Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Nie przeszkadzaliśmy tobie. Przecież was informowałem zawsze, kiedy i dokąd wyjeżdżam -- replikowałem. Ale widzę, że wy wiecie więcej niż ja. Przypisujecie mi więcej niż zrobiłem. Zawsze odpowiadałem na wasze telefony. Zarzucali mi, że nie dotrzymałem danego słowa, że ich okręciłem dokoła palca, że swoje zrobiłem, a im nic nie "dałem". Zaczęli naciskać i grozić mi więzieniem, podobnie jak w Żytomierzu. Było coraz gorzej i gorzej. Wtedy pojechałem do prałata, księdza Michała Killera, ostatniego niemieckiego księdza, który ukończył saratowskie seminarium. Powiedziałem mu, że nie widzę możliwości dalszej pracy w Duszambe i chcę wyjechać z tej parafii. Ksiądz Killer zgodził się ze mną i radził wyjechać na Syberię. Tam było wiele ośrodków, gdzie żyli katolicy pozbawieni wszelkiej opieki duszpasterskiej. Na pewno będzie tam można utworzyć niejedną, a nawet kilka parafii -- mówił. Po powrocie do Duszambe powiedziałem ludziom, że wyjeżdżam. Był płacz i narzekanie. Ale na szczęście zjawił się tam młody ksiądz, który objął po mnie parafię i roztoczył nad ludźmi opiekę duszpasterską. Mogłem więc ze spokojnym sumieniem opuścić te parafię, w której pracowałem pięć lat. Kończąc relację o mojej pracy w Duszambe, chcę jeszcze powiedzieć, że sprowadziłem tam siostry eucharystki. Zbudowaliśmy im klasztor i kaplicę. Marzyłem bowiem o tym, żeby stamtąd były powołania kapłańskie i zakonne. Kilka dziewcząt wstąpiło do eucharystek i innych zakonów. Kleryków się nie dochowałem, ale opiekowałem się klerykami z Ukrainy, którzy uczyli się w seminarium w Rydze, z myślą by mogli kiedyś przyjechać do pracy w Tadżykistanie. Łagry -- za "Fatimę" VIII. W Nowosybirsku Szukając wspólnot katolickich znalazłem się w Nowosybirsku -- mieście uczonych. Na początku zebrało się tam tylko dziesięcioro katolików. Powiedziałem im, że jeśli będzie około 250 osób, to będę do was dojeżdżał, a może nawet osiedlę się w Nowosybirsku. Następnie pojechałem do Omska, Tomska i Czelabińska. W każdym z tych miast zorganizowałem małe parafie. Poleciłem też ludziom, by starali się o ich rejestrację, a także pomyśleli o budowie chociaż niewielkich kościółków. Czy poprzestałeś na obsłudze tylko katolików w tych miastach? Nie. Uświadomiłem sobie, że w różnych zakątkach tego rejonu byłego ZSRR, mogą być katolicy, do których nikt nie dojeżdża i są opuszczeni, jak to się mówi "przez Boga i ludzi". Dlatego rzuciłem się w objazd miast, w których mogli żyć katolicy. W ciągu pół roku objechałem główne punkty Powołża, Krasnojarska i Kaukazu, Uralu, Syberii, Kazachstanu, Krasnojarskiego Kraju aż do Bajkału włącznie. Przez siedem miesięcy byłem w 93 punktach. Kiedy już wracałem na parafię do Nowosybirska miałem za sobą przejechanych 78 tys. km. Czyli objechałem dwa razy kulę ziemską dookoła. Latałem samolotami, jeździłem pociągami. Pociągami dlatego, by KGB nie wpadło zbyt łatwo na mój ślad. Kupując bilet na samolot, trzeba było pokazywać dowód osobisty, a ułatwiłoby zlokalizowanie mnie. W końcu jednak kagiebiści wpadli na mój trop i musiałem się do nich zgłosić. Pytali: Co robię i gdzie przebywam? Odpowiedziałem, że w Nowosybirsku, gdzie utworzyłem parafię. Co było dalej? Po wszystkich wojażach pojechałem jeszcze do Duszambe. Tam na stałe przybył ksiądz z Litwy. W jedną niedzielę, w sposób uroczysty, przekazałem mu parafię. Nabożeństwo trwało pół dnia. Żegnałem się ze wszystkimi długo i serdecznie. Na to moje pożegnanie przyszła cała tamtejsza władza, łącznie z kagiebistami, by zobaczyć, czy będę odprawiał Mszę świętą. Rozmawiając z nimi po nabożeństwie, poprosiłem ich, by dali mi zaświadczenie, że tu przez pięć lat służyłem ludziom, że między nami nie było zatargów i wszystko układało się dobrze. Na moją prośbę oni wzruszyli ramionami i powiedzieli, że takiej "sprawki" (zaświadczenia) nie otrzymam. Wtedy ich zaszokowałem. -- Skoro nie chcecie mi dać zaświadczenia, to nie wyjadę stąd i każdego dnia będę odprawiał Mszę świętą. Możecie mnie wsadzić do więzienia, zesłać na Sybir, do łagru, a nawet zastrzelić. W końcu wydali mi takie zaświadczenie, że byłem lojalnym człowiekiem wobec władzy i dobrze pracowałem jako ksiądz. Zaświadczenie takie było potrzebne do zatwierdzenia mnie na stanowisku duszpasterza przez władze w Nowosybirsku. Gdy przyjechałem do Nowosybirska i pokazałem im owo zaświadczenie, ci natychmiast mnie zatwierdzili. Dzwonili do wszystkich swoich instytucji milicyjno- administracyjnych, że to "nasz" człowiek, ale już po dziesięciu dniach zaczęli kręcić głową. Dochodziły ich bowiem słuchy, że ze mnie nie lada gagatek. Wydawszy jednak pozwolenie na pracę duszpasterską, musieli mnie znosić. Niemniej jednak zaczęli badać, kto zorganizował ludzi, którzy utworzyli parafię w Nowosybirsku i punkty duszpasterskie w wielu innych miastach. Wzywali w tej sprawie rożnych ludzi, także prawosławnych. Jak zareagowałeś na te poczynania władz? Czy bardzo cię to niepokoiło? Nie zwracałem na to uwagi. Byłem już zaprawiony w boju, a także zdecydowany na wszystko. Szybko znalazłem dom przy placu centralnym i nawet przepłaciwszy, kupiłem go