Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

— Gladio… — zaczął. Sam nie wiedział, jak to się stało, ale spojrzał na zachodzące słońce. Stało niziutko, tuż nad horyzontem. Wpatrywał się w nie z jakąś chorobliwą fascynacją. Nigdy jeszcze takiego słońca nie widział. Wielkie, czerwone i dziwnie przydymione — tak, że mógł spoglądać w nie bez mrużenia oczu. Widział nad nim chmury koloru krwi; jedna z nich przecinała świecącą kulę ciemną smugą. — Jest takie czerwone — wymamrotał. Usłyszał zdławiony głos Gladii: — O zmierzchu zawsze takie jest. Czerwone i gasnące. Zobaczył nagle w wyobraźni słońce opadające za horyzont. Powierzchnia planety oddalała się od niego z szybkością dwóch tysięcy kilometrów na godzinę, obracając się pod nim wraz z mikrobami zwanymi ludźmi, których nic nie chroniło i które pędziły wraz z obracającą się powierzchnią globu. Obracała się w szaleńczym wirze i obracała… obracała… Ale to wirowała jego głowa i kamienna ławka, która nagle zaczęła stawać dęba. Niebo zdawało się przytłaczać go swoim ciężarem — niebieskie, ciemnoniebieskie — aż słońce zniknęło i wierzchołki drzew pomknęły w górę, ziemia pomknęła w górę, Gladia krzyknęła cicho, a kolejny dźwięk… 16. PIERWSZE WNIOSKI Najpierw Baley uświadomił sobie, że znajduje się w czterech ścianach, że nie otacza go już otwarta przestrzeń i że ktoś się nad nim nachyla. Przez chwilę gapił się bezmyślnie przed siebie nie widzącymi oczyma. — Daneel! Twarz robota pozostała nieruchoma, nie odbił się na niej wyraz ulgi czy emocji. — To dobrze, że odzyskałeś przytomność, partnerze Elijahu. Nie sądzę, żebyś odniósł jakieś obrażenia fizyczne. — Nic mi nie jest — odparł Baley, próbując dźwignąć się na łokciu. — Jehoshaphat, jestem w łóżku! Dlaczego? — Kilkakrotnie przebywałeś dziś pod gołym niebem. Te ciężkie przeżycia skumulowały się, więc potrzebujesz teraz odpoczynku. — Przede wszystkim potrzebuję kilku wyjaśnień. — Baley rozejrzał się, wmawiając w siebie z całych sił, że już nie kręci mu się w głowie. Nie poznawał pokoju. Zasłony w oknach były zaciągnięte, a pomieszczenie zalewało dobrotliwe sztuczne światło. Poczuł się dużo lepiej. — Na przykład, gdzie jesteśmy? — W domu pani Delmarre. — Wyjaśnijmy w takim razie drugą rzecz. Skąd się tu wziąłeś? Jak ci się udało wymknąć robotom? Przecież zostawiłem cię pod ich strażą. — Wiedziałem, że nie będziesz uradowany moim postępkiem, ale nie miałem wyjścia. W grę wchodziła kwestia twego bezpieczeństwa… — Co zrobiłeś? Jehoshaphat! — Kilka godzin temu pani Delmarre chciała się z tobą zobaczyć. — Tak. — Baley pamiętał, że Gladia wspominała o tym. — To wiem. — Twój rozkaz dla pilnujących mnie robotów brzmiał: „Nie wolno mu (to znaczy mnie) kontaktować się z innymi ludźmi ani z innymi robotami. Nie wolno mu się z nikim ani spotykać, ani widywać”. Nie zastrzegłeś jednak, partnerze Elijahu, że nie wolno również innym ludziom lub robotom kontaktować się ze mną. Baley jęknął. — Nie masz powodu do niezadowolenia, partnerze Elijahu. Ta luka w twoich poleceniach sprawiła, że mogłem wkroczyć do akcji i uratować ci