Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Gdy Miles przekroczył próg, Sara wspięła się na palce i przywitała go pocałunkiem. — Żartowałam, wiesz o tym. Ty też wyglądasz świetnie. Raczej nie widuję cię o tej porze w marynarce i kra- wacie. — Wygładziła lekko klapę marynarki. — Mogłabym się do tego przyzwyczaić. — Dziękuję, panno Andrews — rzekł Miles, przedrzeźniając syna. — Pani też wygląda niczego sobie. I rzeczywiście. Im dłużej ją znał, tym wydawała mu się ładniejsza, bez względu na to, co miała na sobie. — Jesteś gotów wkroczyć do jaskini lwa? — spytała. — Z tobą pójdę wszędzie — odpowiedział Miles. — A ty, Jonah? — Są tu jakieś inne dzieci? — Nie, Bardzo mi przykro. Sami dorośli. Ale to naprawdę mili ludzie i nie mogą się doczekać, kiedy cię poznają. Skinął głową, jego wzrok powędrował z powrotem ku samochodzikom. — Mogę to otworzyć teraz? — Jeśli tylko masz ochotę. Są twoje, możesz je otworzyć, kiedy zechcesz. — I mogę się nimi pobawić na dworze? — Jasne — odrzekła Sara. — Dlatego je... — Ale najpierw — wtrącił się Miles do ich rozmowy — wejdziesz i przywitasz się ze wszystkimi. A jeśli zamierzasz pobawić się potem na dworze, masz być czysty, gdy będziemy siadali do stołu. — Dobrze — zgodził się natychmiast Jonah, robiąc minę, która świadczyła, że święcie wierzy w to, iż się nie pobrudzi. Miles jednak nie miał złudzeń. Siedmioletni chłopiec, bawiący się na podwórku? Nie ma szans, pozostaje tylko nadzieja, że nie upaprze się za bardzo. — Dobrze, wobec tego chodźmy — powiedziała Sara. — Tylko jedno słowo ostrzeżenia... — Chodzi o twoją mamę? — Skąd wiesz? — spytała Sara z uśmiechem. — Nie denerwuj się. Będę się zachowywał bez zarzutu i Jonah również, prawda, synku? Jonah pokiwał głową, nie podnosząc wzroku. Sara ujęła Milesa za rękę i szepnęła mu na ucho: — To nie wasze zachowanie miałam na myśli. * * * — Ach, jesteście wreszcie! — wykrzyknęła Maureen, wychodząc z kuchni. Sara popchnęła lekko Milesa. Idąc za jej wzrokiem, przeżył zaskoczenie. Maureen w niczym nie przypominała córki. Sara była blondynką, a szpakowate włosy jej matki wyraźnie wskazywały, że kiedyś była brunetką. Sara była wysoka i szczupła, jej mama należała raczej do „puszystych". Idąc, Sara zdawała się płynąć w powietrzu, Maureen natomiast wpadła do pokoju niemal jak bomba. Na niebieskiej sukni miała zawiązany biały fartuszek, szła ku nim z wyciągniętymi rękami, jak gdyby witała dawno niewidzianych przyjaciół. — Tyle słyszałam o was obu! Maureen chwyciła w objęcia najpierw Milesa, potem Jonaha, zanim jeszcze Sara zdążyła ich oficjalnie przed- stawić. — Tak się cieszę, że przyszliście! Jak widzicie, mamy pełny dom, ale wy obaj jesteście gośćmi honorowymi. Sprawiała wrażenie ogromnie uradowanej. — Co to znaczy? — spytał Jonah. — To znaczy, że wszyscy czekają na was. — Naprawdę? — Tak jest, proszę pana. — Przecież nawet mnie nie znają — rzekł niewinnie Jonah, rozglądając się po pokoju i czując na sobie spojrzenia obcych ludzi. Miles położył mu dłoń na ramieniu, by dodać chłopcu odwagi. — Miło mi panią poznać, Maureen. I dziękuję za