Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Po kilku krokach Jesse spostrzegł gabinet oficera, który każdego dnia przychodził do sztabu. Pchnął drzwi, nie były zamknięte na klucz. W gabinecie panował porządek, ale tu także czuło się długą nieobecność ludzi. Przy każdym nieco gwałtowniejszym ruchu ze wszystkich mebli podnosiły się tumany kurzu. Jesse poszedł dalej. Korytarz stał się szerszy, a później, za kolejnym zakrętem, ukazała się płaszczyzna podestu. W górę i w dół wybiegały stąd wąskie, żelazne schody. Jesse wybrał zejście. Każda niższa kondygnacja była początkiem nowego korytarza, we wszystkich uderzały przybysza ślady bałaganu i opuszczenia. Dotarł na samo dno. Najgłębiej położony korytarz był sprzątnięty i jasno oświetlony, ale i tutaj nie było niczego godnego uwagi. Zawrócił ku górze. Znowu mijał pogrążone w półmroku, puste korytarze, na jasne światła i czyste ściany natrafił dopiero u szczytu schodów. Z przykręconej do poręczy tabliczki poznał, że osiągnął poziom trzeci. Najistotniejszą część tego rejonu stanowiła sala odpraw, w której kilkadziesiąt foteli skupiało się wokół wielkiego modelu pola bitwy. Setki kolorowych światełek oznaczały pozycje poszczególnych jednostek, ich nieprzerwany pierścień otaczał sporą błękitną lampę — statek przeciwnika. Oczko pierścienia stanowiła duża, żółta żarówka, oznaczająca położenie sztabu. Obok sali odpraw mieściły się kabiny oficerów dyżurnych obserwacji powietrznej, naziemnej i podziemnej. Tutaj zbiegały się meldunki od wszystkich tkwiących na posterunkach wartowników. W bocznej odnodze korytarza było jeszcze kilka pokojów mieszczących bibliotekę • i archiwum. „Jak oni mogą tutaj pracować? — pomyślał. — Każdego dnia przybywa do sztabu około dwóch tysięcy oficerów. Na poziomie trzecim może przebywać stu, tyleż samo na poziomie ostatnim, ale gdzie podziewa się reszta? Przecież na innych poziomach na pewno od lat nie było nikogo. Czy są pomieszczenia, których nie zauważyłem?" Zastanawiał się jeszcze nad szczupłością pozostawionego do dypozycji sztabu miejsca, gdy z głębi korytarza dobiegł go stłumiony odgłos kroków. Gorączkowo myślał o kryjówce. Zawrócił ku schodom i zbiegł na podest niższego poziomu. Przystanął i nasłuchiwał tłumiąc oddech. Po chwili na żelaznych stopniach zatupo-tały wojskowe buty. Jesse znowu popędził w dół, nieznany napastnik równie szybko podążał za nim. Dotarł na najniższy poziom. Biegł korytarzem szukając schronienia, ale drzwi wszystkich pokojów były zamknięte. Minął wejście do windy i kilka dalszych niedostępnych pomieszczeń. Nieco dalej korytarz zakręcał ostro i stawał się bardzo wąski. Tutaj były już tylko nagie ściany. Jeszcze kilka kroków i Jesse dostrzegł, że korytarz się kończy. Dalszą drogę udaremniały grube drzwi, przypominające swym wyglądem szczelne pokrywy łodzi podwodnych. Pociągnął je — były otwarte. Przestąpił bez wahania próg i zatrzasnął drzwi za sobą. Wewnątrz pomieszczenia była jeszcze jedna klapa i przy tej Jesse także mocno zakręcił zamykające przejście śruby. Dopiero teraz poczuł, że dygoce ze zmęczenia. Usiadł w ustawionym pod ścianą wygodnym fotelu. „Nie ucieknę — myślał. — Znajdą mnie... Na pewno już wiedzą, gdzie jestem! Dostaną się do mnie bez trudu... Co ze mną zrobią?" Gdy ochłonął, poczuł, że ściany pomieszczenia i podłoga raz po raz delikatnie drżą. „Bombardują mniel" — przemknęła przez jego świadomość niepokojąca myśl. Rzucił się do klapy, którą przed chwilą zamknął, i spróbował odkręcić śruby przytrzymujące ciężkie rygle, ale te nawet nie drgnęły. Odwrócił się szybko i pobiegł w przeciwnym kierunku. Po kilkudziesięciu krokach przekonał się, że nie zdoła umknąć — drogę zamykała przed nim druga klapa, której śruby także nie chciały ustąpić. Ich grubość sprawiała, że narzędzia, które zabrał ze sobą, okazały się zupełnie nieprzydatne. Wstrząsy nie ustawały, ale także i nie przybierały na sile. Jesse usiadł znowu i spokojnie oczekiwał dalszego rozwoju wypadków — nic więcej nie mógł zrobić. Gdy po kilkunastu minutach wstrząsy ustały, wrócił do pierwszej klapy, ale nie zdołał jej otworzyć. Przeszedł do drugiej i teraz z łatwością przesunął rygle, otwarcie zewnętrznych drzwi nie przysporzyło mu kłopotu. Wkroczył do jasno oświetlonego tunelu, •w którym poruszały się nieustannie taśmy ruchomych schodów. Wszedł na stopień, a ten zaniósł go na podest, który stanowił początek kolejnych korytarzy. Jesse postanowił zbadać wszystkie