Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
.. bez nazwisk! - On nie jest dla mnie żadnym towarzyszem! - ryknęła Julia. - Przestań! - ujął się za mną Kruglicki. -On też miał spore nieprzyjemności. - Milcz! - zawołałem. - Mało go nie zesłali do Wołogdy!! - dorzucił Kruglicki. Ale jakoś w końcu nie zesłali! - zarechotała Julia, całkiem już czerwona... - Pamiętasz, Kruglicki, jak byliśmy w Wołogdzie? - Fiodor robił zdjęcia - powiedział Kruglicki - z tego pikniku. Na jednym widać ci majtki. - Roze- śmiał się i nalał sobie rumu. Niedopałek spadł mu na inkrustowany stolik i wypalił dziurę w inkrustacji. Natalia zbladła, ale nic nie powiedziała. Też coś! - parsknęła Julia. - Nie ma się czego wstydzić. Mam bardzo ładne nogi. - A majtki jeszcze ładniejsze! - nie odpuszczał Kruglicki. Amerykańskie! - zachichotała Julia. Słyszeliście? -zapytał Kruglicki. - Bierdiajewa też zesłali do Wołogdy. Kupa gówna! - ucięła panna Z BARDZO WIELKIM CZOLEM. On też jest przeciw równości - tryumfowała Julia. Może i też - powiedziałem - ale jakoś nie lubię Bierdiajewa! - Nie lubi pan? - błyskawicznie zapytała Julia i popatrzyła na mnie z nieoczekiwaną sympatią, jakby mi z miejsca wszystko wybaczyła. Tak w ogóle to on jest całkiem niegłupi chłopak - zapewnił ją Kruglicki plączącym się językiem. A pościł przed komunią będzie pan pewnie w poście? - spytała, wesoło zerkając na mnie Julia. Stchórzyłem i nie wiedziałem, co powiedzieć. W końcu to wykrztusiłem: Nie wiem... Julia piszczała ze śmiechu. Lepiej byś ją poprosił do tańca, ona chce zatańczyć - brylował Kruglicki. Bzdura! - krzyknęła Julia. - Niech pan nawet nie próbuje! Odmówię. Jak to pan nie wie? - wróciła do tematu. Nie jestem praktykujący - zadeklarowałem. - Chociaż uwielbiam babę wielkanocną i gęś na Boże Narodzenie... Ale kiedy religia godzi w potrzeby mojego żołądka... - Co za okropne teorie! Proszę natychmiast przestać! - i wszyscy popatrzyli na mnie z dezaprobatą. Dotarło do mnie, że przesoliłem, że nie wpisałem się w religijny kontekst i postanowiłem czym prędzej wracać już do domu. Kruglicki również chciał jechać. - Przecież spiszu nas! - wołała urażona córka reformatora. - Nie nie, jadę! - próbował wstać. - Dokąd to? - zapytała słodko przyjaciółka z wielkim czołem. - Jadę, tak już całkiem! -oświadczył Kruglicki. Wszyscy zamilkli, zbici z nóg nowiną. - Nie spiesz się! - poradziłem delikatnie. - Chcę na świeże powietrze! - ryknął Kruglicki. - Przeżarłem się blinami! - zaczął naciągać barani kożuch. Wyglądasz jak Pugaczow - powiedziałem. - Kochany! Tylko ty mnie rozumiesz! - wzruszony Kruglicki objął mnie i zapytał: No, a co tam u ciebie? - Moja niełaska chyba wraca do łask- szepnąłem mu na ucho. Jak na rewolucjonistów, wszyscy byliśmy ubrani elegancko. Na ulicy Kruglicki całkiem oszalał od świeżego powietrza: zaczął się nim dławić, kaszlać i pluć. Ta z czołem, niewiele myśląc, złapała go pod ramię i zawlokła z powrotem do bramy. Pewnie niedługo umrze - powiedziała Julia ze łzami w oczach. - To się skończy wylewem. Moim zdaniem - pokiwałem współczująco głową - zwyczajnie chce mu się rzygać. Niedługo umrze - powtórzyła z uporem Julia, chyba mnie nie słuchając. Wszyscy niedługo umrzemy - powiedziałem. Nie! - zawołała rozeźlona Julia. - Pana diabli nie wezmą, pan jeszcze długo będzie nam tu smród rozsiewał! Mimo obrazy i różnic światopoglądowych weszliśmy w zagajnik. Pod nogami chrzęściła świeża warstwa śniegu, który napadał za dnia. Julia szła przodem, wąską ścieżką, wydeptaną przez tę długą zimę. Powietrze było jakieś szczególne: niby zimne i kłujące, ale otulająca twarz wilgoć (zdawało się, że po przejściu zagajnika trafimy nie do miasta, a nad morze, nad szare bałtyckie fale) zmiękczała je i wieszczyła rychłą wiosnę. - Za co pani mnie nie lubi, Julio? - Nie odpowiedziała, szła dalej, ale po kilku krokach zatrzymała się tak gwałtownie, że omal na nią nie wpadłem: - A co pan myślał, że wszystkim muszę się podobać? - I nie czekając, co odpowiem, szybko poszła dalej. To ty myślisz, moja droga, że się wszystkim podobasz- mamrotałem, spiesząc za nią. - Piękne nogi! Nogi jak nogi. Widywałem ładniejsze. A może myślisz, że dobrze ci w tej grzywce? Gówno, nie grzywka! Wyglądasz w tej grzywce głupio, jak jakiś mops albo pekińczyk! A że byłaś kochanką Fiodora, który spił się i zszedł na dziady, też się nie ma czym chwalić. Może jeszcze sama mu stawiałaś! Ech ty, Marusiu... Pusta szeroka ulica. Jak zwykle hula po niej wiatr. Nie lubię tych nowych dzielnic - zmarszczyła nos. - A pani gdzie mieszka? - W Kuncewie. - Też mi stara dzielnica! - Pewnie, że stara! - No, nie wiem - wzruszyłem ramionami - nie podoba mi się to całe Kuncewo. I nikt tam pani nie zabierze. Zobaczymy! - powiedziała wyzywająco. Zaczęliśmy łapać i zobaczać. Samochody przystawały rzadko, ale nikt nie chciał jechać do Kuncewa. Dalej piekiel- nie wiało, ale rozgrzewała mnie złośliwa satysfakcja. No i co pan tak stoi? - powiedziała, zatrzaskując drzwi kolejnego auta. - Niech pan już idzie! Zegnam! - Bez obaw- mruknąłem, owijając się szalikiem. Ale szalik ma pan bardzo ładny! - powiedziała. Zrobiłem gest, który natychmiast niezbyt trafnie zinterpretowała: Co pan robi? Jeszcze tylko tego brakowało! Nie! O nie! Dobrze znam takich jak pan! Z nudów postanowili zabawić się w rewolucję, w szlachetne porywy, ale sparzyli sobie łapę i teraz ją liżą... - Niechże pani da spokój! Jaki ze mnie rewolucjonista! Brzydzi mnie widok zbuntowanego chłopa, a materializm śmierdzi mi kiełbasą z czosnkiem... - Rozgryzłam pana - zmrużyła oczy Julia. - Po rewolucji powiesimy pana na tej, o, latarni. Tylko nóżkami będzie pan przebierał. - Podniosła głowę i obejrzała latarnię