Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Nie, nie bądź głupi, nie jestem o ciebie zazdrosny. Jest w jej uśmiechu coś, co mnie niepokoi. Ktoś zawołał do nas z tyłu. Odwróciłem się i ujrzałem Metrobiusza i Sergiusza Oratę z dwoma niewolnikami. – Czy i wy wybieracie się do łaźni? – spytał przedsiębiorca z ziewnięciem, wskazującym, iż dopiero co wstał z łóżka. – Tak – odrzekłem. Czemu nie? Podczas gdy Orata i Eko oddali się relaksowi w gorącym basenie, ja przyjąłem ofertę Metrobiusza, by skorzystać z usług jego masażysty. Rozebraliśmy się i położyliśmy na sąsiednich leżankach w przebieralni. Masażysta przechodził od jednego do drugiego, ugniatając nasze ramiona i opukując kręgosłupy. Był to wysoki, pomarszczony niewolnik o niezwykle silnych rękach. – Gdybym był bogaty – stęknąłem – to chyba kazałbym to sobie robić dzień w dzień. – Ja jestem bogaty – odparł Metrobiusz. – I każę to sobie robić dzień w dzień. Jak się dorobiłeś tego wielkiego guza na czole? – Och, nic takiego. Drzwi były niższe, niż się spodziewałem. Och! Dobrze! Tak, tam pod łopatką... Te łaźnie są wręcz cudowne, prawda? Byliśmy tu z Ekonem wczoraj, zaraz po naszym przybyciu do willi. Mummiusz chciał się pochwalić instalacją. Masaż robił mu chłopiec, który śpiewał nam wczorajszego wieczoru, nazywa się chyba Apoloniusz. Wątpię jednak, by posiadał choć połowę umiejętności twojego człowieka. – Nie mam pojęcia – odrzekł ostrożnie Metrobiusz, leżąc na boku z podpartą na ręce głową i patrząc na mnie z nagłą podejrzliwością. – Nie? Jesteś tu tak częstym gościem, że pomyślałem, iż być może sam skorzystałeś z usług Apoloniusza. – Tylko Mollio może mnie masować. Dostałem go w darze od Sulli, dawno temu. Zna każdy obolały mięsień i kość w tym starym, zmęczonym ciele. Taki żółtodziób jak Apoloniusz pewnie by mi tylko zaszkodził. – Tak, Mummiusz za to może sobie pozwolić na takie ryzyko. Nie jest raczej delikatnej budowy. Wygląda mi na silnego jak wół. – I jest prawie tak samo inteligentny. – Och! Czy mógłbyś to powtórzyć, Mollionie? Taak... Metrobiuszu, nie mogę się oprzeć podejrzeniu, że niezbyt lubisz Marka Mummiusza. – Jest mi obojętny. – Nie cierpisz go. – Przyznaję. Chodź tu, Mollio, zajmij się mną. Gordianusowi na razie wystarczy. Leżałem bez ruchu w stanie błogości, wiotki jak dobrze zagniecione ciasto. Zamknąłem oczy i ujrzałem wizje ryb, rozgwiazd i ośmiornic, dziwnie stękających i sapiących. Przyszła kreska na Metrobiusza, pomyślałem z uśmiechem. – Czemu żywisz tak głęboką urazę? – nalegałem. – Nie lubię go od początku, od pierwszego spotkania. – Ale musiało się stać coś szczególnego, że tak cię to uraziło. – Och, niech już będzie – westchnął aktor. – To było dziesięć lat temu, wkrótce potem, jak Sulla został dyktatorem. Pamiętasz, że Sulla wywiesił na Forum listy proskrypcyjne, oferując nagrody za dostarczenie głów jego wrogów? – Pamiętam to dobrze. – To było brzydkie posunięcie, ale niezbędne. Republika wymagała oczyszczenia. Aby Sulla mógł przywrócić porządek i położyć kres ciągnącym się latami wojnom domowym, opozycja musiała zostać zlikwidowana. W przeciwnym razie konflikty i wendety trwałyby bez końca. – A co to ma wspólnego z twoją waśnią z Mummiuszem? – Majątki wrogów Sulli skonfiskowano na rzecz skarbu państwa i wystawiono na licytacje. Nie muszę ci mówić, że pierwsi w kolejce na tych tak zwanych publicznych aukcjach byli zazwyczaj bliscy przyjaciele i towarzysze Sulli. W jaki inny sposób byle aktorzyna, jak ja, mógłby wylądować we własnej willi nad Pucharem? Ale przede mną w kolejce byli inni. – A wśród nich i Mummiusz? – Tak jest. Krassus był wtedy w wielkich łaskach, znaczył prawie tyle co Pompejusz. W końcu przedobrzył i Sulla musiał świecić za niego oczami. Może pamiętasz pewien skandal dotyczący niewinnego człowieka, który trafił na listę tylko dlatego, że Krassus chciał przejąć jego posiadłość? – Takich skandali było więcej. – Tak, ale Krassus był Rzymianinem dobrze urodzonym, wodzem legionów, bohaterem boju o bramę Kollińską, który powinien być ponad takie afery. Zresztą i tak Sulla dał mu za to tylko lekkiego klapsa. Wcześniej jednak Krassus zajmował poczesne miejsce we wszystkim, tuż za Pompejuszem. A jego ludziom przysługiwały przywileje i zaszczyty nawet przed wieloma spośród najstarszych przyjaciół i pomocników Sulli. – Takich jak ty. – Owszem. – Domyślam się, że Mummiusz pokonał cię na jakimś polu, a Sulla wziął jego stronę. – Było coś, czego pragnęliśmy obydwaj. – Posiadłość czy człowiek? – Niewolnik. – Rozumiem. – Nie, nie rozumiesz – zaprzeczył Metrobiusz. – Chłopiec należał do pewnego senatora. Kiedyś na przyjęciu usłyszałem, jak śpiewa. Pochodził z mojego rodzinnego miasteczka w Etrurii i śpiewał w dialekcie, którym mówiłem w dzieciństwie. Jego śpiew wycisnął mi łzy z oczu. Kiedy się dowiedziałem, że ma zostać sprzedany wraz z resztą niewolników senatora, pognałem na Forum. Aukcję prowadził przyjaciel Krassusa. Okazało się, że i Mummiusz pragnie chłopca kupić, i to nie dla jego głosu