Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- X10-D zamieszkał właśnie w schowku chłodniczym w pomieszczeniu preparacyjnym. Co? Bossk zagiął nerwowo pazury. Czyżby ta kobieta użyła swoich smukłych palców, by pokombinować coś przy androidzie? A może to kolejny atak głupoty komputera? Upewnił się, że "Szczeniakowi" zostało jeszcze parę minut do otwarcia ognia, wstał i pospieszył na rufę. - Wyszedł ze sterowni! - oznajmiła Pchełka. - Jeśli chcecie coś zrobić, to się pospieszcie, bo teraz was nie widzi! - Pilnuj swego nosa - mruknęła Tinian, której oczy przestały wreszcie łzawić, ale nos ciągle bolał. Nie mogła przez to zidentyfikować rodzaju materiału wybuchowego, którego woń wyczuwała. To musiało być coś rzadkiego. I tym bardziej niebezpiecznego... - Chen, pogadaj ze swoją przyjaciółką. Zamierzam przeszukać cały statek kawałek po kawałku od dziobu do rufy. Sprawdzę wszystkie dostępne obwody. Coś nam tu nie gra, a Pchełka nawet nie próbuje pomóc. - Ależ pomagam! - oburzyła się piskliwie maszynka. - Bossk wszedł właśnie do preparatorni... idzie prosto do schowka, w którym zrobiłam przeciek... staje naprzeciwko... Bossk dostrzegł androida stojącego w kącie. Oczywiście, że był wyłączony. Potem podszedł do schowków. W lewym skrajnym woda ciekła po ściankach. Zepsuty zraszacz. Jaszczur warknął i wcisnął zamocowaną na ścianie kontrolkę. Wyłączył w ten sposób zasilanie pól, których zadaniem było utrzymać zdobycz w schowku. Sięgnął po klucz i wszedł do środka... - Jest w środku! - pisnęła Pchełka. - "Ogar", uaktywnić pole! "Ogarku", proszę! "Ogar"... Chen ryknął do mikrofonu. - Dobra, już mówię. Najpierw zainstalował z powrotem działa energetyczne. Potem uaktywnił wyrzutnię torped w trybie nakierowywania na podczerwień... Torpeda. Materiały wybuchowe. - Jaka głowica? - wtrąciła się Tinian. - Napalmowa. Taka do nalotów dywanowych - odparła po paru sekundach Pchełka. - A wy macie... Wściekły ryk Chena zagłuszył ostatnie słowa Pchełki. Tinian zrobiło się niedobrze. Podobne głowice wytwarzała konkurencja zakładów I'att, szczególnie ci przedsiębiorcy, którzy w ogóle nie mieli skrupułów. Bossk wysłał ich, by urządzili Wookiem płomieniste piekło... Pchełka nadal coś mówiła. Tinian odsunęła upiorną wizję i skupiła się na jej głosie. - Co takiego, Pchełko? Powtórz, proszę. - Powiedziałam, że zainstalował też w systemie wentylacyjnym "Szczeniaka" zbiornik z reduktorem i zdalnie sterowaną dyszą. Jest pełen gazu paraliżującego, mieszanki zwanej obah. Lepiej wyrzućcie go za burtę. - Jasne, ale najpierw musimy go znaleźć! - Gaz obah? Paraliżujący? Tego Tinian nigdy by nie wyczuła. Bossk nie zostawiał niczego przypadkowi. Najpierw spory, potem torpeda napalmowa, w końcu to... Chen wstał z fotela i sięgnął pod kratkę wentylacji. Stateczek wydał się nagle Tinian bardzo, bardzo ciasny. Znów zrobiło się jej duszno. - Dziękujemy, Pchełko - powiedziała, oddychając głęboko. - Możesz jeszcze złapać Bosska? - Pracuje w schowku. Znalazł przeciek. Nie bardzo mi się udaje skłonić "Ogara" do współpracy. Jest okropnie uparty. Polubiłabym go nawet, gdyby nie stał nam na drodze - dodała pogodnie maszynka. W każdym razie jedno się udało - Bossk wyszedł ze sterowni i nie widział ich szamotaniny. Co można zrobić z torpedą? Tinian