Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Dobrze. Jaki masz dla niego pretekst? Jak wyja[nisz t nagB decyzj? - Bo|e, nie wiem. Pozwl mi pomy[le. Przecie| musi si co[ znalez... Ju| wiem! Peter! Jest teraz ksiciem Broughton. NapisaB i prosi o pomoc w urzdzeniu domu w Londynie! Co ty na to? - Absurd. - Tylko dlatego, |e sam na to nie wpadBe[? - Nie, Andy. Pomy[l. W przyszBym tygodniu s [wita. A rodziny spdzaj [wita razem. Dopiero co wyszBa[ za m|. Nikt nie przyjmie do wiadomo[ci, |e chcesz spdzi je poza domem, bez m|a. Co wicej, jako nowa hrabina, bdziesz musiaBa chodzi na msze do wioski, a tak|e bra udziaB w przyjciach wydawanych przez tutejsz szlacht. S te| podarki do kupienia, zapakowania i rozdania. Powinna[ wyda baB gwiazdkowy dla sBu|cych i da im troch pienidzy. Nie, trzeba wymy[li co[ innego. A niech to diabli! Nic mi na razie nie przychodzi do gBowy, 267 ale na pewno zaraz co[ wykombinuj. - PotarB podbrdek, odwrciB si i zostawiB mnie sam w ogrodzie. No, nie caBkiem sam. Pod jednym z wiekowych dbw dostrzegBam Boyntona. PoszBam odwiedzi Judith i pann Gillbank, a poza tym nauczyBam si mwi  dzieD dobry" po turec-ku. Godzin spdziBam z pani Crislock, wysBuchujc jej niekoDczcych si tyrad na temat go[ci. Oczywi[cie ka|dy z nich miaB wiele wad, nad ktrymi nie przestawaBa si rozwodzi. W koDcu wyprowadziBam George'a na spacer. CzekaBam cierpliwie, a| powcha co najmniej tuzin drzew i krzakw, zanim podniesie nog pod - jak zwykle tym samym - starym klonem. MiaBam nadziej, |e ulubione drzewko George'a przetrwa zim. Tak, kto[ wBamaB si do szkatuBki i ukradB list. PrbowaBam sobie przypomnie, kto w ogle wiedziaB, |e go dostaBam. List przynisB Brantley. A to oznaczaBo, |e mgB o nim wiedzie praktycznie ka|dy. Na horyzoncie mno|yBy si cienie. I byBo znacznie chBodniej ni| przed picioma minutami. Po[pieszyBam do stajni w odwiedziny do MaBej Bess. George poszedB oczywi[cie za mn i chciaB zBapa Bess za nog. Inne konie natychmiast to dostrzegBy i wszczBy alarm