zaproszenie. — Och, cała przyjemność po mojej stronie. — Zachichotała. — Cieszymy się, że mogłeś przyjść. I wiem. że Sara również. — Mamo... — Przecież się cieszysz. Nie ma powodu zaprzeczać. Poświęciła całą uwagę Milesowi i Jonahowi, plotąc i śmiejąc się przez następne kilka minut. Gdy wreszcie skończyła, zaczęła przedstawiać ich dziadkom oraz pozostałym krewnym Sary, a było ich kilkanaście osób. Miles ściskał dłonie, Jonah szedł za jego przykładem, a Sara krzywiła się, słysząc, jak matka przedstawia Milesa. — To przyjaciel Sary — mówiła, ale to jej ton — mieszanka dumy oraz matczynej aprobaty — nie pozostawiał wątpliwości, co naprawdę ma na myśli. Gdy skończyła, wyglądała niemal na wyczerpaną tym spektaklem. Zajęła się z powrotem Milesem. — Co mogę ci zaproponować do picia? — Może piwo? — Już się robi. A czego ty się napijesz, Jonah? Mamy napój korzenny i SevenUp. — Napój korzenny. — Pójdę z tobą, mamo — powiedziała Sara, stanowczo biorąc matkę pod rękę. — Mnie też chyba przyda się drink. W drodze do kuchni Maureen wręcz promieniała. — Och, Saro... Jestem taka szczęśliwa z twojego powodu. — Dziękuję. — On wydaje się fantastyczny. Ma taki miły uśmiech. Wygląda na kogoś, do kogo można mieć zaufanie. — Wiem. — A ten jego synek jest kochany. — Tak, mamo. * * * — Gdzie jest tata? — spytała Sara w kilka minut później. Matka uspokoiła się w końcu na tyle, żeby wrócić do przygotowań do posiłku. — Wysłałam go przed chwilą z Brianem do sklepu spożywczego — odpowiedziała Maureen. — Przyda się trochę więcej bułeczek i butelka wina. Nie byłam pewna, czy wystarczy to, co mamy. — A więc Brian wreszcie wstał? Sara otworzyła piekarnik i sprawdziła, czy indyk jest już gotów. Po kuchni rozszedł się zapach pieczystego. — Był zmęczony. Przyjechał dopiero po północy. Miał egzamin w środę po południu i nie mógł wyruszyć wcześniej. W tej samej chwili otworzyły się drzwi kuchenne i do środka weszli Larry i Brian, niosąc torby z zakupami. Po- stawili je na bufecie. Brian, szczuplejszy i wyglądający jakoś 195 doroślej niż w sierpniu, przed wyjazdem do college'u, zobaczył Sarę i chwycił ją w objęcia. — Jak ci idzie nauka? Nie rozmawiałam z tobą od wieków. — Nieźle. Wiesz, jak to jest. A jak praca? — W porządku. Lubię ją. — Spojrzała na ojca ponad ramieniem Briana. — Cześć, tatku. — Witaj, kochanie — uśmiechnął się do niej Larry. — Ależ tu smakowicie pachnie. Rozmawiali przez kilka minut, wyjmując zakupy z toreb, aż wreszcie Sara powiedziała im, że przyszedł ktoś, kogo chciałaby im przedstawić. — Tak, mama wspomniała, że się z kimś spotykasz. — Brian poruszył znacząco brwiami. — Cieszę się. To fajny facet? — Tak mi się wydaje. — Czy to poważna sprawa? Sara zauważyła, że matka przerwała obieranie kartofli, czekając na jej odpowiedź. — Jeszcze nie wiem — odparła. — Chciałbyś go poznać? — Tak, pewnie — odrzekł krótko. Sara położyła mu dłoń na ramieniu. — Nie martw się, polubisz go. — Brian pokiwał głową. — A ty idziesz z nami, tatusiu? — Przyjdę za chwilę. Mama chce, żebym wyjął dodatkowe naczynia. Stoją gdzieś w kartonie w spiżarni. Sara wyszła z Brianem z kuchni