Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Wysiadłem i postąpiłem kilka kroków ku tylnemu wyjściu, gdy nagle przez chwilę zrobiło się jasno jak w południe. Rozbłysło przeraźliwie jaskrawe światło, które traciło stopniowo na intensywności i przez kilka sekund zmieniało odcień z białego na żółty, a wreszcie na purpurowy. Wokół tańczyły długie cienie domów i przedmiotów. Pobiegłem ku alei, żeby lepiej ogarnąć wzrokiem niebo. Widok, jaki mi się ukazał, spowodował, że krew zastygła mi w żyłach, a włosy podniosły się na głowie. Ogromna, rosnąca i jaskrawa, w znacznej części rubinowa lecz miejscami ciemnopurpurowa kula, poznaczona ruchliwymi plamami jasnego oranżu i żółci, wznosiła się nad północnym horyzontem, oświetlając krajobraz złowieszczym krwistym blaskiem. Doznałem uczucia, że oto ludziom ujawniło się piekło. Kula rozszerzała się i wznosiła; u jej podstawy wyrosła ciemna pionowa kolumna przypominająca trzon potężnego grzyba. Powyżej filara ukazały się rozedrgane języki elektryczno błękitnego ognia. Były to wielkie błyskawice, ze względu jednak na dużą odległość nie usłyszałem jednocześnie grzmotu. Wreszcie nadciągnął; głuchy i stłumiony, a jednak przytłaczający dźwięk, który zapewne towarzyszy niewyobrażalnie potężnemu trzęsieniu ziemi kładącemu w ruinę wielkie miasta, a wraz z nimi tysiące stupiętrowych drapaczy chmur. Zrozumiałem, że oglądam zniszczenie oddalonego o 35 mil Baltimore; dziwił mnie jednak ogrom wybuchu. Czyżby tak potężny efekt wywołała jedna z naszych 60. kilotonowych głowic? Wydawało mi się, że eksplodował ładunek megatonowy. W wiadomościach nocnych (informację tę powtórzono również nazajutrz) zdetonowanie bomby przypisano Organizacji. Ładunek zrównał z ziemią Baltimore, powodując śmierć ponad miliona osób. Tego samego dnia inne ładunki zniszczyły 24 miasta. Podano również, że rząd federalny dokonał kontrataku i zlikwidował "gniazdo rasistowskich żmij" w Kalifornii. Naród wprowadzono w błąd, lecz dopiero po upływie dwóch dni poznaliśmy prawdę. Tymczasem ja i sześciu towarzyszy, pogrążeni w czarnej rozpaczy siedzieliśmy do późna w nocy, w ciemnej sklepowej suterenie. Patrzyliśmy i słuchaliśmy, jak komentator telewizyjny opowiada chełpliwie o zniszczeniu naszej kalifornijskiej strefy wyzwolonej. Fizjonomia dziennikarza świadczyła dobitnie o jego żydowskim pochodzeniu; faceta naprawdę poniosły emocje. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego. Po solennym wymienieniu nazw większości miast zniszczonych tego dnia i podaniu wstępnych danych odnośnie do liczby ofiar (oto i próbka jego stylu: "...a w Detroit, które to miasto rasistowskie diabły ugodziły dwiema rakietami, zginęło ponad 1,4 miliona niewinnych amerykańskich mężczyzn, kobiet i dzieci wszystkich ras i kolorów skóry...") zajął się Nowym Jorkiem. Oczy napłynęły mu łzami i załamał się głos. Szlochając poinformował, że 18 eksplozji ładunków jądrowych obróciło w perzynę Manhattan oraz dzielnice i przedmieścia położone w promieniu około 20 mil od centrum. Według pierwszych ocen zginęło na miejscu 14 milionów osób, a przez kilka następnych dni kolejnych 5 milionów umrze w wyniku doznanych poparzeń oraz choroby popromiennej. Następnie z angielskiego przeszedł na hebrajski; płakał rzewnie i uderzając się w piersi wydawał osobliwie przeciągłe, jękliwe zawodzenie. Jednakże po kilku sekundach zebrał się w sobie i zmienił ton. Smutek i rozpacz ustąpiły pola nienawiści do tych, którzy zniszczyli jego ukochany żydowski Nowy Jork, nienawiść zaś, mściwej satysfakcji, ta wreszcie - triumfującej radości. "Dokonaliśmy jednak aktu dziejowej zemsty na naszych wrogach i zmietliśmy ich z powierzchni ziemi. Od dawien dawna rozmaite ludy i narody zwracają oręż przeciw nam, usiłując już to wygnać nas ze swoich ziem, już to wybić doszczętnie. Jednakże to do nas zawsze należy ostateczne zwycięstwo. Nikt nam się nie oprze. Wszyscy, którzy kiedykolwiek podnieśli na nas rękę - Egipt, Persja, Rzym, Hiszpania, Rosja, Niemcy - sami zostali zniszczeni, a z ruin tych państw odradzaliśmy się w glorii chwały, niczym Feniks z popiołów. Zawsze zdołaliśmy przetrwać najgorsze i dobrze się nam potem działo. A teraz rozbiliśmy w proch i pył tych, którzy wydali nam wojnę. Tak jak Mojżesz poraził Egipcjan, my porazimy Organizację". Opisując zniszczenia, jakich tego samego popołudnia doznała jakoby zaatakowana bronią jądrową Kalifornia, wysuwał co jakiś czas język, żeby zwilżyć usta, a ciemne oczy jarzyły mu się nienaturalnym blaskiem. "Ich ukochana wyższość rasowa na nic się nie przydała, gdy odpaliliśmy setki rakiet z głowicami nuklearnymi, wprost w to rasistowskie gniazdo. Biała ohyda padła jak stadko much