Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Jak wiemy, komuniści francuscy byli i pozostali zaciekłymi przeciwnikami lewaków. Partii komunistycznej nic nie łączyło i nie mogło łączyć z tymi rozproszonymi, hałaśliwymi, zwalczającymi się wzajemnie i nie posiadającymi żadnego programu grupkami anarchistów, sytuacjonistów, „maoistów" i innych trudnych do określenia. FPK zwracała przez cały czas uwagę robotnikom, że nie ma żadnej sytuacji rewolucyjnej ani perspektyw w tym kierunku, że mówienie o tym jest czystą demagogią. Komuniści francuscy walczyli w legalnych demonstracjach o zmianę rządu i o postulaty klasy robotniczej, a nie o zmianę ustroju. Wręcz przeciwnie. Partia komunistyczna broniła w maju 1968 r. Republiki, choć zwalczała gaullizm. Broniła Republiki przed lewackim chaosem; zwalczała gaullizm z powodu jego stosunku do klasy robotniczej, z powodu sytuacji tej klasy. Znamienne jest, że komuniści zachowali daleko idącą rezerwę wobec posunięć Mitterranda—Mendčs-Francea', uważając ich za grupę proamerykańską, a więc nie do przyjęcia. Zostało to przez FPK wyraźnie stwierdzone. Niezliczone były też ostrzeżenia przed prowokacjami lewackimi, kierowane przez różne federacje FPK do robotników. Istnieje inna teza: dywersja zagraniczna. Działalność CIA? Nici wiodące do NATO? Oczywiście gdy się zna całą, wieloletnią walkę de Gaulle'a przeciw integracjonistom, gdy wspomni się jego boje przeciw różnym projektom NATO, jego starcia z Amerykanami, z Anglosasami, jego spory z „europejozykami" z EWG, wszystkie te akcje i kontrakcje, ofensywy i kontrofensywy, gdy wziąć pod uwagę nienawiść, jaką budził we wszystkich tych kołach, tezy takiej nie da się wykluczyć. Jego stanowisko wobec wojny w Wietnamie, zaostrzone w ostatnich latach, jego pozycja wobec zaborczości Izraela na Bliskim Wschodzie rozgrzały atmosferę, rozjątrzyły przeciwników. Ostrość sporu z nie przebierającymi w środkach organizacjami syjonistycznymi, znajdująca swój wyraz w akcjach prasowych, bojkotowych i innych, była jednym z wyrazów atmosfery stwarzanej wokół de Gaulle'a. Siły te wykorzystały maj 1968 r. do podsycania płomieni, do podjudzania i rozpalania namiętności. Nie jest wcale wykluczone, że miała miejsce także prowokacja. Paryskie batalie uliczne i barykady stanowiły do tego znakomitą okazję. Mroczne postacie Cohn-Bendita czy „katangijczyków", grupy działającej na Sorbonie i oskarżanej przez prasę paryską o nader dwuznaczną rolę, stanowią tu tylko pierwsze z brzegu przykłady. Znalazłoby się ich więcej. Obca interwencja odgrywała swoją rolę w konspiracjach ultrasowskich w Algierii — była już o tym mowa — mogłaby więc zrezygnować z majowej okazji 1968 r.? Absurdalnie brzmią tezy o „biologicznych korzeniach rewolty" (Amerykanina Rogera Mastersa) czy o „insurekcji ducha" (Maurice Clavela) lub metafizyczne hipotezy Jacquesa Maritaina. Nie warto z nimi dyskutować. Wokół maja 1968 r. wiele jest jeszcze mgławic rzeczywistych i celowo stawianych. André Malraux, człowiek bliski de Gaulle'owi, mówi o „kryzysie cywilizacji", co w tym wypadku zastępuje pojęcie „kryzys ducha" lub „zło metafizyczne". Czym bowiem jest z kolei ta „cywilizacja"? Składa się ona przecież z określonych stosunków ekonomicznych, społecznych i kulturalnych, które