Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Zapomnieliście, co nas wkrótce czeka? - Przykro mi, sir... nie jestem pewien, o co dokładnie panu chodzi -wymamrotał Martin. - No to odświeżę twoją pamięć. - Jaszczurcze spojrzenie Walvisa prześliznęło się po obu zastępcach. - Największy ładunek broni, jaki kiedykolwiek był w naszym posiadaniu, zmierza na pokładzie barek w górę Dunaju. Za niecałe dwa dni konwój barek zakotwiczy w Passau, a broń zostanie rozesłana do naszych brygad. Dlatego chcę, żebyście przeczesali Monachium w poszukiwaniu każdego, kto mógłby nam w tym przeszkodzić, a kiedy kogoś takiego znajdziecie, macie rozdeptać go jak karalucha. Tym właśnie się zajmiecie. I nie zapomnij o zdjęciach, Gulliver. Chcę, by wszyscy nasi ludzie otrzymali je najpóźniej do czwartej rano. A teraz precz mi z oczu... - Czy jesteś pewien, że dobrze robisz, mówiąc do nich takim tonem? -spytała Rosa, kiedy zostali sami. - Tak. Ludźmi można rządzić za pomocą miłości lub strachu. Wolę strach. Przecież to nie anioły, a obydwaj nie chcą stracić wysokich pensji, które im wypłacam. Ten Tweed mnie martwi - zmienił nagle temat. -Czuję, że to niezwykle niebezpieczny przeciwnik. - Prawdopodobnie nadal jest w Londynie. - Sądzę, że mógł przyjechać do Monachium. Najazd na Cleaver Hall to ważne wydarzenie. Tweed był przy tym obecny, nie siedział na tyłku za biurkiem. Jest człowiekiem, który osobiście prowadzi wojska do boju. Podoba mi się to. --- Jeśli jest tutaj, zdjęcie rozpowszechnione przez Gullivera powinno pomóc w jego odnalezieniu. - A wtedy Łezka otrzyma kolejne zlecenie - dokończył Walvis i uśmiechnął się do niej. O północy Walvis wciąż siedział za biurkiem. Zadzwonił telefon. Wysłuchał swojego informatora. Wydął wargi i powtórzył zasłyszane nazwisko, by się upewnić, czy dobrze zrozumiał. Po zakończeniu rozmowy siedział przez chwilę, patrząc przed siebie. Czyli do Monachium przyjechał kapitan David Sherwood, wspólnik tego Parkera, od którego wykupił firmę. Podniósł słuchawkę i wykręcił numer pośrednika zajmującego się nagłymi sprawami. - Zlecenie dla Łezki. Bardzo ważne. Ma zjeść kolację w towarzystwie kapitana Davida Sherwooda, obecnie mieszkającego w hotelu Bayerischer Hof. Ta sama kwota co ostatnio, jak sądzę? Sto tysięcy marek? To dwa razy więcej. Zagraża jej coraz większe ryzyko? No dobrze, zgoda, ale tym razem ustanawiam limit czasowy. Musi wykonać zadanie w ciągu czterdziestu ośmiu godzin... Po zakończeniu rozmowy z Walvisem Rosa Brandt weszła piętro wyżej, do swego prywatnego mieszkania w biurowcu firmy. Zamknęła. Drzwi wejściowe i skierowała kroki do wielkiej łazienki. Tu również nie zapomniała o zatrzaśnięciu zamka. Nad marmurową umywalką górowała duża szklana półka, zastawiona drogimi kosmetykami i flakonami pełnymi różnych płynów. Rosa zdjęła kapelusz oraz woalkę i wbiła wzrok w swoje lustrzane odbicie. Przez pewien czas zajmowała się pielęgnowaniem cery, po czym rozebrała się, włożyła szlafrok podbity futrem z norek i przeszła do sypialni, pamiętając o zamknięciu drzwi na dwa zamki. Kiedy zadzwonił telefon, czytała właśnie powieść jakiegoś współczesnego pisarza. Było wpół do pierwszej. Podniosła słuchawkę, przedstawiła się, a potem już tylko słuchała, od czasu do czasu wtrącając jakieś pytanie. - Rozumiem - powiedziała po niemiecku - zobaczę się z tobą w ciągu najbliższych dwóch dni... * 17 * Tweed i Paula wylądowali w Monachium późnym popołudniem, ponieważ na Heathrow Tweed nagle postanowił zmienić plan. Zdarzało się to już tak często, że Paula nie była nawet zaskoczona. Zjedli wystawny lunch w najlepszej restauracji. Tweed zamówił małą butelkę alzackiego rieslinga. Po odejściu kelnera Paula spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Dlaczego postanowiłeś zmienić rezerwację? - spytała. - Przyszło mi do głowy, że po lotnisku monachijskim mogą krążyć ludzie Walvisa. Na jego miejscu tak bym zrobił. A tym sposobem przylecimy w godzinie szczytu i weźmiemy taksówkę. W tłoku trudno im będzie nas śledzić. - A to wino? Rzadko pijasz alkohol. - Po prostu świętuję. - Tweed był w doskonałym humorze. - Po pierwsze, dobierzemy się do Walvisa. Chcę podpiłować gałąź, na której siedzi. - Nie mamy pewności, że przebywa gdziekolwiek w pobliżu Monachium - zauważyła. - Wczoraj w nocy, a raczej dziś rano, zadzwoniłem do starego znajomego, nadinspektora Ottona Kuhlmanna z Kriminalpolizei w Wiesbaden. Ten człowiek nigdy nie śpi. Skontaktował się ze swoim kolegą z Monachium. Samolot Walvisa, Pegaz wylądował wczoraj na jeziorze Starnberger, na południe od miasta. Miejscowa policja, z miasteczka Berg, potwierdziła, że widziano tam jego limuzynę z przyciemnionymi szybami. - Rozumiem. Sam niewiele spałeś, ale wyglądasz, jakbyś był doskonale wypoczęty. Jaki jest drugi powód świętowania, oprócz twojego głodu działania? - Pozbycie się Buchanana, wraz z tymi jego nie kończącymi się pytaniami. Nie będę za nim tęsknił... Na lotnisku w Monachium Tweed długo rozglądał się wśród zaparkowanych taksówek, aż wreszcie wyłowił kogoś odpowiedniego - mężczyznę o szczupłej twarzy, który wymachiwał rękami w rytm piosenki śpiewanej w radiu