku: — A! to baba wydrwigrosz!! Dopiero w tydzieñ, gdy obje¿d¿a³ folwarki, przysz³a mu myœl wyprawienia, dla informacyi, pani Pakulskiej. Wiemy ju¿ jak ona by³a usposobion¹ dla Sumakówny, lecz przez kilka miesiêcy zasz³a w tem zmiana znaczna. P. Dyonizy pozyska³ sobie ³a- ski ekonomowej, w sposób niezrozumia³y. PoprzyjaŸni³a siê z nim, z nimi, a ¿e ju¿ odwróciæ tego nie mog³a, co zagra¿a³o, znajdowa³a politycznem zyskaæ sobie zawczasu wzglêdy tej, która... mog³a byæ pani¹ hrabin¹. — Któ¿ wie? — mówi³a. Hrabia, wyprawiaj¹c j¹, odrazu swój sposób widzenia rzeczy jej narzuci³. — To baba wydrwigrosz. Naprzód pisa³a, ¿e dziewczyna krn¹brna i przewrotna, ¿e ma sk³onnoœæ do ba³amuctwa — a która¿ kobieta inna? Teraz smaruje mi znowu pó³ arkusza o chorobie..