Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Zespoły Obserwatorów zmieniają się o świcie, w południe, o zachodzie słońca i o północy. - Chcesz przez to powiedzieć, że obserwują wszystko tak- że w nocy? - zapytał zdziwiony Ziemianin. - Oczywiście - odparł Shontemur. - Życie nie zamiera przecież wraz z zachodem słońca. Kilka godzin po południu Vince i trzej ipsisumoedanie podziękowali wodzowi tubylców, który odprowadził ich z po- wrotem na szczyt kanionu, a potem obrali najkrótszą drogę do punktu, skąd mogli się wspiąć na urwisko. Teraz, kiedy Vince już wiedział, czego szukać, bez trudu wypatrzył co naj- mniej sześć punktów obserwacyjnych, zawsze ukrytych pod skalnymi nawisami albo wielkimi głazami. Shontemur oświad- czył nawet, że kilka innych posterunków znajduje się w róż- nych miejscach na urwistym zboczu góry. Wyglądało jednak na to, że odkąd istniała tradycja, sama jaskinia była uważana za tabu. -No cóż, zobaczyliśmy przynajmniej, jak wygląda okoli- ca - powiedział ponurym głosem Cullow. - Jeśli tylko Shon- temur i jego towarzysze nie są znakomitymi aktorami, chyba nie musimy się obawiać niczego z ich strony. Zanim zaczął schodzić w stronę wylotu jaskini, Geegee przystanął, jakby chciał się nad czymś zastanowić. -Nie sądzę, żeby w ogóle mogli żywić względem nas wro- gie zamiary - powiedział. - Mimo wszystko nie wiedzą, czy Lenianie pochwaliliby ich, gdyby rozpoczęli walkę z obcymi przybyszami takimi jak my. Z pewnością nas nie napadną, a przynajmniej nie zrobią tego, dopóki nje uczynimy czegoś, co by im utrudniało wykonywanie ich Zadania. Zastanawiam się jednak ciągle, przyjacielu Vinsie, dlaczego Lenianie po- wierzyli tym tubylcom takiego rodzaju zadanie. Z pewnością nie obchodziło ich zbytnio, ile ptaków zakłada gniazda na wio- snę każdego roku. -No cóż, Lenianie odlecieli stąd bardzo, bardzo dawno - odparł Vince. - Być może początkowo naprawdę interesowa- li się ekosystemem tej planety. A może prapraprzodkowie Shontemura niewłaściwie zrozumieli wydane instrukcje? Kto wie, czy w ogóle wszystko się nie zaczęło od snu jakiegoś wodza tubylców. Lenianie mogli sprowadzić ich tu po prostu po to, by utrzymywali planetę w częściowo cywilizowanym stanie... na wszelki wypadek, żeby mieli dokąd powrócić, gdyby zaistniała taka potrzeba. A może w grę wchodziło zwy- czajne współczucie? Shontemur wspominał, że jego macie- rzysta planeta przeżyła katastrofę, coś w rodzaju gwiezdnej wojny. ¦ Geegee skręcił oba organy słuchowe na znak zgody. - To możliwe - powiedział. - Tak czy owak, jeżeli Pa- triarchowie pozwolą nam zapoznać się ze starymi zapisami, może dowiemy się czegoś więcej. -Sss-sss-sss! Kiedy Vince opowiedział o spotkaniu z tubylcami i ich Obserwatorami, Gondal nie ukrywał rozbawienia. - A więc twierdzisz, że Lenianie powierzyli im zadanie liczenia ptasich gniazd? No cóż, nie widzę powodu, żeby kilku z nas ich nie odwiedziło. Możliwe, że to odświeży ich pamięć. Vince wzruszył ramionami. - Obawiam się, że nie będziemy mieli z nich żadnej po- ciechy. A czy tobie i Akorrze udało się coś osiągnąć? Poczy- niliście jakieś postępy, jeżeli chodzi o znajomość leniańskiej matematyki? Gondal natychmiast