Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Jakim prawem mógł proponować mi taką alternatywę? Jakim prawem mógł mówić, jak ma wyglądać moje życie? Pomimo wszystko nie oparłem się jego wzrokowi. Chwyciłem jego dłoń, a on pocałował mnie na powitanie, wtedy też przyniesiono mi miecz. Ukląkłem, on położył ręce na mojej głowie i odmówił modlitwę do Królowej Ciemności, Takhisis. Wtedy doznałem Wizji po raz pierwszy. Była jak sen, który pozostał ze mną na zawsze. Była ze mną, kiedy zamknąłem oczy, kiedy błądziłem wśród nocnych ciemności i za dnia pojawiała się pomiędzy myślami. Prawdziwa tajemnica Wizji polega na tym, że każdy rycerz miał własną, osobistą Wizję, która ujawniała mu przeznaczenie i drogę do chwały lub śmierci. Z jakiegoś powodu Wizja opuściła mnie. Kiedy zabito Ariakana i kiedy Takhisis opuścił świat, Wizja odeszła razem z nimi. Istniała dzięki nim, nie mogła więc trwać, kiedy oni zniknęli. Zostałem z dziurą w głowie, dziurą, która nie dawała mi spokoju. Jak człowiek, który goląc się, bada językiem puste miejsca, gdzie kiedyś były zęby, tak dziura w moim sercu nie dawała mi spokoju. Wizja napełniała mnie przerażeniem i zachwytem. Ale pamięć o niej zniknęła i wiedziałem, że nigdy jej nie odzyskam. - Przykro mi - powiedział Brinon. Słowa te rozwścieczyły mnie. Nie wiem, czy było mu przykro z mojego powodu, czy z powodu tego, co powiedział. Nawet kiedy mówił z pokorą, tak jak teraz, miałem wrażenie, że daje mi do zrozumienia, iż jest lepszy ode mnie. Wiedziałem, że jestem niesprawiedliwy, skrucha w jego głosie była prawdziwa. - Nie ma powodu do smutku. Nie potrzebuję Wizji. Zdobędę klucze do sławy, jeżeli wraz ze smokiem uformujemy ligę. Nic nie stanie nam na drodze, kiedy połączymy jego moc i mój rozum. Brinon potrząsnął głową. — Wrogami bylibyśmy w innych okolicznościach, może pozostaniemy nimi na zawsze. Tutaj jesteś moim towarzyszem i nie chcę cię obrażać. Mimo to wciąż twierdzę, że twoje intencje są złudne. Co masz do zaoferowania smokowi? Dlaczego uparcie wierzysz, że uda ci się go przekonać, aby zawarł z tobą przymierze? — A dlaczego ty wierzysz, że kiedy dokonasz kapuścianego czynu, Paladin pośpiesznie wróci na ziemię? Zadrżał w odpowiedzi na moje słowa. Wiedziałem, że trafiłem w bolesny, ukryty głęboko punkt. Dobrze. Nie mieliśmy czasu do stracenia. Rzuciłem okiem na niebo, słońce przeszło zenit i zaczęło drogę w dół. - Lepiej ruszajmy - powiedziałem - jeżeli naprawdę chcesz zabić smoka. Pomógł mi wstać i po raz kolejny rozpoczęliśmy wspinaczkę. Po doświadczeniu wczorajszego upadku powinienem był być bardziej ostrożny. Niestety, nasza ostrożność słabła pod wpływem wyczerpania. Potknięcie się któregoś z nas było tylko kwestią czasu. Brinon był pierwszy. Staliśmy na krawędzi smukłego zbocza, odległego od ziemi o pięćset stóp. Może był za bardzo zmęczony, aby myśleć, może zbyt pewny siebie, a może jedno i drugie. Coś spowodowało, że zaczął iść po skalnym urwisku, zanim zdążyłem dostatecznie i efektownie nakierować jego ręce na najbezpieczniejszy punkt zaczepienia. Szpara, której się chwycił, była zbyt płytka. Bez pomocy wzroku nie był w stanie wsunąć dłoni wystarczająco głęboko, aby udźwignąć ciężar całego ciała. Brutalnie opadł na wąską krawędź góry. Pięta mu się ześlizgnęła i chociaż rękoma próbował odzyskać równowagę i uczepić się czegoś, nie natrafiwszy na nic, przewrócił się do tyłu. - Nie! - Nie pamiętam, czy krzyknąłem cicho, czy głośno. Zresztą, nie miało to znaczenia. Tak bardzo, jak nie chciałem się do tego przyznać, potrzebowałem Brinona. Sięgnąłem w jego kierunku, ignorując ból, który przeszywał złamaną nogę. Wyciągnąłem się do granic ludzkich możliwości, stawy trzeszczały. Moje palce prawie dotknęły gorącej stali puklerza Brinona, wtedy chwyciłem się krawędzi ubitej stali. Z całej siły odciągałem się do tyłu. Rycerz Solamnii przewalił się do przodu, na stopień, na którym stał poprzednio, za to ja potknąłem się i wykonując obrót, czułem, jak noga wykręciła mi się obrzydliwie i zawisła na boku. Nie mogłem ustać o własnych siłach. Zataczałem się na brzegu przepaści. Na darmo szukałem czegoś, aby się uchwycić. Nic, tylko gładka skała. Spadałem. Niespodziewanie jakaś dłoń wślizgnęła się w szparę skały i złapała mnie. Pod wpływem gwałtownie przerwanego lotu wstrząs ogarnął moje ciało