Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Wprawdzie owe zaginione sto złotych mogło powstać z ułamków, więcej jednak było prawdopodobne, że pyszna setka stanęła w kolum- nie „we własnej osobie". Która z tych kilku w grubej księdze jest tą, co „zniknęła jak sen jaki złoty"? Adam wziął lupę i ba- dał każdą skrupulatnie. Minęło kilka godzin, a on, jak zegar- mistrz badający przez szkło powiększające wnętrze zegar- ka, siedział nieruchomy i zatopiony w badaniu. Wydzwoniła północ, duchy poczęły wałęsać się po śpiącym świecie, a on czuwał. Około godziny pierwszej zabrzmiał wśród nocnej ciszy zdro- wy, radosny i odpowiednio przeraźliwy śmiech Adama. Musi- my powiedzieć z odrobiną niesmaku, że śmiech ten przypomi- nał rozgłośne końskie rżenie. W śpiącym głęboko domu uczy- nił się ruch i po chwili stanął we drzwiach ojciec Adama w pa- siastej piżamie, mocno zatroskany, albowiem był przekonany głęboko, że jego pierworodny syn zwariował. - Co ci się stało? - zapytał z trwogą. - Znalazłem sto złotych! - wrzasnął pierworodny. - Znalazłeś sto złotych? W tym domu? U lekarza? O pierw- szej po północy? Zmocz ręcznik w zimnej wodzie, połóż go so- bie na potylicy i idź spać, obłąkany chłopcze! Pierworodny i pomylony syn nie mógł jednak usnąć tej nocy. Chciał biec do owego zrozpaczonego biedaka, zapukać w jego okno i krzyknąć: „Śpij spokojnie! Znalazłem!" Dlatego tylko 54 co nie uczynił, że i tamten nie byłby mógł usnąć z nadmier- nej radości. Nazajutrz jednak, jeszcze przed pierwszą lekcją, szepnął Burskiemu: - Skocz no, przyjacielu, do szóstej, wywołaj byle którego pę- draka i powiedz, że wszyscy mają na mnie czekać po nauce. Burski, rozmiłowany w Adamie, uczynił trzy jelenie susy i powrócił zadyszany. - Zrobione! - szepnął. - Ten, któremu to powiedzia- łem, omal że nie usiadł na ziemi. Zdaje się, że mu lewe oko zbielało. Klasa szósta oczekiwała Adama z biciem wielu serc. Chło- paczek, prowadzący spółdzielnię, blady był jak ziemia po pierwszym śniegu. Wparł wzrok we drzwi i czekał w bolesnej udręce. Milczeli wszyscy milczeniem wielkim. O tym, że życie niezupełnie zamarło, świadczyła jedynie głośno brzęcząca mucha, daleka od zawiłych ludzkich spraw. Adam nie wszedł uroczyście, lecz wbiegł w radosnych pod- skokach, niosąc księgi. Uśmiechnął się do klasy szóstej, klasa szósta uśmiechnęła się do niego. Następnie znalazłszy spojrze- niem bladego chłopaka, stanął przy nim jak adwokat przy boku oskarżonego i wygłosił krótkie przemówienie, którego słuchało łakomie kilkanaście szeroko otwartych gęb. Otoczono go ciasnym kołem, a on prawił: - ...Jestem szczęśliwy, że zjawiam się tu z wesołą nowiną... Wasz najmilszy kolega niepotrzebnie się gryzł i smucił... Jest to zacny kolega, uczciwy kolega! Niech się wstydzi każdy, który go mógł podejrzewać... (Znowu płaczesz, szympansie?) Nie, nie, to nie należy do rzeczy... (Otrzyj nos, bo cię kopnę!) Proszę panów! Z tej całej sprawy będą nici, i to bez żadnej Przenośni! Proszę patrzeć! Otworzył księgę handlową i wskazując palcem na jej stroni- cę mówił podniesionym głosem: 55 - Oto tu sterczy cyfra 126 złotych i 30 groszy. Widzicie| Z dnia 24 maja. Do tych 26 złotych i 30 groszy nie mam najl mniejszych pretensji. Stoją jak mur! Ta pałka jednak udającal setkę budzi pewne zastrzeżenia. Odkryjemy łotrostwo tej pysz- nej pały, obalimy ją i zetrzemy na proch. Ta setka jest oszukań- czą setką. Czy ma który z was scyzoryk albo sztylet, albo inne! ostre narzędzie? Dziękuję, jeden wystarczy... Po co mi aż dwa-i: dzieścia? ;' Dziesiątki oczów usiłowało wypaść z naturalnego swego siedliska. Z zapartym oddechem patrzyli wszyscy, jak Adam ; ostrzem scyzoryka podważa z niezmierną ostrożnością czarną l pałkę. - Ależ to nie atrament! - krzyknął ktoś ze zdumieniem, l - Oczywiście, że nie atrament... - zaśmiał się Adam. j Zdjął czarną pałeczkę z papieru i posunął ją na czystą biel papieru. ! - Co to jest? - zawołano. ; - Nic nadzwyczajnego: czarna nitka! Ułamek czarnej nitki... Przez jakiś diabelski przypadek przyczepiła się właśnie przed inną cyfrą, przylgnęła do papieru i udawała setkę. Rzecz mar- twa umie być tak złośliwa jak małpa