Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Gdy go ujrzał, już się nie zląkł ani się zmieszał, popatrzał zimno i czekał, co będzie. - Tak. To ten sam człowiek - odpowiedział Zaremba na pytanie sędziego. - Przed szesnastu laty służył u mnie jako nocny stróż. Żony nie miał, dziecko, które wychowywał, nie jest jego. Jest to córka włóczęgi nieznanej, zmarłej przy urodzeniu dziecka. Człowiek ten służył u mnie kilka lat, znam go dobrze. Moje słowa może potwierdzić każdy z mieszkańców osady u nas. - Co masz do powiedzenia w swej obronie na ten zarzut? - zwrócił się sędzia do Gedrasa. - Od czego mam się bronić? - Od sfałszowania metryki tej dziewczyny, która, jak się okazuje, nie jest twoją córką. - Wcale się bronić nie będę. Myślę tylko, dlaczego ten pan świadczy przeciwko mnie? Co ja albo moja dziewczyna jemu albo komukolwiek zawinili? Ona przepadła już i ja zginę w katorgach; on pan, wolny, bogaty, szczęśliwy i tu przyszedł przeciw mnie mówić. Możem i służył mu, nie pamiętam, całem życie służył, krzywdy nikomu nie zrobiłem. Czego wy ode mnie chcecie, ludzie? - Nie rozumiesz, że ciąży na tobie drugi kryminał: sfałszowanie dokumentu? - Co na mnie ciąży? Wszystko. Za to przecie można zabrać tylko to, co mi zostało, ot, resztka życia. To bierzcie, nie będę bronił. Może znajdziecie jeszcze więcej kryminałów, to je wypiszcie. Dziewczyny już nie mam, nie ma komu wstydzić się za mnie. Ale ot, przysięgam, że już wam na żadne pytanie nie odpowiem. Na próżno mnie tu nie ciągajcie. Było to jego ostatnie słowo. Nie pomogły żadne uwagi, groźby, podstępy, zdawał się nic nie słyszeć. Pewnego wieczora do jego celi przyszedł Stuch, parę tygodni był nieobecny. Gedras, leżący na pryczy, ożywił się na jego widok i oczyma pytał. - Nie, ani śladu Mańki - rzekł Stuch, rozumiejąc, co go zajmuje. - Chyba was uwolnią, to potraficie odszukać. Ja zresztą w tej chwili wracam z daleka. Szukałem czego innego - przeszłości Morzyńskiego. Dowiaduję się, że metryka sfałszowana. Prawda to? Nie wasze to dziecko? Znacie pana Zarembę? - Skąd on się tu znalazł? - Jakże! Morzyński miał się za parę dni żenić z jego córką. On dowodzi, żeście go zabili przez zemstę. A ponieważ odkryto, że Mańka nie była waszą córką, więc teraz posądzają, że była waszą kochanką. Gedras zerwał się z pryczy, jakieś zdławione przekleństwo wyrwało się z gardła. - Kto posądza? To już na mnie wszystko rzec można, wszystko na mnie cisnąć, wszelki kał!... - Dlaczego się nie bronicie, czemu mnie chociażby nie powiecie całej prawdy?... Dlaczego dajecie się oskarżać? - A choć powiem, kto mnie uwierzy, co to uratuje? Kiedyś raz opowiedziałem wszystko jednemu księdzu, zdawało się, że mnie zrozumiał, użalił się, modlił się, mówił, że Bóg mi dziecko uchowa, i ot, co jest! Kiedym go potem poprosił o papier, o metrykę, rzekł: "Nie można". Trzeba, żeby takie dzieci ostemplowane były winą rodziców, żeby miały wstyd i hańbę na całe życie. Nie, dziecko nie moje jest. Nie wiem, czyje, jam tylko je jak własną duszę kochał, jak najdroższe hodował. Mojego nic nie ma. Żonę dostałem zhańbioną, zabiła się ze wstydu i zgryzoty; rodziny nie mam, całe życie się tułam za chlebem, z tą jedną ręką. Dziecko było nie moje. Znalazłem na drodze umierającą kobietę, do rana była u mnie w stancji i zmarła. Dziecko mi zostało nie moje, tylko mi trzeba było być i ojcem, i matką, i niańką, i praczką, i nosić, i karmić, i w chorobie pilnować, i myć, i obuć, i ubrać, i lat czternaście hodować, i utrzymać tą jedną ręką