Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

– Wobec tego złożymy mu wizytę – powiedział prawie wesoło. * Przeczucie. Skąd bierze się ten stan, kiedy nagłe olśnienie przedstawia ci obraz wydarzeń, które nastąpią, bądź o zaistnieniu których nic nie wiesz? Zwykłe odrzucasz rozwiązania podsuwane przez intuicję, zostawiasz jako mało prawdopodobną alternatywę lub rezerwujesz na przyszłość, gdyby zawiodły racjonalne odruchy, i najczęściej szybko o nich zapominasz. Wracają, gdy nagle potwierdzi się ów błysk w podświadomości, który okazał się objawieniem. I zawsze wtedy dziwisz się, skąd wiedziałeś. Myślę o tym, a słowa zmieniają się w znaki, bowiem ja wiedziałem... Zawsze, ilekroć mówiono o zaginięciu kamieni z nutą zwątpienia lub rezygnacji, pierwszym, co przychodziło mi na język jako odpowiedź tym, którzy zwątpili, była deklaracja odszukania ich za wszelką cenę, choćby... no właśnie. Wybierałem się po nie do Storg-orha. Sądziłem wówczas, iż jest to wyznanie niezłomnej woli, a że płynęło ze mnie samo, skłonny byłem przypisać je temu zaślepieniu, które mnie czasem ogarnia, gdy natrafiam na opór. Dziś widzę, że było to przeczucie, pamiętam doskonale to krótkotrwałe objawienie, zepchnięte zaraz na samo dno jako bzdurne i bez podstaw. Nie mogę tylko przypomnieć sobie okoliczności, w jakich nastąpiło. Ale to bez znaczenia. Widać bóg-eneika częściej wskazuje nam drogę, niż sądzimy oskarżając go o obojętność. Nadszedł zatem czas próby. Największej i ostatniej. Tu już nie ma wyboru. Już nie tylko moje postanowienie wyklucza możliwość obrania trzeciej drogi: rezygnacji. To znaczy jeszcze moglibyśmy się wycofać, wrócić do swoich plemion i śnić dalej o mitycznych Oll- hirr. Ale nawet dziś nie wiadomo, czy zrezygnuje Pan Pustyni. Zabrnęliśmy za daleko. Na razie wolno mi jeszcze myśleć, że to ja nadaję kierunek. Potem, gdy armia wyruszy na południe i otoczą nas rumowiska Pustyni Śmierci, wyjścia będą już tylko dwa: sukces lub klęska. Boję się wyważać szanse. Właściwie mieliśmy dowód, że Llagoll jest u niego. Manipulacje naszymi umysłami, dziwne stany, których doświadczałem ja i żołnierze, to powitalne zdanie, które było odkryciem przyłbicy, musiały stanowić następstwo czarów Władcy Myśli. To wiem dopiero dzisiaj, wówczas trudno było zgadnąć, co potrafi Storg-orh. I napawa mnie to otuchą, bo wydaje się słabszy, niż przypuszczałem. Na pewno nie jest wszechmocny. Lękam się jednak o kamień. On go używa, zapewne od dawna. A żaden z ośmiu nie jest niezniszczalny, mają ograniczoną moc. Jak wiele zostało jej jeszcze w Llagollu? Czy wystarczy do scalenia? Pocieszam się, że Storg-orh wie o tym równie dobrze jak ja. Nie pozbawiałby się szansy, skoro chce zawładnąć kryształami. Jeśli tego rzeczywiście chce... Myślę, że jest inaczej. On zna swoją siłę. Jest bogiem, a możliwości kamienia muszą być większe, gdy kieruje nim bóg. Moja armia sposobi się do drogi. Nikt tu o nic nie pyta, jakby od dawna na to czekano. Ile jest w tym przejęcia ideą, a ile zwykłej karności, tego nie wiem. Najważniejsze, że mi wierzą. Na czekającym nas egzaminie ta wiara może ważyć więcej niż oręż. Choć jego również nie powinno zabraknąć. Wysłałem tabory z powrotem do kopalń. Nieprędko przybędą, może jadą na darmo. Nie chciałbym jednak zaniedbać czegokolwiek. Niech czeka na nas świeża broń, gdy wrócimy z wyprawy na pustynię. * Po płaskiej jak stół, szarej równinie przesuwała się wielka, rozciągnięta kolumna wojowników. Na dziewiczym kamienisku snuł się za nią aż po horyzont wydeptany ślad. Łączył niczym nić pozostawione hen, za widnokręgiem, żyzne krainy z jądrem Pustyni Śmierci. Na tych terenach nigdy nie postawiła stopy żywa istota, wojsko kierowało się bowiem w samo serce pustyni, w jej wnętrze. Nieliczni straceńcy, którzy mieli śmiałość wkroczyć na przeklętą ziemię, zwykle przemierzali jej obrzeża. Tym razem dwadzieścia tysięcy desperatów podjęło próbę dotarcia tam, gdzie mieszkały tylko złe moce – w pierwotną dziedzinę Storg-orha, w jego królestwo. Tam bowiem znajdowała się legendarna Brama do podziemnego świata, którym rządził i skąd słał swe sługi na podbój tej części Loinu, gdzie panem było życie i służący mu bogowie. Pustynia była spokojna. Nienormalnie spokojna; nie działo się nic, czego nie można by doświadczyć na dziesiątkach innych pustkowi. Przekraczając jej granice, przeżyli tylko krótkotrwały lęk, który zniknął, nim zdołali skoncentrować wolę, by go zwalczyć. Poza tym żadne, zewnętrzne ani wewnętrzne, anomalie nie zakłócały marszu. A przecież nawet ci, którzy widzieli pustynię po raz pierwszy, znali sztuczki niesamowitej krainy. Nie było chyba istoty w Loinie, która nie słyszałaby opowieści o tych stronach