nigdy nie pragnęła mieć takiego drobiazgu pod opieką. Należało ją wystrzelić i zniszczyć, by nikt już nie miał z niej pożytku. Została nastawiona na tryb wyszukiwania celów w podczerwieni i nie mogli tego zmienić... Może Bossk zamierzał ich zagazować, a potem ustawić stateczek na autopilocie i skąpać Wookiech w ogniu? Nie było czasu na domysły. Należało zdecydować o losie głowicy. Mogłaby z jej pomocą posłać Bosska i jego "Kieł Ogara" prosto do trandoszańskiej Mistrzyni. Chociaż w próżni napalm by nie zadziałał z braku tlenu do spalania, to sama masa pocisku wystarczała na zgruchotanie statku. Nic z tego. "Szczeniak" nie miał napędu nadświetlnego. Niszcząc "Ogara" odcięliby sobie drogę ucieczki z obszaru Imperium. Tinian zauważyła, że ma kłopoty z koncentracją. Przecież to zagadnienie powinno dać się rozwiązać bez trudu.. Kurs "Szczeniaka" miał przeprowadzić stateczek przez cień planety. Tuż nad sierpem globu jaśniała dzienna gwiazda systemu. Oczywiście! Słońce! - Trzymaj się, Chen - rzuciła Tinian i odwróciła stateczek o sto dwadzieścia stopni. Wycelowała wyrzutnię dokładnie w krąg słońca Lomabu i wystrzeliła. "Szczeniakiem" targnął wstrząs, a Wookie uderzył w coś głową i warknął. Tinian wstrzymała oddech. Odprowadzała torpedę spojrzeniem, aż po trzysekundowym opóźnieniu silniczki rakietowe wykwitły płomieniem odrzutu i pocisk runął w kierunku gwiazdy. W takiej temperaturze nie miał szans żaden ładunek. Dziadek I'att skwitowałby to promiennym uśmiechem. Bossk musiał chyba nadal być zajęty usuwaniem awarii, bo nawet się nie odezwał. Tinian skierowała stateczek ku powierzchni planety. - Jak ci idzie, Chen? - spytała. Wciąż byli zbyt wysoko, żeby się katapultować. Jeśli Bossk uruchomi teraz dyspenser gazu, to po nich... Chen stał z jedną ręką zakleszczoną w przewodzie wentylacyjnym. Odwrócił kudłatą głowę, spróbował wsunąć dłoń jeszcze głębiej i jęknął. Tinian zagryzła wargi. Gdy Bossk wróci do sterowni, zaraz się dowie, że wystrzelili torpedę. Uzna to za zdradę, zwłaszcza że takie głowice były dość trudne do zdobycia. - Pchełko? Poczyniłaś jakieś postępy? - Może - pisnęła maszynka. - Nadal nad tym pracuję. - Trzymaj Bosska z dala od sterowni, bo inaczej nas załatwi. - Staram się! Jeśli dacie mi chwilę spokoju... - Damy - obiecała Tinian. Chen oderwał od pulpitu pasek metalu i wsunął go do przewodu, a dziewczyna wzięła kurs na kolonię. Tym razem podchodzili od wschodu, nad wodą. Już z daleka Tinian dojrzała wieże strażnicze. Tym razem imperialni nas widzą, pomyślała. Jakby dla potwierdzenia, z jednej z wież błysnęła wiązka turbolasera. Minęła "Szczeniaka" o włos. Tinian nie cierpiała, gdy ktoś do niej strzelał. Położyła dłonie na pulpicie. - Chen, gdzie tu jest włącznik tarcz? Wookie zawył. - Nie mamy tarcz? Posiwiały Wookie zauważył, że strażnicy na wieży otworzyli ogień. Na to właśnie czekał. Ruszył biegiem w kierunku południowo-wschodniej wieży. Wszędzie wokół Wookie przerywali pracę i atakowali swoich nadzorców. W powietrze wzleciała łukiem ludzka ręka i setki Wookiech ryknęły ogłuszająco. Więźniowie zapędzili strażników do wieży. Imperium zastało Kashyyyk całkiem bezbronne, ale mieszkańcy planety nauczyli się z czasem, czym jest walka. Ze strony morza dobiegł huk silników statku