Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Niedługo po twoim wyjeździe do Drasni. Przybyła do nas delegacja handlowa króla Anhega. Wyglądało na to, że ich dokumenty są w porządku, ale dość mętnie opowiadali o celu swojej wizyty. Przyjęliśmy ich uprzejmie, a oni większość czasu spędzali w wyznaczonych im komnatach. Pewnego dnia późnym wieczorem ojciec omawiał jakieś sprawy z królową Ce'Nedrą i wracał właśnie do siebie, gdy spotkał ich w korytarzu prowadzącym do królewskiego apartamentu. Spytał, czy mógłby im w czymś pomóc, a oni zaatakowali go bez najmniejszego ostrzeżenia. - Kail urwał i Garion dostrzegł, jak zaciska szczęki. Syn Branda odetchnął głęboko i przetarł dłonią oczy. - Wasza Wysokość, ojciec nie był nawet uzbrojony. Robił, co mógł, by się obronić, i zanim go powalono, zdołał wezwać pomocy. Wraz z braćmi pobiegliśmy mu na ratunek - my i kilkunastu żołnierzy - i usiłowaliśmy schwytać morderców, oni jednak po prostu nie pozwolili wziąć się żywcem. - Zmarszczył brwi. - Zupełnie jakby z rozmysłem wybrali śmierć. Nie mieliśmy wyjścia. Musieliśmy ich zabić. - Wszystkich? - Garion poczuł nagły ucisk w żołądku. - Wszystkich, oprócz jednego - odparł Kail. - Mój brat Brin uderzył go płazem topora w głowę. Od tego czasu tamten nie odzyskał przytomności. - Jest ze mną ciocia Pol. Ona go ocuci, jeśli to w ogóle możliwe. - Jego twarz przybrała zacięty wyraz. - A kiedy już się ocknie, zamienię z nim parę słów. - Ja też chciałbym uzyskać odpowiedzi na kilka pytań - zgodził się Kail. Zawahał się, wyraźnie zakłopotany. - Belgarionie, oni mieli ze sobą list od króla Anhega. To dlatego wpuściliśmy ich do Cytadeli. - Z pewnością istnieje jakieś logiczne wytłumaczenie. - Mam ten list. Jest na nim jego pieczęć i podpis. - Zwołałem spotkanie Rady Alornów. Gdy tylko zjawi się Anheg, wyjaśnimy całą sprawę. - Jeśli przyjedzie - dodał posępnym tonem Kail. Drzwi otwarły się cicho i Ce'Nedra wprowadziła do komnaty pozostałych przybyszów. - W porządku - zaczął energicznie Belgarath. - Zobaczmy, czy zdołamy to wszystko uporządkować. Czy któryś z nich przeżył? - Jeden, o Przedwieczny - odparł Kail. - Ale jest nieprzytomny. - Gdzie jest w tej chwili? - spytała Polgara. - Umieściliśmy go w pokoju w północnej wieży, pani. Medycy opatrzyli mu rany, ale nie zdołali go ocucić. - Natychmiast się tym zajmę. Podarek podszedł do Kaila i ze współczuciem położył dłoń na ramieniu młodego Rivanina. Szczęki młodzieńca znów się zacisnęły, do jego oczu napłynęły łzy. - Mieli list od Anhega, dziadku - oświadczył Garion, zwracając się do starego czarodzieja. - Dzięki niemu dostali się do Cytadeli. - Czy masz gdzieś ten list? - spytał Kaila Belgarath. - Tak, Przedwieczny. O tu - młodzieniec zaczął przeglądać stos dokumentów. - To chyba najlepszy punkt zaczepienia - stwierdził czarodziej. - Lepiej bierzmy się do pracy. Zależy od tego los całego Sojuszu Alornów. Zapadł już wieczór, nim Polgara skończyła badać jedynego ocalałego zamachowca. Gdy weszła do królewskiego apartamentu, w którym nadal trwała rozmowa, jej twarz miała ponury wyraz. - Przykro mi, ale absolutnie nic nie mogę z nim zrobić - oznajmiła. - Ma zdruzgotany cały tył czaszki. Ledwie tli się w nim życie. Jeśli spróbuję go ocucić, umrze. - Potrzebuję odpowiedzi na pewne pytania, ciociu Pol - powiedział Garion. - Jak sadzisz, czy długo potrwa, zanim sam się obudzi? Potrząsnęła głową. - Wątpię, aby