Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Keraban, Van Mitten i Brunon schronili się w głąb powozu. – Albo powóz się przewróci… zaczął Van Mitten. – Albo nie, dodał Keraban. – Trzebaby pochwycić lejce, rzekł przezorny Brunon. Spuścił przednią szybę i wysuwając rękę probował czy mu się ich nie uda dosięgnąć. Ale widać konie porwały je szarpiąc się, trzeba więc było zdać się na ślepy los i czekać na czem się skończy ta szalona jazda po nieznanej bagnistej okolicy. Za każdem wstrząśnieniem powozu podróżni nasi uderzali o siebie jak piłki, Keraban, jako dobry muzułmanin, z obojętnością poddawał się swemu przeznaczeniu, Van Mitten i Brunon, flegmatyczni jak zazwyczaj Holendrzy, nie mówili ani słówka. Upłynęło sporo czasu, konie nie przestawały pędzić galopem, dziki nie przestawały ich ścigać i podróżni mogli miéć nadzieję ocalenia, jeźli nie zajdzie jakiś wypadek, jeźli koło nie złamie się albo nie spadnie, lub powóz nie uderzy o pień lub kamień i nie wywróci się w bagnie. Kierując się wrodzonym instynktem, konie trzymały się tej części stepu którą przebywać nawykły, i pędziły wprost ku stacyi pocztowej, i gdy pierwsze brzaski dnia świtać zaczynały, już tylko o kilka wiorst były od niej oddalone. Dziki powoli zaczęły zostawać w tyle; mimo to konie nie zwolniły biegu, pędząc dopokąd nie padły o jakie paręset kroków od domu pocztowego: tak więc Keraban i towarzysze jego zostali ocaleni. W chwili gdy powóz przybył do stacyi, Nizib i pocztylion mieli z niej dopiero odjechać, gdyż pierwej, wśród tak czarnej nocy, nie mogli puszczać się w drogę. Po założeniu świeżych koni za które Keraban grubo zapłacił, i po naprawieniu uszkodzeń zaprzęgu i powozu, puszczono się zaraz drogą wiodącą do Kilii. Nazajutrz, wyjechawszy równo ze dniem, dojechali nie długo do granicy rossyjskiej. Tu zaszły pewne trudności z urzędnikami na komorze, gdyż Keraban odmawiał im prawa rewidowania jego powozu i rzeczy. Byłoby to może pociągnęło jakie niemiłe następstwa, ale cudem jakimś udało się Van Mitten’owi nakłonić go do ustępstw i uiszczenia żądanej opłaty celnej. Nie powstrzymał się jednak od wypowiedzenia: – Ze wszystkie rządy podobno nie warte łupiny tureckiego orzecha. Przebyli prędko granicę rumuńską i powóz sunął się częścią Bessarabii, ciągnącej się na północno-wschodniem wybrzeżu morza Czarnego. Teraz znajdowali się już tylko o dwadzieścia mil od Odessy. ROZDZIAŁ VIII W którym przedstawi się Czytelnikom młoda Amazya i narzeczony jej Ahmet. łoda Amazya, jedyna córka bankiera Selima i służebna jej Nedia, przechadzały się rozmawiając po galeryi ślicznego domu, którego ogrody spuszczając się tarasowato, dosięgały wybrzeży morza Czarnego. Z najniższego tarasu, którego stopnie oblewały, spokojne dnia tego, ale miotane wichrem wschodnim wody starożytnego Pontus-Euxinus (morze Czarne) Odessa, odległa o jakie pół mili, wspaniale się przedstawiała. Miasto to, oaza w pośród niezmierzonego otaczającego ją stepu, przedstawia przepyszną panoramę pałaców, kościołów, hoteli, domów, zbudowanych na stromem wybrzeżu morskiem. Z mieszkania bankiera Selima, można było dojrzéć wielki plac ozdobiony drzewami i pomnikiem księcia de Richelieu, który był założycielem i przez wiele lat administratorem tego miasta. Północne i wschodnie wiatry niekorzystnie oddziaływają na klimat zbyt wysuszając powietrze, co zniewala bogatych mieszkańców Odessy, że w porze gorącej szukają cienia i chłodu w pięknych willach podmiejskich. Do najpiękniejszych należała willa bankiera Selima. Odessa liczy sto-kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców składających się z Rossyan, Turków, Greków, Armenian i różnych narodowości, a większość ich zajmuje się głównie handlem, przemysłem i najrozmaitszemi interesami. Każdy w ogóle handel, a szczególniej wywozowy, potrzebuje koniecznie agentów i bankierów, i dlatego powstały tu liczne domy bankowe, w początkach w skromnych działające rozmiarach a następnie zaliczające się do miejscowych potęg finansowych, do jakich to należy dom bankowy Selima. Bankier Selim był wdowcem i miał tylko jedynaczkę córkę Amazyę, narzeczoną Ahmeta, siostrzeńca Kerabana, z którym od lat najmłodszych wychowana uważała go jak brata rodzonego. Małżeństwo Ahmeta i Amazyi miało być zawarte w Odessie. Jak wiadomo, ciotka Amazyi zapisała jej znaczną sumę z warunkiem aby poszła za mąż przed skończeniem lat ośmnastu, a oznaczony termin upływał za sześć tygodni. Jeźli w tym przeciągu czasu warunek zastrzeżony w testamencie nie byłby spełniony, wtedy zapis dla młodej dziewczyny przeszedłby na dalszych krewnych. Co do Amazyi, najwybredniejszy nawet Europejczyk musiałby przyznać że jest bardzo miłą. Odsłoniwszy jej „iachmak” czyli białą muślinową zasłonę pokrywającą jej twarz i głowę, oraz potrójny rzęd cekinów zasłaniający czoło, ujrzanoby ogromne sploty czarnych włosów i milutką nadzwyczaj twarzyczkę