Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
– Najpierw wprowadzę mojego asystenta w stan głębokiej regresji personalnej. Kiedy już będzie spał, udowodnię specjalnymi poleceniami i pytaniami, że jest bardzo podatny na moje sugestie. Wyjawi nam całą prawdę o sobie. Na te słowa struchlałem, bo tego nie było w kontrakcie. Nie miałem zamiaru robić tu publicznej spowiedzi. Widząc popłoch w mych oczach, Anastazja położyła mi rękę na kolanie. – Zachowasz specyficzną przytomność umysłu. W każdej chwili będziesz mógł odmówić odpowiedzi. Następnie wstała, rozczapierzyła nade mną swe upierścienione pazury i wpatrując się we mnie namolnie, zaczęła: – Czujesz lekką senność. Jest dobrze i bezpiecznie, unosisz się na falach. Raz. Bujała się przy tym w tył i w przód, zataczając rękami duże koła. Szczerze mówiąc, przypominało mi to nieudolną gimnastykę na szpitalnym oddziale Geriatrii i Uwiądu Starczego. – Zapadasz w lekką drzemkę. Dwa. Twoja lewa ręka jest ciężka. Trzy. – I bach! Opuściła znienacka lewą dłoń. Na sali zapanowało poruszenie. – Twoja prawa ręka jest ciężka. Cztery. – I bach! To samo z prawą ręką. – Zasypiasz. Pięć. W tym momencie zwaliste ciało Anastazji rymnęło z impetem na fotel. Otworzyłem oczy jeszcze szerzej i zobaczyłem, że... zahipnotyzowała samą siebie! Musiałem szybko podjąć decyzję. Wstałem i pochylony nad jej fotelem odezwałem się drżącym głosem: – Czy jest ci dobrze? – Nic, cisza. – Czy jest ci z nami dobrze? Anastazja kiwnęła się do przodu na potwierdzenie swego dobrego samopoczucia. Czułem wzrastające napięcie na widowni. – A teraz wstań i zrób dwa kroki w tył. Wróżka wstała i wykonała moje polecenie. Pochwyciłem zdumiony wzrok Brukselki i konferansjera. Ten ostatni wskoczył na scenę i przykładając latarkę do twarzy uśpionej, rzekł do mikrofonu: – Proszę państwa, śpi jak zabita. Brak reakcji na światło. Tymczasem nakazałem Anastazji ponownie usiąść w fotelu. Usiadła, owszem, tylko... w powietrzu! A pusty mebel stał tuż obok! Starałem się nie myśleć, że jak teraz grzmotnie na podłogę, to wybije tam krater o średnicy trzech metrów. Próbowałem jak najszybciej doprowadzić do końca ten niefortunny eksperyment, wciąż mając nadzieję, że wróżka zrobiła mi tylko głupi kawał. Postanowiłem wziąć ją podstępem. – Czy jest coś, co chcesz nam wyznać? Wróżka kiwnęła głową. – Co to jest? – zapytałem. Anastazja otworzyła usta i zupełnie nie swoim głosem wypiszczała: – Zawsze chciałam być dziewczynką. A potem... A potem... zdjęła perukę, odkleiła sztuczne rzęsy i wszyscy zobaczyliśmy przed sobą potężnego chłopa o aparycji norweskiego drwala! Poniedziałek. W „Kablu” Powitano mnie jak zbawcę ludzkości. Jedynie Roland patrzył na mnie z nienawiścią. Widocznie przeczuwał, że jego uprzywilejowana rola w tym miejscu dobiega końca. Nadszedł czas prawdziwych medialnych gwiazd, czarodziei ekranu, zaklinaczy abonentów! Przedstawiłem zwięźle mój pomysł na atrakcyjny magazyn w naturalnych wnętrzach i z udziałem naturszczyków. – Wyjeżdżamy w miasto i rozmawiamy z normalnymi przechodniami na temat tego, w co się ubierają. Naszym celem jest walka z tyranią snobistycznych mód i sklepów tylko dla wybranych. Ten program ma być blisko zwyczajnych ludzi, ma wspierać rodzimy przemysł odzieżowy. Stymulować fantazję przeciętnego Polaka. Nasza ulica nie musi być szara, mimo że mamy pusto w kieszeniach. – To mi się podoba – Adam mlasnął z zadowoleniem i zwalił z kolan kolejną kandydatkę na spikerkę. – Poszła won. Roland obgryzał paznokcie, szukając czegoś w papierach, ale widziałem, że intensywnie podsłuchuje. – Ale najbardziej podoba mi się – ciągnął Adam Wlazło – że to nas nic nie będzie kosztowało. – Oprócz mojego honorarium – uściśliłem. – Hm, tego... nie o tym teraz rozmawiamy... A jaki jest tytuł programu? Zrobiłem efektowną pauzę, a Roland z napięcia wpakował sobie do ust cały nadgarstek. – MODA DLA NARODA! – obwieściłem tryumfalnie. – No to do roboty – zarządził szef. – Nie ma co zwlekać. Ale musiałem poczekać na Mietka, który poszedł włożyć głowę pod kran