Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Łatwo cię dościgną. - Mój ogier jest czystej krwi. Nazywa się Wiatr i pędzi jak wiatr. - W takim razie dosięgną cię ich kule, gdyż kula leci szybciej od najbardziej rączego konia. Rozbójnicy znają się na koniach. Od razu zobaczą, że twój wierzchowiec jest szybszy od ich koni i nie będą na ciebie czekać na otwartej przestrzeni, lecz zaczną strzelać do ciebie z zasadzki. J'ak się przed nimi obronisz? - Przezornością. ' i - Również ona cię nie uratuje, gdyż przysłowie powiada: Ichtiat dżurmun muawinidir ~. Jesteś uczciwym człowiekiem; oni będą dziesięć razy przezorniejsi od ciebie. Pozwól, że cię ostrzegę! - Czy to ostrzeżnie ma może jakiś związek z tym, co chciałeś mi powiedzieć? - Tak, efendi. - W takim razie bardzo chciałbym się tego dowiedzieć. - No cóż, chcę ci wyznać, że istnieje specjalny glejt, który mają przyjaciele, znajomi i sprzymierzeńcy ukrywających się. - Skąd o tym wiesz, Jafizie? - Tutaj wszyscy o tyxn wiedzą. Ale, tylko nieliczni znają spo- sób, w jaki można go uzyskać. - A ty wies~z, w jaki sposób można otrzymać ten glejt? - Nie. Siedzę cicho w swoim ogrodzie i nie wychodzę między ludzi. Ale Szimin, mój brat, jest wtajemniczony. Mogę ci to po- wiedzieć, bo ci ufam, i dlatego, że przecież wkrótce opuścisz ten kraj. - Dobrze by więc było, gdyby Szimin m~iał do mnie takie samo zaufanie! - Mój brat będzie je miał, skoro ja cię posyłam. - Czy nie mógłbyś napisać paru słów do niego? - Nie umiem pisać. Ale pokaż Sziminowi olejek różany. Zna tę buteleczkę i wie, że nikomu niegadnemu nigdy bym jej nie sprzedał ani nie podarował. A kiedy mu ją pokażesz, powiedz, że posyła cię jego tiwej-kardasz albo jary-kardasz q3. Nikt nawet się nie domyśla, że mieliśmy różne matki. Jeśli przesyłam Sziminowi jakąś poufną wiadomość, to tiwej albo jary jest zawsze znakiem, że może posłańcowi zaufać. ~ Przezorność jest warunkiem przsstępstwa ~ brat przyrodni 31 - Dziękuję ci. Sądzisz zatem, że on pawie mi coś bliższego na temat tego glejtu? - Mam nadzieję. W tej okolicy... Strażnik ogrodu przerwał i zaczął nasłuchiwać. Z głębi ogrodu dał się słyszeć głośny gwizd, który teraz rozległ się po raz drugi. - Mój pan wzywa - ciągnął dalej. - Muszę do niego pójść. Czy zapamiętałeś wszystko, co ci powiedziałem? - Tak, wszystko. - Tylko nie zapomnij po dradze! Niech Allah będzie z tobą i pazwoli ci zanieść pięknym kobietom w twojej ojczyźnie zapachy mojego ogrodu! Zanim zdążyłem odpawied~zieć, Jafiz oddalił się od płotu, a w na- stępnej chwili nie było już nawet słychać jego kroków. Czy mogłem nazwać spotkanie z dozorcą ogradu szczęśliwym dla mnie zdarzeniem? Nieszczęściem ono w każdym razie nie było. Czy to, co powiedział o glejcie, opierało się na prawdzie? Na kłam- cę nie wyglądał. Na wszelki wypadek dobrze by było odwiedzić jego brata, którego kuźn;ia prawdopodobnie znajdowała się przy drodze, jaką musieli obrać nie tylko moi towarzysze, lecz także jeździec, którego zamierzałem schwytać. Pojechałem dalej. Mój koń adsapnął trochę w czasie~ naszej ro~z- mowy i tym szybciej rwał teraz do przodu. Gdybym chciał dalej trzymać się linii prostej, musiałbym pokonać pasmo wzniesień, które tak czy owak nastręczały spore trudności. Dlatego też po- stanowiłem jechać dołem wzdłuż ich podnóża. II. KOWAL SZIMIN Spływając z płaskowyżu Tokaczyk, rzeka Burgas biegnie w kie- runku północnym, zbliża się do Ardy, do której wprowadza swe wody w pobliżu miejscowości Ada. Nad tą małą rzeką leży Ko- szikawak. Kąt rozwarty, jaki tworzy ona z Ardą, zamyka nizina, która w kierunku południowym wznosi się coraz wyżej, a potem przechodzi w płaskowyż Taszlyk. Tych wzniesień właśnie pragną- łem uniknąć. Udało mi się to, mimo że nie znałem okolicy, o praw- dziwych drogach nie mogło być mowy i musiałem nie tyle prze- kraczać, ile przechodzić w bród liczne rzeczki, które ze wszystkich stron dopływały do Ardy. 32 Słańce opadało coraz niżej, aż w końcu zniknęło za górami w od- dali. l~Togłem liczyć jedynie na krótki ~zmierzch, więc puś.ciłem ka- rego w galop, póki nie dotarłem znowu do w miarę szerokiej rzeki, a wtedy spostrzegłem, że nieco dalej w dół jej biegu przerzucony jest przez nią most. Pojechałem w tamtym kierunku i odnalazłem drogę. Po drugiej stronie mostu pierwszy raz w Turcji ujrzałem drogowskaz. Skła- dał się z wystającego z ziemi odłamka skały, na którym napisano kredą dwa słowa. Gdybyxn się nie domyślił, jakie ma przeznacze- nie ten kamień, naprowadziłoby mnie na to pierwsze ze słów, "ku- lagus", gdyż znaczy ono właśnie: drogowskaz. Drugie słowo nata- miast brzmiało "Derekój". Wiedziałem, że jest to nazwa wioski. Tylko gdzie ta wioska leżała? Był drogowskaz, było na nim wypi- ~ sane słowo~, lecz niestety kamień był u góry spłaszczony i właśnie na tym poziomym spłaszczeniu widniały obydwa słowa. Dalej prosto wiodło to coś, co nazwałem przed chwilą drogą, i na Prawo, wzdłuż rzeki, wiodło coś takiego samego