Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Mów dalej - zachęciłem Natalię. - Chcę poznać wszystko co myślisz na ten temat. - No cóż, mogę jeszcze jedynie dodać, że ma tutaj także znaczenie wiara z punktu widzenia religii. Wychowano mnie na katoliczkę, wierzę więc także, że wszyscy mamy duszę, której nic poza Bogiem nie jest w stanie unicestwić, lecz to się jednak wiąże z tym, co mówiłam o niezwykłości człowieka. Istota tak niebywale złożona nie może być zwykłym tworem natury, tylko efektem wysiłku czegoś więcej. Po prostu Boga. Spojrzała na mnie uważnie i ponownie zaczęła jeść. - Dlaczego o to pytasz? - Prawdę mówiąc, chodzi o Jacka - odchrząknąłem, wycierając spocone dłonie o spodnie. - Tak? Co z nim? - On… widzisz, zadzwonił wtedy do mnie, ponieważ udało mu się dokonać czegoś niebywałego, co całkowicie zmieni bieg i porządek świata. Nie odezwała się, wyczekując na moje dalsze wyjaśnienia. Nabrałem powietrza i odparłem powoli, ważąc każde wypowiadane słowo: - Jacek, jak już ci to powiedziałem, jest prawnikiem, to prawda. Jednak zajmuje się czymś jeszcze, o czym wie niewiele osób. - Słucham cię uważnie, Marek. Ten twój przyjaciel zaczyna być coraz bardziej tajemniczy. Wahałem się przez dłuższą chwilę, po czym odpowiedziałem: - Nie wiem, jak ci to powiedzieć, by nie zabrzmiało głupio, ale on jest… okultystą. - Chyba nie bardzo cię rozumiem - odrzekła Natalia, powoli kręcąc głową. - Kim jest Jacek? - Okultystą. Ludzie tacy jak on zajmują się magią i jej oddziaływaniem na człowieka i jego życie. - Masz na myśli wróżki na telefon, karty tarota i szklane kule? - Niezupełnie - zaprzeczyłem, napełniając nam na nowo kieliszki. - On podchodzi do tego całkowicie poważnie. Nie interesuje go naciąganie naiwnych ludzi, nie odczytuje przyszłości z fusów po herbacie. Zajmuje się prawdziwą magią, z jej prawdziwymi skutkami. - Wybacz, ale w coś takiego raczej nie jestem w stanie uwierzyć. Zawsze uważałam, że magia występuje tylko w wyobraźni człowieka, a jej główne zastosowanie to straszenie nią dzieci, by przekonać je do grzecznego mycia zębów co wieczór i chodzenia spać zaraz po bajce na dobranoc. - Myślisz tak, bo nigdy nie miałaś z nią innego kontaktu. Natalia uśmiechnęła się ironicznie. - A ty może miałeś? Daj spokój, Marek… - Do wczoraj byłem dokładnie takiego samego zdania - przerwałem jej ze zniecierpliwieniem. - Ale Jacek pokazał mi coś, po czym sam nie wiem już w co wierzyć. Natalia westchnęła, odkładając sztućce i delikatnie wytarła usta papierową chusteczką. - No dobrze, załóżmy na chwilę, że masz rację. Co więc takiego zaprezentował ci Jacek, że aż tak tobą wstrząsnął? Zacząłem nerwowo bębnić palcami o blat stołu, nie mając wówczas zupełnie pojęcia, że to robię. - Widzisz, nie sądzę byś uwierzyła w to co ci teraz powiem. To jednak zdarzyło się naprawdę, tego jestem pewien, ponieważ wiem, że jeszcze nie zwariowałem. Taką mam przynajmniej nadzieję. Na chwilę przerwałem, nerwowo spoglądając na Natalię. W jej oczach dostrzegłem cień niepewności, przemieszany z odrobiną lęku i nie udawanej troski. - Kiedy przyjechaliśmy do domu Jacka przez jakiś czas rozmawialiśmy normalnie - podjąłem na nowo. - Potem niespodziewanie zaprowadził mnie do pokoju na piętrze, jak sam powiedział, bo "chciał pokazać mi coś niesamowitego". Sam pokój był ciemny, miał tylko jedno okno, które jednak i tak było szczelnie zasłonięte. Stał tam także duży, dębowy stół, a na nim…leżało coś. Z początku myślałem, że to tylko jakiś kudłaty worek, ale kiedy podszedłem bliżej okazało się, że był to pies. Czarny terrier, zupełnie podobny do tego, jaki ma twoja siostra w Tczewie. Tylko, że ten u Jacka był…martwy. Leżał bezwiednie na boku, z otwartymi oczyma i wytkniętym językiem. "Potrącony przez ciężarówkę", jak mi to wyjaśnił Jacek, wręczając stetoskop. "Sam sprawdź" - tak powiedział. I sprawdziłem. Nie do końca wiedziałem, czego mam się spodziewać, ale kiedy nie usłyszałem bicia serca pomyślałem, że Jacek zwariował i jest to jakiś jego chory żart. Przestałem mówić czując, że muszę przerwać i napić się więcej chateau. Brakowało mi czegoś mocniejszego, ale nie było teraz na to czasu. Natalia nie odezwała się, siedząc tylko sztywno na swym krześle, więc zacząłem opowiadać dalej: - To jednak nie było jeszcze takie niezwykłe, jak to co zdarzyło się później. Jacek przyniósł jakieś symbole i pieczęcie, nie mam pojęcia co to było. Potem położył je wokół psa, nakreślił zieloną kredą kilka dziwnych znaków na stole. I zaczął coś mówić, śpiewać, zupełnie nie rozumiałem słów, które wypowiadał. A ja wciąż stałem nieruchomo, ze słuchawką przyciśniętą do klatki piersiowej zwierzęcia, kiedy nagle do moich uszu dotarło coś jeszcze, co zmroziło mnie do szpiku kości. Podniosłem głowę i spojrzałem Natalii prosto w oczy. Chciałem przekonać się, czy na pewno to do niej dotrze