Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Następował podpis, lecz brakowało daty, i to dało wicehrabiemu możność ułożenia planu, który nie- zwłocznie powstał w jego umyśle. Wprawdzie kartka ta była pisana dwa lata temu, podczas pierwszej bytności Supramatiego w Pary- żu, ale że była bez daty, nie mogła wzbudzić w nikim najmiejszego podejrzenia. Rozważywszy dokład- nie tę sprawę, Lormoeil udał się niezwłocznie do jubilera, u którego nabywał zwykłe rozdawane przez Supramatiego podarki. Po przybyciu do sklepu zażądał widzenia się z właścicielem i jemu samemu przedstawił kartkę Su- pramatiego. Dostałem kartkę tę wczoraj, ale w nocy książę, z powodu ważnych wiadomości, jakie otrzymał, zmu- szony był wyjechać. Wróci za kilka tygodni i, naturalnie, będzie bardzo żałował, jeżeli jego nagły wyjazd pozbawi pannę Pierretę przeznaczonego jej prezentu. Przyjechałem więc zapytać, czy mogę wybrać kil- ka przedmiotów, a rachunek załatwi sekretarz księcia. Wreszcie, jeżeli pan ma jakieś obawy, to zacze- kamy do powrotu księcia - dodał, chowając kartkę do pugilaresu. Przypuszczam jednak, że książę byłby bardzo zdziwiony odmową po tylu zrobionych u pana zakupach. - Ależ, panie wicehrabio, nieufność z mej strony byłaby doprawdy śmieszną. Wystarczy samo na- zwisko księcia. Będzie pan łaskaw wybrać, co potrzeba, a na przyszłość polecam się również pamięci pana. Zadowolony z takiego obrotu sprawy, wicehrabia wybrał garnitur z pereł i rubinów, otrzymał, jak zwykle, komisowe, zabrał nabytą kosztowność i odjechał. Nie wierząc jeszcze swemu szczęściu, wrócił do domu by obliczyć, ile weksli można będzie wykupić za pieniądze, otrzymane ze sprzedaży, tak łatwo zdobytych kosztowności, o których Pierreta nie powin- na się nigdy dowiedzieć... Niestety, tym razem los nie sprzyjał biednemu wicehrabiemu. W godzinę po jego wyjściu, do magazynu pana Mercieux weszła Pierreta z zamiarem nabycia kilku drobiazgów dla swej kuzynki, wychodzącej za mąż. Ponieważ ta godna niewiasta była o tyle skąpa dla innych, o ile rozrzutna dla siebie, udała się przeto, do dostawcy Supramatiego, licząc na to, że faworyt- ce tak poważnego klienta zrobi on przy kupnie jak największe ustępstwa. Jubiler przyjął ją bardzo uprzejmie i chytrze się uśmiechając, pokazał rachunek, przygotowany dla Supramatiego. - A! - pomyślała zachwycona Pierreta, rzucając okiem na rachunek - chce złagodzić mój gniew ... przeprosić za okazane mi lekceważenie... Wtem błysnęła jej w głowie myśl, że należy wyzyskać skruchę księcia i kazać mu zapłacić za podar- ki, nabyte przez nią dla kuzynki; wybrała piękną broszkę za 300 franków zamiast pierścionka za 50 i rze- kła bez wahania: - Może pan zechce dodać do rachunku jeszcze tę drobnostkę. Książę nie będzie robił trudności w jej pokryciu. Po tak pomyślnym załatwieniu kupna, wyszła rozpromieniona z magazynu. ne - Ale... - pomyślała, wsiadając do swego powozu - gdyby tak kochanemu wicehrabiemu przyszła ochota zamienić kupione dla mnie rubiny na szkiełka?! Może jeszcze zdołam ocalić rubiny! - Czekaj, łobuzie, jeżeli i teraz urządziłeś mi taką sztuczkę, to się dowiesz, że cierpliwość moja już się wyczerpała! Wcale nie będę cię oszczędzać i powiem o wszystkim Supramatiemu. Gdy wicehrabiemu oznajmiono o przyjeździe aktorki, pomyślał sobie, że dowiedziała się o wyjeździe Supramatiego i chciała zasięgnąć bliższych wiadomości, postanowił więc przyjąć ją sucho. Jakież było jego zdziwienie, strach i wściekłość, kiedy Pierretajuż od progu wołała: - Wiem, że książę wyjechał, ale jak zawsze, pomyślał o mnie. Przyjechałam zabrać garnitur z pereł i rubinów, który zgodnie z jego poleceniem masz mi doręczyć. Oddaj to natychmiast! Jubiler powiedział mi, że go zabrałeś, więc przyjechałam po swoją własność. Wicehrabia zbladł, zatrząsł się i stał z zaciśniętymi pięściami, jakby miał zamiar rzucić się i zdławić bezwstydną kokotę, co przyszła wydrzeć mu ostatnią deskę ratunku, ale on miał broń inną... Zmierzyw- szy napastnicę chłodnym, lekceważącym spojrzeniem, rzekł: - Nie śpiesz się tak bardzo ze swym żądaniem! Garnitur ten przeznaczony jest dla innej kobiety, której nazwiska nie mam prawa wymienić... Słysząc to, Pierreta stanęła cała w ogniach: oczy jej rzucały błyskawice gniewu. Niby pantera goto- wa do skoku, przegięła się i, dysząc ciężko, podeszła do przeciwnika. Zapomniała, że jest aktorką i aspirantką do korony książęcej; w tej chwili odezwała się w niej natura prostacza, zagrała krew wychowanej na bruku paryskim ladacznicy. -- Przeznaczone dla innej, której nazwiska nie możesz wymienić?! Cha, cha, cha - krzyknęła. - Czekaj, ptaszku, teraz ujawnię tajemnicę twego wyjazdu do Lyonu w celu zamiany brylantów na szkieł- ka przy pomocy Żyda Szachraja. Mam w ręku dowody twego złodziejstwa i pójdziesz pod sąd! Chcesz, bandyto, okradać biedną ko- bietę, wydrzeć jej to, co zarobiła uczciwą pracą?! Nie, kochanku, to ci się nie uda. Oddaj natychmiat to, coś wziął dzisiaj od jubilera! Wicehrabia stał jak skamieniały. Widząc, że oszustwa jego nie są dla niej tajemnicą i że przy dal- szym uporze ta wściekła kobieta może go zgubić, wyjął z biurka kupiony garnitur i rzucił jej w twarz. - Masz, ulicznico i precz stąd! Żeby mi twoja noga już nigdy u mnie nie postała. Ale pamiętaj, że z podarkami księcia skończyło się raz na zawsze. Futerał trafił Pierretę w twarz, z nosa pokazała się krew; cofnęła się i, ocierając twarz, wołała: - Zbrodniarzu! chciałeś mnie okraść, a teraz usiłujesz zabić. - Precz, mówiłem, nierządnico, bo ci kości pogruchoczę - ryczał ze swej strony Lormoeil. Lecz Pierreta rzuciła się już na niego z zaciśniętymi pięściami, wrzeszcząc: - Poczekaj, ty podły szantażysto, wicehrabio z chlewa, żebraku! Małe, lecz silne pięści spadały raz po raz na głowę i twarz wicehrabiego