nastąpiło to kiedykolwiek - a jeśli nawet, to najprawdopodobniej nie będzie w stanie wypowiedzieć nic sensownego. W tej chwili tylko skóra trzyma jego głowę w kupie. Spojrzał na nią bezradnie. - Czy nie mogłabyś... - Nie, Garionie. W jego umyśle nie pozostało nic, do czego można by dotrzeć. W dwa dni później do Rivy przybył król Cho-Hag, wódz klanów algarskich jeźdźców. Towarzyszyły mu królowa Silar i Adara, wysoka, ciemnowłosa kuzynka Gariona. - To bardzo smutna okazja - zauważył Cho-Hag swym cichym głosem, gdy uścisnęli sobie dłonie na nabrzeżu. - Wygląda na to, że ostatnio spotykamy się wyłącznie na pogrzebach - zgodził się Garion. - A gdzie Hettar? - Myślę, że w Val Alom. Zapewne przybędzie z Anhegiem. - To coś, o czym musimy porozmawiać - powiedział Garion. Cho-Hag uniósł jedną brew. - Zabójcy Branda byli Cherekami - wyjaśnił cicho Garion. - Mieli ze sobą list od Anhega. - Anheg nie mógł mieć z tym nic wspólnego - oświadczył stanowczo Cho-Hag. - Kochał Branda jak brata. Musi za tym stać ktoś inny. - Jestem pewien, że masz rację, ale na razie w Rivie panuje ogromne napięcie. Niektórzy wspominają nawet o wojnie. Oblicze Cho-Haga sposępniało. - Dlatego właśnie musimy jak najszybciej dotrzeć do prawdy - ciągnął Garion. - Trzeba wyplenić podobne pomysły, nim cała sprawa zupełnie wymknie się spod kontroli. Następnego dnia do portu zawinął solidny statek o szerokim kadłubie, wiozący króla Sendarii Fulracha. Towarzyszyli mu: jednoręki generał Brendig, wiekowy, lecz wciąż raźny hrabia Seline i, o dziwo, królowa Layla we własnej osobie - dama, której lęk przed podróżą morską był wręcz legendarny. Tego samego popołudnia królowa Porenn, nadal w głębokiej żałobie po śmierci męża, wysiadła z pomalowanego na czarno drasańskiego statku, który przywiózł ją wraz z synem, młodym królem Khevą, i chudym jak szkielet margrabią Khendonem, zwanym Javelinem. - Och, mój drogi Garionie - westchnęła Porenn, obejmując go u stóp trapu. - Nie potrafię powiedzieć, jak bardzo mi przykro. - Wszyscy straciliśmy jednego z naszych najdroższych przyjaciół - odparł, po czym zwrócił się do Khevy. - Wasza Wysokość - powitał go z oficjalnym ukłonem. - Wasza Wysokość - odrzekł Kheva, również się skłaniając. - Słyszeliśmy, że zabójstwo otacza jakaś tajemnica - stwierdziła Porenn. - Obecny tu Khendon znakomicie sobie radzi z wyjaśnianiem tajemnic. - Wasza Wysokość - Javelin odwrócił się i wyciągnął rękę do młodej kobiety o włosach barwy miodu i ciepłych brązowych oczach, schodzącej po trapie. - Pamięta pan zapewne moją siostrzenicę? - Margrabino Liselle - przywitał dziewczynę Garion. - Wasza Wysokość - odparła z dworskim dygnięciem. Choć zapewne sama nie była tego świadoma, delikatny cień dołeczków na policzkach nadawał jej twarzy nieco figlarny wyraz. - Wuj wciągnął mnie do organizacji jako swoją sekretarkę. Twierdzi, że zawodzą go oczy, ale podejrzewam, iż to tylko pretekst, mający na celu niedopuszczenie mnie do prawdziwych zadań. Starsi krewni okazują się czasem nieco nadopiekuńczy, nie sądzisz, panie? Garion uśmiechnął się lekko. - Czy ktokolwiek miał jakieś wieści od Silka? - Silk siedzi w Rheonie - wyjaśnił Javelin - i próbuje zgromadzić informacje na temat kultu Niedźwiedzia. Wyprawiliśmy do niego posłańców, ale czasami trudno go znaleźć. Przypuszczam jednak, iż wkrótce się tu zjawi. - Czy Anheg już przybył? - spytała Porenn. Garion potrząsnął głową