Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Trzeba wracać, żebyś mógł odpocząć. Masywny wał obronny, oświetlony miodowym blaskiem wiszącego nisko słońca, rozciągał się przed ich trójką niczym szeroka droga. Richard chciał opuścić wieżę przed zmrokiem. Nie dlatego, by światło dnia mogło go ocalić od działania niebezpiecznej magii, lecz dlatego, że przebywanie w Wieży Czarodzieja po zmroku wydawało się gorsze niż za dnia. Raina przechyliła cię za nim i powiedziała: - - To był twój pomysł, Berdine. - - Mój?! Nigdy czegoś takiego nie proponowałam! - - Uciszcie się, obie - mruknął Richard. Oceniał dotyk magii na swojej skórze. Przeszli długim wałem obronnym połowę drogi dzielącej ich od prywatnej enklawy Pierwszego Czarodzieja i dopiero wtedy Richard wyczuł na skórze mrowienie magii. Obie Mord-Sith zawahały się, gdy poczuły dotknięcie mocy. Kahlan opowiadała mu o tym miejscu, o prywatnej enklawie Pierwszego Czarodzieja. Mówiła, że zwykła przychodzić na ów wał obronny, bo roztacza się zeń przepiękny widok na Aydindril - i rzeczywiście tak było - mówiła też jednak, że jest tu magia potężnych osłon. Osłony te nie dopuszczają nikogo do tego małego zakątka Wieży Czarodzieja - do Wieży Pierwszego Czarodzieja. Kahlan zdradziła też Richardowi, że za jej pobytu tutaj nie było nigdy czarodzieja, który miałby dość mocy, by przejść przez te osłony. Czarodzieje próbowali, lecz bez skutku. Czarodzieje żyjący i pracujący w wieży, gdy Kahlan dorastała, nie mieli po prostu magicznej mocy niezbędnej, żeby wejść do Wieży Pierwszego Czarodzieja. Zedd był Pierwszym Czarodziejem i od czasu, kiedy opuścił Midlandy przed przyjściem na świat Richarda i Kahlan, nikt nie był w jego prywatnej enklawie. Dziewczyna mówiła też, że owe osłony nasilały swoje działanie, w miarę jak się do nich podchodziło, i że włosy zaczynały sterczeć na wszystkie strony oraz trudno było oddychać. Ostrzegała również, iż jeśli określona osoba nie ma wystarczająco silnej magicznej mocy, to zbliżenie się do tych osłon może być śmiertelnie groźne. Richard w najmniejszym stopniu nie lekceważył tego, co od niej usłyszał, lecz musiał się tam dostać. Kahlan powiedziała mu także, że aby wejść, trzeba położyć dłoń na chłodnej metalowej płytce umieszczonej obok drzwi, i że nie zdołał uczynić tego żaden ze znanych jej czarodziejów. Richard zetknął się z podobnymi osłonami w Pałacu Proroków, gdzie też trzeba było przykładać dłoń do metalowej płytki, ale tamte - o ile wiedział - nie groziły śmiercią. Potrafił przechodzić przez osłony w Pałacu Proroków i te osłony w Wieży Czarodzieja, które wymagały magii, jaką dysponował, doszedł więc do wniosku, że może uda mu się pokonać i tę. Musiał się dostać do środka. Berdine rozmasowała ramiona, zaniepokojona magicznym mrowieniem. - - Na pewno nie jesteś zmęczony? Cały czas byliśmy w siodle. - - To nie była wcale ciężka przejażdżka. Nie jestem zmęczony - odparł Richard. Był zbyt zmartwiony, żeby odpoczywać. Myślał, że Kahlan zdąży już wrócić. Był pewny, że znajdzie ją w domu, gdy wróci z góry Kymermosst. Powinna już powrócić. Ale nie wróciła. Będzie czekał na nią tylko do rana. - W dalszym ciągu uważam, że nie powinniśmy tego robić - mruknęła Berdine. - Jak twoja stopa? Chyba nie powinieneś jej obciążać. Richard w końcu spojrzał na nią. Tuliła się do jego lewego boku, a Raina do prawego. Obie trzymały w dłoni Agiel. - Z moją stopą wszystko w porządku, dziękuję. - Poruszył się, odsuwając je nieco, by móc swobodniej oddychać. - Jest mi potrzebna tylko jedna z was. Nie stracisz twarzy, jeśli będziesz wolała tu pozostać. Raina może iść, jeśli ty nie chcesz. Berdine łypnęła nań gniewnie. - - Wcale nie powiedziałam, że nie idę. Powiedziałam, że nie powinieneś tego robić. - - Muszę. Nigdzie tego nie było, więc musi być tutaj. Mówiono mi, że w Wieży Pierwszego Czarodzieja przechowuje się ważne rzeczy, których absolutnie nikt nie powinien zobaczyć. Berdine poruszyła ramionami, rozluźniając mięśnie. - Skoro upierasz się, by tam pójść, to i ja idę. Nie pozwolę, żebyś wszedł tam beze mnie. - Raino, nie potrzebuję was obu. Wolisz tutaj zaczekać? - spytał Richard. W odpowiedzi Raina obrzuciła go mrocznym, gniewnym spojrzeniem Mord-Sith. - - No to w porządku. A teraz słuchajcie uważnie. Zdaję sobie sprawę, że te osłony są niebezpieczne, ale to wszystko, co o nich wiem. Mogą być zupełnie inne niż te, przez które was przeprowadzałem. Muszę dotknąć tej metalowej płytki w ścianie. Chcę, byście tu zaczekały, a ja pójdę i sprawdzę, czy moja magia wystarczy, żeby otworzyć drzwi. Jeśli się otworzą, podejdziecie. - - Ale to nie podstęp, co? - spytała Raina. - Już nas kiedyś oszukałeś, żebyśmy nie weszły tam, gdzie groziło niebezpieczeństwo. Mord-Sith nie lękają się niebezpieczeństw. Wiatr uniósł utkaną ze złotych nici pelerynę Richarda. - Nie, Raino, to nie jest podstęp. To ważne, lecz nie chcę, by któraś z was bez potrzeby ryzykowała życiem. Obiecuję, że pójdziecie ze mną, jeżeli otworzę drzwi. Zadowolone? Obie potaknęły. Chłopak z uznaniem uścisnął każdej z nich ramię. Poprawił roztargnionym ruchem metalowe obręcze na nadgarstkach, wpatrując się przy tym w wielki bastion oczekujący nań u końca wału obronnego. Kiedy ruszył ku Wieży Pierwszego Czarodzieja, uderzył w niego zimny wiatr. Czuł napór osłony, przypominający napór wody, kiedy nurkuje się na dno stawu. Posuwał się naprzód, czując, jak jeżą mu się włoski na karku. Napór utrudniał oddychanie, zupełnie tak, jak tego doświadczyła Kahlan