Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Okiem łypnął. Mówi: — Pokonamy, psia jego mać, już ja ci to mówię, a to ci mówię, żebyś nie mówił, że ja ci mówiłem, że nie Pokonamy, bo tyż ci mówię, że Pokonamy, Zwyciężymy, bo w proch zetrzemy dłonią mocarną najjaśniejszą naszą, w proch, pył rozstrzaskamy, rozbijemy, na Pałaszach, Lancach rozniesiemy a zgnieciemy i pod Sztandarem naszym a w Majestacie naszym o Jezus Maria, o, Jezus, o, Jezus, roz-miażdżemy, Zabijemy! O, zabijemy, rozniesiemy, zdruzgo-czemy! A co się tak patrzysz ? A przecie ci mówię, że zgnieciemy! A przecie widzisz, słyszysz, że ci sam Minister, Poseł Najjaśniejszy mówi, że Zgnieciemy, widzisz chyba, że sam Poseł, Minister tu przed tobą chodzi, rękami macha i ci mówi, że Zgnieciemy! A żebyś nie szczekał, że ja przed tobą nie Chodziłem, nie Mówiłem, bo przecie widzisz, że Chodzę i Mówię! Tu się zdziwił, baraniem okiem na mnie spojrzał i powiada : — A to ja przed tobą Chodzę, Mówię! Potem powiada: -4'.-' — A to sam Poseł, Minister przed tobą Chodzi, Mówi... To ty chyba nie byle pętelka jeżeli sam JW. Poseł tyle czasu z tobą siedzi, a i Chodzi przed tobą, Mówi, nawet wykrzykuje... Siada j że Pan Redaktor, siadaj. A jak godność, proszę? Powiadam, że Gombrowicz. Powiada: — Owszem, owszem, 19 słyszałem, słyszałem... Jakżebym nie słyszał, jeżeli przed tobą Chodzę, Mówię... Trzebaż Panu Dobrodziejowi jako z pomocą przyjść, bo ja obowiązek swój wobec Piśmiennictwa naszego Narodowego znam i jako minister tobie z pomocą przyjść muszę. Owoż, że to pisarzem jesteś, ja bym tobie pisanie artykułów do gazet tutejszych wychwalające, wysławiające Wielkich Pisarzów i Geniuszów naszych zlecił, a za to krakowskim targiem 75 pezów na miesiąc zapłacę... bo więcej nie mogę. Tak krawiec kraje, jak materii staje. Wedle stawu grobla! Kopernika, Szopena lub Mickiewicza ty wychwalać możesz... Bójże się Boga, przecie my Swoje wychwalać musiemy, bo nas zjedzą! Tu się ucieszył i mówi: — Otóż to dobrze mnie się powiedziało i Najwłaściwsze to dla mnie, jako Ministra, a tyż i dla ciebie, jako Pisarza. Ale powiadam: — Bóg zapiać, nie, nie. Zapytał: — Jakże to? Nie chcesz wychwalać? Rzekłem: — Kiedy mnie wstydno. Krzyknie: — Jak to ci wstydno? Mówię: — Wstyd, bo swoje! Łypnął, łypnął, łypnął! — Co się wstydzisz g...! — wrzasnął. — Jeśli Swojego nie będziesz chwalił, to kto ci pochwali? Ale odsapnął i mówi: — Nie wiesz to, że każda liszka swój ogon chwali? Rzekłem tedy: — Dopraszam się łaski JW. Panie, ale bardzo mnie wstydno. Mówi: — Cóżeś ty zbaraniał, zgłupiał ze szczętem, czy ty nie widzisz, że wojna, a teraz w ty chwili Mężów Wielkich na gwałt potrzeba bo bez nich Diabli wiedzą co może być, i ja tu od tego Minister, żeby Wielkości Narodowi naszemu przysparzać, o, co ja z tobą zrobię, ja chyba tobie pysk zbiję.., Ale urwał, znów łypnął i mówi: — Czekaj że. To ty Literatem jesteś? Cóżeś ty tam wyskrobał, co? Książki jakie? Zawołał: — Sroczka, Sroczka, chodź no tu... gdy zaś pan Radca Podsrocki przybiegł, okiem na niego łypnął, a potem z nim po cichu gada, na mnie Okiem łypie. Owoż słyszę tylko, że mówią: — G...rz! Potem znowu: — G...rz! Dalej Radca do Ministra mówi: — G...rz! Minister do Radcy: — G... rz pewnie musi być, ale Oko, nos dobry! Mówi Radca: — Oko, nos niczego, 20 choć g...rz, tyż i czoło dobre! Mówi Mrnister: — G...rz to, nic innego, bo wszyscy wy g...rze jesteście, ja tyż g...rz, g...rz, ale oni tyż g...rze i co tam kto się pozna, kto tam co wie, nikt nic nie wie, kto się na czem rozumie, g... g... — G... — powiada Radca. — No to dali go! — powiada Minister. — Ja tu zara trochi Pochodzę, a potem lu! I patrzę, a to on Chodzić zaczął i Chodzi, Chodzi po salonie, brew marszczy, głowę schyla, sapie, szumi, puszy się, aż Huknął i Łypnął: — Zaszczyt to dla nasi Zaszczyt, bo my Wielkiego Pisarza Polskiego gościmy, może Największego! Wielki to Pisarz nasz, może i Geniusz! Co się gapisz, Sroka? Powitaj wielkiego g..., to jest te... Geniusza naszego! Tu mnie Radca niski ukłon składa. Tu mnie JW. Minister się kłania! ^ Tu ja, widząc, że szydzą, żarty odprawują, chcę w ciężkiej obrazie mojej bić człowieka tego! Ale Minister mnie na fotel sadza! Podsrocki Radca bucik wylizuje! Sam Minister Poseł o zdrowie moje wypytuje! Radca zaś służby swe ofiarowuje! Wiec JW. Poseł o moje życzenia i rozkazy pyta! Więc Radca o wpisanie do Księgi Pamiątkowej prosi! Więc Minister pod ramię bierze, po salonie oprowadza, a Radca dookoła mnie skacze, doskakuje! I Minister: — Święto bo Gombrowicza gościemy! A Podsrocki Radca: — Gombrowicz gościem jest naszym, sam Geniusz Gombrowicz! Minister: — Geniusz to Narodu naszego Sławnego! Podsrocki: — Wielki Mąż Narodu naszego wielkiego! Owoż to dziwny, najdziwniejszy Przypadek mój i Sprawa moja! Bo wiedziałem przecie, że to g...rze są, którzy mnie za g...rza mają i to wszystko g..., g..., a ja bym g...rży tych po łbie pobił... A przecie nie kto inny to był, tylko sam Poseł, Minister, tyż i Radca... a stąd Nieśmiałość moja, lęk mój, gdy mnie tak ważne Osoby czczą i honorują. I gdy w tem salonie Minister z Radcą na mnie naskakują, Honorują, gdy za mną biegają, ja, znając wysoki Urząd, godność, wagę tych g..