życie. Kiedy skontaktowała się ze mną pani Delmarre, na co strzegące mnie roboty pozwoliły, i zapytała o ciebie, zgodnie z prawdą odparłem, że nie wiem, gdzie się podziewasz, ale obiecałem cię poszukać. Podobnie jak ja była bardzo zdenerwowana. Oświadczyłem, że zapewne wyszedłeś z domu, i poprosiłem ją, by kazała pilnującym mnie robotom przeszukać okolicę. — Czy nie zdziwiło jej, że sam nie wydajesz tego polecenia? — Wydaje mi się, iż przekonałem ją, że jako Aurorianin nie potrafię tak sprawnie kierować robotami jak ona. Najwyraźniej Solarianie, jeśli idzie o roboty i kierowanie nimi, są bardzo próżni i pogardliwie odnoszą się do umiejętności mieszkańców innych planet w tej dziedzinie. Pewnie przyznasz mi rację, partnerze Elijahu? — Poleciła im zatem odejść? Jak jej się to udało? — Przyszło jej to z najwyższym trudem. Nowe polecenia stały w sprzeczności z twoimi poprzednimi, a roboty nie mogły wyjaśnić wszystkiego, ponieważ zabroniłeś im również mówić komukolwiek, że jestem robotem. W końcu pani Delmarre postawiła na swoim, ale musiała krzyczeć. — I wtedy wyszedłeś? — Tak, partnerze Elijahu. Szkoda, pomyślał Baley, że Gladia nie uznała tego incydentu za ważny i nie wspomniała o nim, kiedy się widzieliśmy. — Znalezienie mnie zajęło ci dużo czasu, Daneelu — zauważył Baley. — Roboty na Solarii utrzymują ze sobą cały czas kontakt subeterowy. Doświadczony Solarianin dotarłby do właściwej informacji bardzo szybko, ale ktoś taki jak ja, nie orientujący się dobrze w zagadnieniu, szukając informacji za pośrednictwem poszczególnych maszyn potrzebował dużo czasu, żeby dotrzeć do konkretnych danych. Wytropienie ciebie zajęło mi ponad godzinę. Kolejną zwłokę spowodowała wizyta w miejscu pracy doktora Delmarrego; okazało się, że przybyłem za późno i ciebie już tam nie było. — Co wtedy zrobiłeś? — Podjąłem śledztwo na własną rękę. Przykro mi, że musiałem to zrobić pod twoją nieobecność, ale wymogi dochodzenia nie dawały mi innego wyboru. — Czy widziałeś się albo spotkałeś z Klorissą Cantoro? — Widziałem się z nią, ale w jej domu, nie u nas. Na farmie były pewne dokumenty, które chciałem przejrzeć. W normalnych okolicznościach wystarczyłaby zwykła transmisja, jednak w zaistniałej sytuacji, kiedy trzy roboty wiedziały, kim jestem, i w każdej chwili mogły mnie ponownie uwięzić, uważałem to za ryzykowne. Baley prawie już doszedł do siebie. Zsunął nogi z łóżka. Spostrzegł, że ma na sobie coś w rodzaju koszuli nocnej. Popatrzył na nią z niesmakiem. — Podaj mi ubranie. Daneel wykonał polecenie. Ubierając się, Baley zapytał: — Gdzie jest pani Delmarre? — W areszcie domowym, partnerze Elijahu. — Co? Kto wydał ten rozkaz? — Ja. Siedzi w swojej sypialni pod strażą robotów. Może wydawać im wyłącznie polecenia związane z zaspokajaniem potrzeb osobistych. Wszystkie inne rozkazy są automatycznie anulowane. — Przez ciebie? — Tutejsze roboty nie wiedzą, kim naprawdę jestem. Baley skończył się ubierać. — Wiem, że wszystko przemawia przeciwko niej — powiedział. — Tylko ona miała okazję zamordować swego męża. Ponadto pojawił się kolejny element