Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

— A niby dlaczego? — spyta³a Luiza. — Za³ó¿my, ¿e nie jest to sprawa o napastowanie. Za³ó¿my, ¿e dotyczy z³amania przyrzecze- nia. Mê¿czyzna twierdzi, ¿e za zamkniêtymi drzwiami obiecano mu du¿¹ premiê, ale kobieta zaprzecza.. Czy za³o¿y³abyœ, ¿e mê¿czyzna k³amie, poniewa¿ kobieta nie mog³aby dzia³aæ w taki sposób? — Nie. W tym przypadku nie. — W tej sytuacji uzna³abyœ, ¿e wszystko jest mo¿liwe. — Ale to nie jest sprawa premii — zaprotestowa³a m³oda prawniczka. — Dotyczy zachowania seksualnego. — A wiêc uwa¿asz, ¿e kobiety s¹ nieprzewidywalne w sytuacjach dotycz¹cych umów, ale stereotypowe w zachowaniach seksualnych? — Nie wiem, czy u¿y³abym w tym kontekœcie s³owa stereo- typowe? — Przed chwil¹ powiedzia³aœ, ¿e nie mo¿esz uwierzyæ w agresyw- n¹ postawê kobiety w sprawach seksu. Czy nie jest to stereotyp? 187 — Wed³ug mnie, nie — stwierdzi³a prawniczka. — Nie na- zwa³abym tego stereotypem, poniewa¿ taka jest prawda. Kobiety ró¿ni¹ siê od mê¿czyzn w podejœciu do spraw seksu. — A czarni maj¹ wyczucie rytmu — rzek³a Luiza. — Azjaci s¹ pracoholikami. A Latynosi nie s¹ wytrwali... — Ale to co innego. Przecie¿ istniej¹ na ten temat prace naukowe. Mê¿czyŸni i kobiety nawet nie rozmawiaj¹ ze sob¹ w ten sam sposób. — Aha, chcesz powiedzieæ, ¿e badania wykazuj¹, i¿ kobiety odznaczaj¹ siê mniejszymi zdolnoœciami do biznesu i strategicznego myœlenia? — Nie. Te badania s¹ nieprawdziwe. — Rozumiem. Te badania s¹ nieprawdziwe. A badania, mó- wi¹ce o ró¿nicach seksualnych, s¹ wiarygodne? — No tak, oczywiœcie. Poniewa¿ seks jest spraw¹ podstawow¹. Jest podstawowym popêdem. — Nie rozumiem, dlaczego tak s¹dzisz. Przecie¿ seks jest wykorzystywany do najrozmaitszych celów: jako sposób nawi¹zania kontaktu, pojednania, metoda prowokacji, jako propozycja, orê¿, groŸba. Sposoby wykorzystania seksu mog¹ byæ nader skom- plikowane. Nie przekona³aœ siê jeszcze, ¿e to prawda? Prawniczka z³o¿y³a rêce na piersi. — Nie s¹dzê. Po raz pierwszy zabra³ g³os m³ody mê¿czyzna. — Co w takim razie poradzi³aœ temu facetowi? ¯eby nie wnosi³ pozwu? — Nie. Ale wyjaœni³am mu problemy wi¹¿¹ce siê z wkroczeniem na drogê s¹dow¹. — I jak s¹dzisz, co teraz zrobi? — Nie wiem — odpar³a Luiza Fernandez. — Ale wiem, co wtedy powinien zrobiæ. — Co? — To straszne, co powiem — odpar³a. — Ale w œwiecie, w którym ¿yjemy? Bez œwiadków? Sam na sam z szefem w gabinecie? Chyba powinien siê zamkn¹æ i przelecieæ j¹. Poniewa¿ w tej chwili ten biedny sukinsyn nie ma w ogóle wyboru. Je¿eli nie zachowa siê wyj¹tkowo ostro¿nie, jest skoñczony. Sanders szed³ wolno w dó³, w stronê Pioneer Square. Deszcz przesta³ padaæ, ale popo³udnie wci¹¿ by³o wilgotne i szare. Mokry chodnik pod jego stopami opada³ gwa³townie w dó³. Naoko³o szczyty wie¿owców znika³y w wisz¹cej nisko, zimnej mgle. Tak naprawdê, nie wiedzia³, czego siê spodziewa³ od Luizy Fernandez, ale na pewno nie szczegó³owego przedstawienia mo¿- liwoœci, ¿e zostanie