Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Być może innym razem darowałaby dziewczętom ich długie włosy, w każdym razie przynajmniej nie myślałaby o jakichś długich włosach, które mogły sobie być lub nie, gdyby tego ranka jej mąż, siedząc naprzeciw niej przy śniadaniu, nie zauważył: – Dusiu, powinnaś coś zrobić z twoimi włosami... Strasznie są popalone i jakieś takie martwe... Nie wiem, co się na to robi, ale jakieś sposoby muszą być. Może nie powinnaś ich stale fryzować? Kiedy tak siedzisz pod światło, to wyglądasz po prostu okropnie. – Przestań się mnie czepiać od samego rana! – zdenerwowała się pani Dusia. – Dziwne, że akurat dzisiaj to zauważyłeś? Mam, dzięki bogu, takie włosy od stworzenia świata! Bo to jest, mój drogi, delikatny włos, a nie koński! Właśnie całym wdziękiem kobiety są delikatne włosy, ale co ty się tam na tym znasz?.. – Ależ moja droga, czemu się tak denerwujesz? – zdziwił się mąż pani Dusi. – nie miałem nic złego na myśli, po prostu dzisiaj dopiero zwróciłem na to uwagę. A co do tego, że ja się na niczym nie znam, to na pewno nie masz racji. Znam się z całą pewnością na wszystkim, co jest piękne. – Ostatnie słowa mąż Dusi wymówił z naciskiem i z jakąś mściwą satysfakcją, w każdym razie ona to tak odczuła. Oho! Bądźmy czujni! – pomyślała pani Dusia. – Tu się coś zaczyna święcić! Nagle mu się moje włosy nie podobają... Spostrzega we mnie braki... zaczyna wyszukiwać mankamenty... Jest bardzo niedobrze! Kiedy mąż pani Dusi wychodził z domu, doszła do wniosku, że jest nawet gorzej, niż mogła przypuszczać; na plecach ciemnego palta tkwił przylepiony długi blond włos!... Teraz już nie miała żadnych wątpliwości, że rozmowa przy śniadaniu miała jakiś związek z tym włosem na palcie. A może jakaś długowłosa topielica przesunęła się w tramwaju obok niego i zostawiła ten włos? – pomyślała z resztką nadziei. – Dlaczego niby miało się to nie stać w tramwaju? A może w pracy powiesił swoje palto obok palta jakiejś długowłosej? Przecież ONE w pracy też mają zwyczaj rozpuszczać włosy! To kiedyś było nie do pomyślenia, żeby przyzwoita, pracująca kobieta mogła wyglądać tak, jak dzisiaj!... Weźmy taki urząd pocztowy... Tam się już nie zobaczy schludnej, skromnej urzędniczki! Każda albo obcięta „na zapałkę”, albo włosy po pas, powieki niebieskie albo zielone, rzęsy wytuszowane, że się nimi podeprzeć można i te pazury! Długie na metr i wymalowane na granatowo lub fioletowo, a do tego jeszcze palce obwieszone tanimi pierścionkami, że to ledwo ręką może wodzić po papierze. Nic dziwnego, że są kolejki. Każdy za okienkiem przestępuje z nogi na nogę, aż taka upierścieniona panienka wreszcie wyskrobie kwitek tymi na wpół sparaliżowanymi od świecideł łapami, a do tego jeszcze przerywa sobie pracę wydmuchiwaniem dymu i piciem kawy, bo „ONE przecież też są ludźmi i mają prawo do kawy i do papierosa”!... Otóż to właśnie, w jakim kierunku poszła demokratyzacja! To jest to fałszywe zrozumienie idei. To jest to przylepianie demokratycznej etykietki w każdym miejscu i na siłę! Nigdy nic w życiu nie zrobimy, jeżeli będziemy rozdrabniać się na bzdury, a nie zadbamy o zasadę! Ale właściwie co mnie to wszystko obchodzi? Ja nie zaczęłam budować socjalizmu, więc nie ja będę dbać o jego właściwe formy. Niech to robią fachowcy tacy jak mój mąż... Właśnie, ciekawe, czy on poszedł budować swój socjalizm, czy też najpierw wstąpił do tej od długiego włosa (na pal- 10 cie)?... Jak bardzo można się pomylić, jeśli chodzi o człowieka?... Taki niby szlachetny, taki działacz, sama chodząca prawość, a jednak potrafi w nikczemny sposób oszukiwać własną żonę! Miałby chociaż na tyle przyzwoitości, żeby moich włosów nie porównywać z włosami swojej kochanicy!... Nagle ktoś popchnął panią Dusię, tak że wypadła jej parasolka z ręki, trącając przy tym rezedowy toczek, który przekrzywił się i zasłonił jej całkiem jedno oko; dziewczyna z długimi włosami, wskakując do tramwaju, obejrzała się na moment, krzyknęła tylko: – O rany! Przepraszam panią! – i już tramwaj ruszył. Pani Dusia stała chwilę, nie mogąc się zdecydować, czy najpierw podnieść parasol, czy włożyć z powrotem na swoje miejsce rezedowy toczek. Tymczasem podbiegł mały chłopiec, podnosząc jej parasol. – Potrzymaj chwilę, dobrze? – zwróciła się do chłopca pani Dusia. Wyjęła z torebki lusterko i roztrzęsionymi rękami układała na głowie toczek; w jednym miejscu wgniótł się i trzeba go było całkiem zdjąć z głowy, od spodu wypchnąć palcem i dopiero założyć. Chłopiec stał z parasolem, przypatrując się pani Dusi. – No? Co się tak gapisz? – ze złością powiedziała pani Dusia. – Nigdy nie widziałeś rezedowego toczka? – I wyszarpnęła parasol z rąk chłopca, zapominając nawet powiedzieć: dziękuję