spoważniał. -Na razie wiemy tylko, że to nie jest zwyczajna mate- matyka - powiedział. - To coś w rodzaju języka numeryczne- go opartego na jakiejś podstawowej, szczególnej i dziwacz- nej właściwości ich komputerów. Postanowiliśmy zwrócić większą uwagę na same komputery. Oznacza to konieczność powycinania otworów w wewnętrznych ścianach statku, któ- rym tu przylecieliśmy. Musimy także się zapoznać z bankami \ danych. Aha, i jeszcze jedno... Akorra poczyniła pewne po+ j stępy - wprawdzie niewielkie, ale obiecujące - z wyciąganiem i z tamtego klucza-krążka pewnych szczegółów w języku zwy- \ czajnej matematyki. Opracowaliśmy nawet prowizoryczny? plan, żeby nauczyć jeden z leniańskich komputerów tłuma-* czenia naszej matematyki na leniańską. Spodziewamy się / odnaleźć dzięki temu program, który pozwoli nam wrócić na \ Shannę. Vince obrzucił go niecierpliwym spojrzeniem. - Ile czasu to potrwa? - zapytał. - Tego nie mogę przewidzieć - oznajmił Onsjanin. - Wi- dzisz, problem polega nie tylko na określeniu współrzędnych punktu w naszej galaktyce, który - rzecz jasna - przemieścił} się, i to znacznie, odkąd Lenianie odlecieli z Shanny, ale tak-, że na określeniu warunków transferu między dwiema leniań-; skimi stacjami. Jesteśmy pewni, że to jedyny sposób. Nawet i jeżeli pominąć czas, jaki zajęłaby podróż gwiezdnym statkiem > o zwyczajnym napędzie nadświetlnym, mogłoby się okazać, że obie transferowe stacje nie mają współrzędnych przestrzeń- ^ nych, które pozostawałyby w jakimkolwiek możliwym do i wykorzystania związku między sobą. l Cullow wzruszył ramionami. i\ - To całkiem możliwe - burknął. - Sądzę, że lepiej bę- dzie, jeżeli Geegee i ja skorzystamy mimo wszystko z porno- ( cy Shontemura. Wygląda na to, że mamy co najmniej takie ,r same szansę powodzenia, jak ty i Akorra. s - Sss! - zachichotał Onsjanin. - Żałuję, ale nie mogę ci obiecać nic więcej, uważam więc, że powinieneś koniecznie * nadal utrzymywać kontakty z miejscowymi Obserwatorami. , Minęło sześć dni, nadszedł wyznaczony przez Shontemura termin ich następnego spotkania. Vince, Geegee i dwaj ipsisumoedańscy wojownicy wspięli się znów na szczyt góry. Tym razem wiedzieli, dokąd idą, i ob- rali dłuższą, ale wiodącą mniej stromo drogę. Na wierzchoł- ku już czekał na nich Shontemur. Jak zwykle, towarzyszyło mu pięciu ziomków. Vince uniósł rękę na powitanie. - Cześć - powiedział. - Przynosisz jakieś wieści od swo- ich Patriarchów? Shontemur ukłonił się z pewną rezerwą. - Przynoszę, przybyszu z obcej planety - odparł. - Zasta- nawiali się nad waszą sytuacją. Niedługo pojawi się dwudzie- stu biegaczy z kopiami prastarych zapisów, które mogą oka- zać się pomocne w rozwiązaniu twojego problemu. - Wódz tubylców urwał, jakby się zawahał. - Zdecydowali się jesz- cze na coś, co oni sami i ja także uważamy za rzecz bardzo ryzykowną. Polecili mi, żebym powiódł cię do znajdującego się niedaleko stąd wejścia tunelu, który zawsze stanowił dla nas tabu, podobnie jak jaskinia, w której ujrzeliśmy cię po raz pierwszy. Musisz wiedzieć, że kiedy Patriarchowie zostają wybrani, poznają tajemnice o wiele cenniejsze niż te, które mogę znać ja, wódz lokalnej społeczności