Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
A teraz muszê prêdko ugotowaæ dla nas kaszê. Co o tym s¹dzisz? Nawet gdyby Kud³acz wiedzia³, co to takiego kasza, nie móg³by w tej chwili wymówiæ ani s³owa. Sta³ po prostu zwrócony plecami do drzwi i dok³adnie rozgl¹da³ siê woko³o. Nie wiedzia³, ¿e stó³ by³ sto³em, krzes³o krzes³em, a szafa szaf¹. Jeszcze nigdy Kud³acz nie widzia³ œciennej pó³ki ze stoj¹cymi na niej talerzami i tyglami, nie widzia³ jeszcze nigdy zas³on okiennych, ³ó¿ka, pojemnika na chleb ani przypiecka. A co dopiero pieca! - Có¿ to za dziwna bia³a rzecz z trojgiem ¿elaznych drzwiczek: jednymi du¿ymi po prawej i dwojgiem mniejszych - jedne nad drugimi - po lewej? Hubert otworzy³ obydwoje mniejszych drzwiczek. Wsun¹³ parê drzazg w górny otwór, wyci¹gn¹³ z wielkiego kapelusza lont, krzemieñ i krzesiwo. Kud³acz zobaczy³, jak skrzesa³ ogieñ, i zawo³a³: - Zostaw to na mi³oœæ bosk¹! Pomyœl o tych kupach chrustu. Przecie¿ spalisz dach nad g³ow¹! - Ale¿ sk¹d! - rzek³ Hubert. - Rozpalê tylko w piecu. Inaczej nie móg³bym ugotowaæ kaszy. Kud³acz patrzy³ z niepokojem, jak Hubert wsun¹³ tl¹cy siê lont pod drzazgi i jak cierpliwie dmucha³, a¿ zaczê³y siê paliæ. - Pos³uchaj, jak trzaskaj¹! Krasnoludek do³o¿y³ jeszcze kilka grubszych drewienek, zamkn¹³ górne drzwiczki pieca, a dolne tylko przymkn¹³. - Ogieñ potrzebuje powietrza, rozumiesz? Tylko wtedy mo¿e siê dobrze paliæ. - Tam w œrodku? W tej bia³ej skrzyni? - Tam wewn¹trz - powiedzia³ Hubert. - Ogieñ ogrzewa piec, a piec sprawia, ¿e jest nam w izbie ciep³o. Równie¿ p³yta pieca zrobi siê dziêki niemu gor¹ca, tak gor¹ca, ¿e bêdzie mo¿na na niej gotowaæ. - A co z dymem? - chcia³ wiedzieæ kud³aty skrzat. - Dym ulatuje przez komin na zewn¹trz. O to postara³ siê ju¿ Murek. - Murek? - To nasz mistrz murarski i zdun. Dwa razy w ci¹gu roku Murek robi obchód w Siedmiogórskim Lesie i oczyszcza przewody kominowe w domach krasnoludków. Raz wiosn¹ i raz zanim nadejdzie zima. A wiêc ju¿ nied³ugo powinien siê tu pojawiæ. Lirum_larum Hubert ugotowa³ z pokruszonych bukowych orzeszków gêst¹ kaszê, dwa razy tyle co zwykle. Do os³odzenia u¿y³ syropu z je¿yn. Na koniec doda³ szczyptê t³uczonych kwiatów arniki, pó³torej ³y¿ki oleju z leszczynowych orzechów i wszystko przyprawi³ odrobin¹ suchych liœci miêty. - Gotowe, mo¿emy jeœæ! Przyniós³ dwa talerze ze œciennej pó³ki, nape³ni³ je gor¹c¹ kasz¹ i postawi³ na stole: jeden po stronie Kud³acza, drugi po swojej. - A tu jest twoja ³y¿ka... Kud³acz obw¹cha³ drewniany przedmiot ze wszystkich stron i zmarszczy³ czo³o. - A to co znowu? - £y¿ka, jak ju¿ mówi³em. Je siê tym swoj¹ kaszê. To bardzo proste, zaraz ci to poka¿ê. - Nie musisz! - odpar³ Kud³acz. - Po co takie lirum_larum. Taki jak ja nie u¿ywa ³y¿ki, taki jak ja ³yka po prostu coœ takiego i po sprawie! Nachyli³ siê nad talerzem i zanim krasnoludek zdo³a³ mu w tym przeszkodziæ, ju¿ zanurzy³ koniec jêzyka w gor¹cej kaszy. - Ojojojoj! - zawy³ przestraszony kosmaty skrzat i z³apa³ siê rêk¹ za usta. - Sparzy³eœ siê - powiedzia³ Hubert. Kud³acz ca³kiem zbarania³. Jeszcze nigdy w ¿yciu nie jad³ gor¹cej kaszy ani nic innego gotowanego. Czy nie by³oby lepiej, gdyby na zewn¹trz szybko zerwa³ parê owoców g³ogu? Przynajmniej nie mo¿na sobie nimi sparzyæ jêzyka. - Powinieneœ spróbowaæ jeœæ ³y¿k¹ - zaproponowa³ Hubert