Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Mogłeś się przekonać, czy miłuję Francję i jak jej służę. Stoję po stronie reformacji, bo widzę w niej wielkość i przyszłość ojczyzny, Gabrielu. Gdybyś tak przeczytał wspaniałe księgi naszego Lutra, przekonałbyś się, że duch badawczy i duch wolności, którym tchną, wlałyby w ciebie inną duszę i otworzyłyby przed tobą nowe życie. — Moje życie to miłość do Diany, moja dusza to święte zadanie, jakie Bóg mi nakazał, i mam nadzieję, że je spełnię. — Miłość i męskie obowiązki powinny być w zgodzie z obowiązkami i miłością chrześcijanina. Jesteś młody i zaślepiony, przyjacielu. Jednak zbyt dobrze przewiduję, co nastąpi, i serce me krwawi, że ci to przepowiem. Ale dopiero nieszczęście otworzy ci oczy, szlachetność i prawość sprowadzą na ciebie prędzej czy później cierpienia na owym dworze złym i rozwiązłym, niczym wielkie drzewa, które w czas burzy przyciągają, pioruny. Wtedy zastanowisz się nad tym, co dzisiaj rzekłem. Zapoznasz się z naszymi książkami, na przykład z tą. — Admirał wziął ze stołu otwartą książkę. — Zrozumiesz śmiałe, surowe słowa, sprawiedliwe i piękne zarazem, które nam głosi młody podobnie jak ty człowiek, radca parlamentu z Bordeaux, Etienne de la Boetie. Wtedy powtórzysz Gabrielu, za owym dziełem pod tytułem Dobrowolna Służba. Co za nieszczęście, co za przewinienie, gdy całe mrowie ludzkie nie jest posłuszne, ale służy. Nie jest rządzone, ale tyranizowane przez jednostkę, i to nie przez Herkulesa ani Samsona, lecz przez człowieka, najczęściej ostatniego z tchórzów i najbardziej zniewieściałego ze wszystkich, który kłopocze się li tylko o jedno, by służyć swą męskością jakiejś niewiastce. — W swej rzeczy jest to wielce zuchwała i niebezpieczna rozprawa, która zadziwia swą przystępnością i łatwością zrozumienia. Masz zresztą rację, panie admirale, może się zdarzyć, że pewnego dnia gniew popchnie mnie w wasze szeregi i że opresja postawi mnie po stronie ciemiężonych. Do tego czasu jednak, jak widzisz, życie moje nader jest wypełnione, żeby nowe idee, które mi przedstawiasz, mogły mnie przyciągnąć. Mam zbyt wiele do zdziałania, żebym miał czas do rozmyślań nad książkami. Niemniej przeto Gaspard de Coligny rozwijał jeszcze z zapałem doktryny i idee fermentujące jak młode wino w jego umyśle. Rozmowa między młodym, pełnym pasji a dojrzałym w swych przekonaniach mężczyzną ciągnęła się długo. Jeden z nich był zdecydowany i porywczy jak uosobienie czynu, a drugi poważny i głęboki jak myśl sama. Zresztą admirał wcale się nie pomylił w posępnych przewidywaniach. Nieszczęście istotnie miało się przyczynić do tego, że ziarno owej rozmowy zakiełkuje w płomiennej duszy Gabriela. XXXIII. SIOSTRA BEATA Był śliczny pogodny wieczór sierpniowy. Na usianym gwiazdami niebie o spokojnej, głębokiej barwie nie było jeszcze widać księżyce. Noc nabierała przez to więcej tajemniczości, była tym bardziej marzycielska i urocza. Jej łagodny spokój kontrastował szczególnie z ruchliwością i zgiełkiem minionego dnia. Hiszpanie przypuścili wtedy dwa kolejne szturmy. Dwukrotnie miasto je odparło, ale nie obeszło się bez znacznej ilości trupów i rannych, co przy skąpej liczbie obrońców było ciężkie do zniesienia. Wróg natomiast miał potężne rezerwy i świeże wojska do zastąpienia zmęczonych oddziałów. Toteż Gabriel, zawsze w pogotowiu, obawiał się, że dwa dzienne ataki miały na celu jedynie osłabienie sił i czujności obleganych po to, aby ułatwić trzeci atak lub zaskoczenie w nocy. Tymczasem na kolegiacie wybiła dziesiąta wieczór i nic nie potwierdziło jego podejrzeń. Ani jedno światełko nie migotało między hiszpańskimi namiotami. W obozie, podobnie jak w mieście, słychać było monotonne pokrzykiwania wart. Równie miasto, jak i wrogi obóz zdawały się spoczywać po ciężkich trudach minionego dnia. Gabriel odbył ostatni ront po wałach i uważał, że może pozwolić sobie na chwilę przerwy podczas nieustannego czuwania nad miastem, niczym syn chorej matki. Od przybycia młodzieńca Saint–Quentin opierało się już przez cztery dni. Jeszcze cztery dni i dotrzyma obietnicy danej królowi, wtedy król będzie musiał dotrzymać swojej. Gabriel nakazał giermkowi, by szedł za nim, nie mówiąc jednak, dokąd idzie. Z powodu wczorajszego niepowodzenia u przeoryszy przestał ufać nie tyle w wierność, co w inteligencję Marcina. Powstrzymał się przeto i nie podzielił z nim cennymi informacjami, które otrzymał od Jana Peuquoy