wylany z firmy, straci dom i ¿e nigdy nie bêdzie ju¿ pracowa³. Sanders czu³ siê oszo³omiony nag³ym zwrotem, jaki nast¹pi³ w jego ¿yciu, a jednoczeœnie œwiadomoœci¹ niepewnoœci w³asnej egzystencji. Dwa dni temu by³ pracownikiem na kierowniczym stanowisku, o ustabilizowanej pozycji i obiecuj¹cej przysz³oœci. A teraz sta³ w obliczu hañby, upokorzenia, utraty pracy. Poczucie bezpieczeñstwa opuœci³o go. Pomyœla³ o wszystkich pytaniach, które zadawa³a mu Fernan- dez — pytaniach, które nigdy wczeœniej nie przysz³y mu do g³owy. Dlaczego nie powiedzia³ nikomu? Dlaczego nie zrobi³ notatek? Dlaczego nie powiedzia³ Meredith wprost, ¿e jej zaloty nie s¹ przez niego mile widziane? Adwokatka dzia³a³a w œwiecie zasad i kryte- riów, których nie rozumia³, których nigdy sobie nie uœwiadamia³. A teraz okaza³y siê niezbêdne. Pañska sytuacja nie jest dobra, panie Sanders. A jednak... W jaki sposób móg³ temu zapobiec? Jak powinien siê zachowaæ? Rozwa¿a³ wszelkie mo¿liwoœci. 189 Za³ó¿my, ¿e zadzwoni³by do Blackburna natychmiast po spot- kaniu z Meredith i zda³ szczegó³ow¹ relacjê... Móg³by zadzwoniæ z promu i z³o¿yæ swoj¹ skargê, zanim ona by to uczyni³a. Czy stworzy³oby to jakoœciowo inn¹ sytuacjê? Co uczyni³by wówczas Blackburn? Pokrêci³ g³ow¹. Wydawa³o mu siê ma³o prawdopodobne, aby cokolwiek polepszy³o jego sytuacjê. Poniewa¿ w gruncie rzeczy, Meredith by³a zwi¹zana ze strukturami w³adzy w firmie w sposób nieosi¹galny dla Sandersa. Meredith by³a graczem w grupie, mia³a w³adzê i sojuszników. Sanders siê nie liczy³. By³ po prostu facetem od techniki, ma³¹ œrubk¹ w mechanizmie przedsiêbiorstwa. Mia³ obowi¹zek wspó³pracowaæ z nowym szefem i nie zrobi³ tego. A teraz tylko skamla³. Albo nawet gorzej — skar¿y³ na szefa. Skar¿ypyta. A przecie¿ nikt nie lubi³ skar¿ypytów. Wiêc jak powinien siê wczoraj zachowaæ? W tym momencie uœwiadomi³ sobie, ¿e nie móg³by zadzwoniæ do Blackburna natychmiast po zebraniu, poniewa¿ jego telefon komórkowy nie dzia³a³, mia³ wyczerpane baterie. Nagle przypomnia³ sobie samochód — mê¿czyzna i kobieta w samochodzie jad¹cy na przyjêcie. Ktoœ mu kiedyœ o czymœ opowiedzia³... Jak¹œ historiê o ludziach w samochodzie. Drêczy³o go to. Zupe³nie nie móg³ sobie przypomnieæ. Telefon móg³ wysi¹œæ z wielu powodów. Najbardziej praw- dopodobn¹ przyczyn¹ by³a pamiêæ. W nowych telefonach stosowa- no, daj¹ce siê ³adowaæ, niklowo-kadmowe baterie i je¿eli nie zosta³y wy³adowane pomiêdzy rozmowami, mog³y siê zregenerowaæ na krótki czas. Nigdy nie by³o wiadomo, kiedy powstanie taka sytuacja. Sanders musia³ ju¿ wyrzucaæ baterie, w których powsta³a krótka pamiêæ. Wyj¹³ telefon i w³¹czy³ go. Œwiate³ko kontrolne zap³onê³o jaskrawo. Bateria dzia³a³a dziœ doskonale. Ale by³o coœ... Jazda samochodem. Coœ, co wci¹¿ ko³ata³o mu siê po g³owie. Jechali na przyjêcie. Zmarszczy³ brwi. Nie móg³ siê skoncentrowaæ. Gdzieœ na peryferiach œwiadomoœci majaczy³o wspomnienie, zbyt niewyraŸne, aby móg³ je przywo³aæ. 190 Myœla³ intensywnie