w każdym wypadku wymagają odrębnej analizy. Wtedy wnioski nie będą bynajmniej metafizyczne. Profesor socjologii w Nanterre Alain Touraine uważa, że maj był wymierzony nie tyle przeciw kapitalizmowi, ile przeciw warstwie technokratów. Trudno powiedzieć, jak tam z technokratami było, ale co do kapitalizmu, gdy idzie o brać studencką, tylko o nią, a nie o robotników czy chłopów, to oczywiście, profesor ma trochę racji. W ankiecie, jaką we wrześniu 1968 r. przeprowadził francuski Instytut Badań Opinii Publicznej, postawiono badanym następujące pytania. „Twierdzi się, że studenci i licealiści dzielą się głównie na trzy kategorie: 1. Na takich, którzy nie tylko chcą zmienić uniwersytet, lecz także społeczeństwo, i to w radykalny sposób; 2. Na takich, którzy czynnie dążą do reformy uniwersyteckiej, programów i metod nauki; 3. Na takich, którzy chcieliby najpierw zdać swoje egzaminy. Która z tych postaw jest najbardziej zbliżona do twojej?" W odpowiedzi 12 proc. ankietowanych zajęło postawę pierwszą, 54 proc. — drugą, 31 proc. — trzecią. Bez postawy — 3 proc. Znamienne. Tylko 12 proc. chciało zmienić społeczeństwo. Więcej niż połowę interesowała uczelnia; ponad jedna trzecia marzyła o zdanych egzaminach. Ankieterzy nie poprzestali jednak na tym. Poszli dalej. Szło im o ocenę wydarzeń przez samych studentów. Pytali więc: „Oto trzy przyczyny, które mogą wyjaśnić zajścia majowe i czerwcowe wśród studentów. Prosimy o uporządkowanie ich według znaczenia, jakie do nich przywiązujecie: A. Niepokój z powodu trudności znalezienia pracy zgodnie z odbytymi studiami; B. Odrzucenie społeczeństwa konsumpcyjnego; C. Złe przystosowanie uniwersytetu (programy, metody nauczania, środki materialne) do potrzeb kulturalnych". Odpowiedzi: Pierwsze miejsce Drugie miejsce Trzecie miejsce Kwestia A 56 proc. 33 proc. 8 proc. Kwestia B 7 proc. 10 proc. 80 proc. Kwestia C 35 proc. 54 proc. 8 proc. Tak więc największa liczba studentów (56 proc.) niepokoiła się o to, czy studia dadzą jej jakieś praktyczne zatrudnienie, czy do czegoś służą. Aż 80 proc. studentów wcale nie odrzucało społeczeństwa konsumpcyjnego. Tylko trochę więcej niż jedną trzecią (35 proc.) absorbowały sprawy kultury. Pouczająca ankieta. W jej świetle da się zrozumieć dziwaczne dywagacje różnych badaczy sprawy, którzy z uporem unikają rzeczowej interpretacji. Wydaje się, że wyjaśnienie majowego zrywu francuskiego jest nieporównanie prostsze. Złożyły się nań trzy główne czynniki: kryzys uniwersytecki, który podziałał jak zapalnik-detonator; pogarszająca się od lat sytuacja socjalna i szczególne okoliczności polityczne. Kryzys uniwersytecki wypływał przede wszystkim z niezwykle przestarzałego systemu szkolnictwa wyższego we Francji. Właściwie bardzo niewiele zmieniono go od czasów Napoleona Bonapartego, który zorganizował uczelnie zgodnie z potrzebami swego czasu, ale nie raz na zawsze. Centralizm i uniformizm powodowały swego rodzaju mumifikację uniwersytetu. Wszystko tam zostało poszufladkowane i pooddzielane sztywnymi przegrodami, biegnącymi południkowo, gdy idzie o wydziały i dyscypliny studiów, i równoleżnikowo, gdy w rachubę wchodzą podziały między rangami profesorskich i docentowskich kategorii, doktorami i niedoktorami, asystentami i innymi