Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Czytanie sur i zajmowanie się Prorokiem dawały mi oparcie. Odrywały mnie i zapewniały poczucie, że w moim życiu jest przynajmniej to jedno stałe, gdy wszystko wokół mnie wydawało się rozpadać. Przypuszczam, że działo się ze mną wtedy to, co przytrafia się wielu ludziom, którzy w sytuacjach kryzysowych odkrywają dla siebie wiarę i znajdują w niej oparcie. Ale istniała fundamentalna różnica - inni, gdy odkrywają swoją wiarę, najczęściej robią to dlatego, żeby znaleźć rozwiązanie swoich problemów, odpowiedzi na swoje pytania. Ja tak daleko jeszcze wtedy nie byłam. Nie oczekiwałam żadnych odpowiedzi, tylko tęskniłam za oparciem, za czymś, czego mogłabym się uchwycić. Na razie to mi wystarczało. Po tygodniu skończyły się dla mojej siostry i braci ferie. Ja też chciałam pójść do szkoły, ojciec więc pierwszego dnia po feriach zadzwonił do dyrektora i zapytał, czy mogę wrócić do swojej dawnej klasy. To jednak nie było takie proste. W końcu minęło już Boże Narodzenie, a tym samym większa część pierwszego semestru. Dyrektor zaproponował, żebym poszła do niższej klasy, ale że z powodu przeprowadzki do Austrii i tak już jedną powtarzałam, straciłabym dwa lata, więc takie rozwiązanie nie wchodziło dla mnie w rachubę. - No to idź do pracy - zaproponowała matka. X>169 VI Ale tego też nie chciałam, bo kto mi zagwarantuje, że nie poślą mnie znów do Pakistanu, żebym poślubiła Salmana, jeśli już nie będę chodzić do szkoły? - Tato, obiecałeś mi w Pakistanie, że będę mogła iść do szkoły. Zrobiłam wszystko, czego chcieliście, nawet zaręczyłam się z Salmanem. Proszę, pozwól mi skończyć szkołę. Zgodził się i zaczął szukać dla mnie innej szkoły. Tydzień później poszłam do wieczorowej szkoły Spittel-wiese w centrum Linzu. Lekcje odbywały się codziennie od szóstej do dziesiątej po południu, co moim rodzicom naturalnie zupełnie się nie podobało, bo to znaczyło, że będę wracała późno do domu. Ale kiedy przypomniałam ojcu, że zawsze chciał, żebym miała porządne wykształcenie, w końcu się zgodził. Możliwe, że uspokoił rodziców także fakt moich zaręczyn z Salmanem i że wyglądało na to, iż traktuję tę umowę całkiem poważnie. Byli pewni, że w żadnym wypadku nie zadam się z jakimś innym chłopcem. Szkoła wieczorowa sprawiała mi wielką radość. Mimo że w Pakistanie wyszłam trochę z wprawy, na lekcjach dobrze sobie radziłam, a nauczyciele byli mili i dobrze się rozumiałam z innymi uczniami, z których większość była znacznie starsza ode mnie i już pracowała zawodowo. Byłam zadowolona, że wreszcie znowu jestem w Linzu. Żeby uniknąć nowych zadrażnień z rodzicami, od czasu powrotu nie nawiązałam kontaktu z nikim z moich dawnych kolegów z klasy. Ale to była tylko kwestia czasu. Wreszcie przypadkiem wpadłam na Christiana, chłopaka z mojej dawnej paczki. - Sabatina! Co ty tu robisz? I jak ty wyglądasz? - zawołał, gdy mnie zobaczył w śalvar kamiz idącą w stronę szkoły. - Byłam w Pakistanie, ale to długa historia. Poza tym o tobie można chyba powiedzieć to samo. VI Dziewięć miesięcy wcześniej, gdy go po raz ostatni widziałam pod szkołą, Christian był skaterem w obszernym T-shircie, adidasach, bejsbolówce i spodniach z krokiem wiszącym niemal do kolan. Jeż Christiana mienił się co dzień innym kolorem tęczy, a znakiem firmowym był walkman, z którego na odległość dziesięciu metrów wydobywały się dudniące heavy-metalowe basy. A teraz Christian stał przede mną w czyściuteńkich dżinsach, porządnym swetrze i kurtce jak z katalogu domu wysyłkowego. Włosy miał wprawdzie nadal krótkie, ale porządnie uczesane, a poza tym nosił okulary, tak że niewiele brakowało, a bym go nie poznała. - Powiedziałabym, że ty się zdecydowanie bardziej zmieniłeś niż ja - zauważyłam. - Możliwe - odparł. - Dużo się zdarzyło, odkąd się ostatni raz widzieliśmy. Poznałem Jezusa i zostałem chrześcijaninem. Co za zgrywus! - pomyślałam, chociaż musiałam przyznać, że wyglądał sympatycznie. Musiałam iść do szkoły, on też. Umówiliśmy się więc na następny dzień w kawiarni. Kiedy nazajutrz o umówionej porze weszłam do „Sega-fredo" w arkadadzie pasażu w Linzu, Christian już tam był. Siedział w najdalszym kącie i znowu zauważyłam, jak bardzo się zmienił. Poważny. Grzeczny. Ale mimo wszystko jakoś sympatyczny. Chociaż tak dawno się nie widzieliśmy, od pierwszej chwili rozmawiało się nam wspaniale. Gadaliśmy odawnych czasach i kolegach, którzy chodzili z nami wtedy do szkoły, aż wreszcie spytał o tę „długą historię". Nie czułam się jeszcze na siłach, by mu wszystko opowiadać o tych sześciu miesiącach w Pakistanie, pośpiesznie więc zmieniłam temat i zapytałam, jak to się stało, że tak bardzo się zmienił. VI W gimnazjum Christian był jednym z tych typowych no-future kids. Żył sobie beztrosko dniem dzisiejszym i nie miał żadnego pojęcia, co chce zrobić ze swoim życiem. W wieku szesnastu lat dużo palił, regularnie pił alkohol i niewiele było narkotyków, których by jeszcze nie spróbował. Kilka miesięcy temu, gdy sprokurował sobie wybuchową mieszankę z alkoholu i narkotyków, wrócił do domu i wpadł w coś w rodzaju delirium. Wtedy, jak twierdził, ukazał mu się Jezus. - To brzmi zupełnie idiotycznie -powiedziałam i zaczęłam się śmiać. Ale Christian był nie do powstrzymania. Opowiadał, że od tamtej nocy zdarzało mu się to ciągle, wszystko jedno, czy był pod wpływem alkoholu, czy nie, po narkotykach, czy 172 -óL me" *w k°ncu kiedyś zupełnie przestał pić i zaczął się zastanawiać nad sobą i swoim życiem