Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Jerzy, podniecony bardzo, widząc, że sen mój zaczyna się sprawdzać, zawołał: „A teraz prędko mów, czy będzie oberża, z której strony drogi i jaki będzie pokój". Nie warto tu wchodzić w szczegóły: powiedziałam, jak będzie, i wszystko sprawdziło się dokładnie. Była oberża, z lewej strony drogi, do pokoju szło się po stromych schodach, łóżka stały pod przeciwległymi ścianami, stół pośrodku. Tego rodzaju osobliwe przypadki, raczej z dziedziny meta-psychologii, zdarzały mi się w życiu kilkakrotnie i nie zamierzam ich tu pomijać. Bo i czemu? Nawet gdybym miała zgorszyć racjonalistyczne umysły. Cała ta podróż poślubna zostawiła mi wspomnienie dość nijakie, a właściwie w ogóle zatarła się w mojej pamięci. Wycieczki były monotonne: po wdrapaniu się na jedną zalesioną górę widziało si? następną. Chałupa była zbyt uboga, bez możliwości porządnego umycia się, łóżko straszliwie niewygodne, jedliśmy podle i nie było, przynajmniej z mojej strony, tego niezbędnego oczarowania, które ozdabia wszystko. W dodatku nie znaliśmy i nie poznaliśmy w Jaremczu nikogo. Wracałam z przyjemnością do Warszawy. Znajomi biadali przed Maminkiem: „Taka piękna dziewczyna, myśleliśmy, że zrobi świetną partię. A za kogo wyszła? Za adwokacika bez ukończonej praktyki, i nie wiadomo, czy będzie coś zarabiał w przyszłości". Tym znajomym, nawet socjalistom, imponował Szere-szewski. Milioner. To było coś dla mnie. Ale znów z mojego punktu widzenia nie mogło być o tym mowy. Tak więc wróciłam do swego miłego, ale mikroskopijnego pokoiku u Maminka, a Jerzy do swego, zastawionego koszami po sufit — u rodziców. O tym, żeby jakoś 146 atnęli j przygotowali pokój jego dla nas obojga, nie było mowy. «/ moim zaś pokoju z trudem można się było obrócić. Na drugie łóżko hsolutnie nie było miejsca. Przy tym Jerzego krępowała niezmiernie konieczność przechodzenia przez pokoje Nyka i Maminka, żeby się idąc do łazienki czy do ubikacji. Zazwyczaj opuszczał mnie przed dwunastą. I tak dobrze, że wreszcie dostał od rodziców klucz do drzwi wejściowych. Moje małżeństwo nie różniło się w niczym od mego panieńskiego stanu, wyjąwszy większą bliskość fizyczną. Ale ta spowodowała nietrudne do przewidzenia skutki: zaszłam w ciążę. Nie było mowy o tym, żebym mogła mieć dziecko. Maminek i Nyk ledwo zdołali wydołać finansowo, ja uczyłam się i latałam po lekcjach, Jerzy jeszcze nic (albo prawie) nie zarabiał. Nie było miejsca na dziecko, j w dodatku miałam tuż przed sobą doktorat. Nieunikniona była skrobanka. Miałam o to głuchy żal do teściów, bo moim zdaniem mogli nam trochę pomóc, zanim Jerzy zacznie zarabiać. Ale liczyć na jakąkolwiek ich pomoc było utopią. I tak Maminek z Jerzym, zapożyczywszy się, z trudem uciułali sumę potrzebną na zabieg. Odbył się u nas w domu, pod narkozą chloroformową. Wszystko przeszło szczęśliwie, jeżeli nie liczyć swego rodzaju depresji nerwowej, jakiej po tym doznałam. Przestałam jeść, zaczęłam bardzo chudnąć, a i tak zawsze byłam szczupła. Chciałam dziecka i bolałam nad jego stratą. Byłam w tak złym stanie, że w końcu Maminek wysłał mnie na pewien czas do sanatorium w Otwocku. Naczelnym lekarzem był tam późniejszy profesor Jakubowski. Leczenie polegało na nieopisanie obfitym i tłustym żarciu oraz na zastrzykach arszeniku. I jeszcze na czymś. Dom był akustyczny, więc słyszałam, jak doktor zaczynał obchód. Słyszałam kroki, głosy, skrzypienie łóżka to w tym, to w innym pokoju, westchnienia, ciche jęki, słowem wszystko, co świadczyło, że był on niestrudzony, godny Podziwu i nie zaniedbywał swoich pacjentek pod żadnym względem. A że było ich sporo, więc chapeau. I na mnie chciał spróbować skuteczności swego specyficznego leczenia, ale że od razu przecięłam tego rodzaju możliwości, więc skończyło się jedynie na przyjacielskich Pogawędkach. W czasie jednej z nich doktor powiedział: „Niech pani Pamięta, że nie wolno pani mieć dzieci, to będzie zarówno dla pani, jak u''1 nich katastrofą. Pani jest na to za słaba, a dzieci będą jeszcze Wa.tlejsze". Przepowiednia jego sprawdziła się, ale nie w ten sposób, w Jaki przypuszczał. Dzieci? Nie były nigdy wątłe, przeciwnie, obaj 147 chłopcy byli świetnie wyrośnięci, wysportowani. Ale waliły się na nic)) straszne choroby. Zakaźne, więc nie biorące początku w słabej kondycji Czy można powiedzieć, że profesor Jakubowski w jakiś sposób to „zobaczył"? Nie przypuszczam. Zresztą nie wiem. Moje osłabienie po pewnym czasie minęło, wróciłam do dawnego życia, ale oto teść wyjechał (jak co roku) do Paryża i Londynu, a teściowa dostała ponownego ataku, tym razem wyjątkowo ostrego. Leżała kompletnie sparaliżowana i nie mówiła. Spędzałam przy niej wszystkie wolne godziny i noce. Współczułam jej, ale że nie potrafiła we mnie obudzić żadnego żywszego uczucia, więc robiąc wszystko, co potrzeba, nie przejmowałam się w duszy jej chorobą. Wtedy to miałam zaszczyt poznać moją bratową, a raz nawet zobaczyłam szwagra