Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Nie można zamienić kogoś czarami w wojownika. Żeby zostać wojownikiem, trzeba być tak kryształowo czystym jak Eligio. Oto odważny człowiek! Eligio chrapał spokojnie pod workami. Był już dzień. Niebo zrobiło się nieskazitelnie niebieskie. W zasięgu wzroku nie było żadnych chmur. – Oddałbym wszystko – powiedziałem – żeby dowiedzieć się czegoś o podróży Eligia. Czy masz coś przeciwko temu, żebym go o to spytał? – W żadnym wypadku nie wolno ci tego robić! – Dlaczego nie? Ja przecież opowiadam ci swoje doświadczenia. – To co innego. Ty nie potrafisz zachować rzeczy dla siebie. Eligio jest Indianinem. Jego podróż to wszystko, co ma. Chciałbym, żeby to był Lucio. – Czy nie jesteś w stanie nic zrobić, don Juanie? – Nie. Niestety, nie ma sposobu, żeby dorobić kości meduzie. To był tylko mój kaprys. Wzeszło słońce. Jego światło podrażniło moje zmęczone oczy. – Powtarzałeś mi wielokrotnie, don Juanie, że czarownikowi nie wolno mieć kaprysów. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że ty możesz mieć jakieś kaprysy. Don Juan spojrzał na mnie uważnie. Wstał, rzucił okiem najpierw na Eligia, a potem na Lucia. Wsadził kapelusz na głowę, klepiąc go po wierzchu. – Można we właściwy sposób obstawać przy swoim, nawet jeśli wiemy, że to jest bezskuteczne – powiedział, uśmiechając się. – Ale najpierw musimy wiedzieć, że nasze działania są bezskuteczne, a następnie, mimo to, zachowywać się tak, jakbyśmy tego nie wiedzieli. To jest właśnie kontrolowany kaprys czarownika. Wstecz / Spis Treści / Dalej 5 3 października 1968 roku przyjechałem do domu don Juana tylko po to, żeby spytać go o wydarzenia towarzyszące inicjacji Eligia. Kiedy czytałem notatki opisujące to, co się wtedy działo, pojawił się w moim umyśle prawie nie kończący się ciąg pytań. Jako zwolennik bardzo dokładnych wyjaśnień, zawczasu przygotowałem sobie listę pytań, starannie dobierając najwłaściwsze słowa. Zacząłem od następującego pytania: – Czy ja tamtej nocy widziałem, don Juanie? – Prawie. – Czy ty widziałeś, że ja widzę ruchy Eligia? – Tak. Widziałem, że Mescalito pozwolił ci widzieć część lekcji Eligia. Gdyby się tak nie stało, patrzyłbyś po prostu na siedzącego albo może na leżącego mężczyznę. Podczas ostatniego mitote nie zauważyłeś, żeby mężczyźni coś robili, prawda? Na ostatnim mitote nie zaobserwowałem, żeby któryś z mężczyzn wykonywał jakieś niezwykłe ruchy. Powiedziałem mu, że mogę z przekonaniem stwierdzić, iż odnotowałem jedynie to, że niektórzy uczestnicy mitote wstawali i szli w krzaki częściej od innych. – Ale prawie widziałeś całą lekcję Eligia – ciągnął don Juan. – Pomyśl o tym. Czy teraz rozumiesz, jak wspaniałomyślny jest dla ciebie Mescalito? Z tego co wiem, nigdy nie był on dla nikogo aż tak dobry. Absolutnie dla nikogo. Jednak ty nie masz żadnego szacunku dla jego wielkoduszności. Jak możesz tak bezceremonialnie odwracać się od niego? Albo lepiej powinienem zapytać, czy w ten sposób okazujesz mu swoją wdzięczność? Poczułem, że don Juan znowu zapędził mnie w ślepy zaułek. Nie umiałem odpowiedzieć na jego pytanie. Zawsze uważałem, że porzuciłem naukę u niego, żeby ratować swoje życie, jednakże nie miałem pojęcia, przed czyni je miałem ratować ani po co. Teraz chciałem szybko zmienić temat rozmowy i dlatego zrezygnowałem z zadawania wcześniej przygotowanych pytań, oprócz jednego najważniejszego. – Ciekawy jestem, czy mógłbyś mi powiedzieć coś więcej o twoim kontrolowanym kaprysie? – zapytałem. – A co chcesz o nim wiedzieć? – Proszę, powiedz mi, don Juanie, czym dokładnie jest kontrolowany kaprys? Don Juan zaśmiał się głośno i plasnął dłonią o udo. – To jest kontrolowany kaprys! – powiedział, śmiejąc się, po czym znowu uderzył się ręką w udo. – Co chcesz przez to powiedzieć? – Bardzo się cieszę, że w końcu, po tylu latach, pytasz o mój kontrolowany kaprys. Ale gdybyś nigdy nie zapytał, wcale by mnie to nie obeszło. Jednak chciałem poczuć się szczęśliwy i dlatego powiedziałem ci, że zależy mi na twoim pytaniu, tak jakbym przywiązywał do tego wielką wagę. To jest właśnie kontrolowany kaprys! Obaj zaśmialiśmy się głośno. Uścisnąłem go. Wyjaśnienie don Juana zachwyciło mnie, chociaż właściwie go nie zrozumiałem. Siedzieliśmy jak zwykle przed drzwiami domu