Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Tym razem na pokładzie „Argo". Herakles i Polifem nie wracali z lasu. Wołano ich, szukano, ale bezskutecznie. Wtedy Jazon kazał odbić od brzegu. Zdania Argo- nautów były podzielone. Jedni zgadzali się z rozkazem, nawet wię- cej - twierdzili, że póki Herakles jest na pokładzie, statek nie ma prawdziwego kapitana - pycha i wybuchowy charakter Heraklesa na pewno ściągną na nich jakieś nieszczęście albo skłócą ze sobą. Inni twierdzili zaś, że odpłynięcie jest zwyczajną zemstą Jazona za zwycięstwo Heraklesa w zawodach wioślarskich i że Jazon obawia się rywala. W końcu jednak „Argo" nie doczekał się Heraklesa i od- płynął. Ale Herakles, jako człowiek mściwy i pamiętliwy, po kilku latach odszukał tych dwóch Argonautów - Kalaisa i Zetesa, którzy najmocniej nalegali na odpłynięcie, i okrutnie ich zabił. Takie cza- sy, takie obyczaje... - A niby dziś są inne - prychnęła Kora. - Jeśli masz na myśli nasze czasy, to różnica jest niewielka, ale sądzę, że w odległej przyszłości nastąpi triumf humanizmu. - Tak? - myśląc o czym innym, zapytała Kora. - Opuśćmy Mo- rze Czarne i od razu znajdźmy się w Kolchidzie. Nie zapominaj, że mam tu do załatwienia wiele spraw i jestem na służbie, a pewna po- dejrzana o dokonanie przestępstwa osoba znajduje się tuż obok. - Skoro tak, to kontynuuję - powiedział centaur. - Po wielu przy- godach Argonauci zobaczyli przed sobą góry i wpłynęli w szerokie ujście rzeki Fasis albo Rioni, która wpada do Morza Czarnego. - Z Rioni nijak nie da się zobaczyć gór - powiedziała Kora. - Kolchida jest płaska. - Czy to takie ważne, skoro jest tak oddalona od Grecji? - za- pytał centaur. - Najważniejsze, że Argonauci osiągnęli cel i teraz potrzebowali tylko złotego runa, którego dla króla Kolchidy Ajetesa strzegł smok. Ale jeśli Jazon sądził, że najgorsze ma już za sobą, to się ciężko mylił - boginie zebrane na Olimpie wiedziały, że zdobycie złotego runa będzie bardzo trudne. Dlatego nie mówiąc nic Jazono- wi, Afrodyta namówiła malca Erosa, by wystrzelił strzałę w serce Medei, córki Ajetesa, aby tym sposobem zrodzić w niej miłość do greckiego Argonauty. Medea na razie nic o tym nie wiedziała. - W końcu doszliśmy do Medei - powiedziała Kora. - O niej poproszę szczegółowo. Dla mnie to ważne. - Była to dramatyczna scena - ożywił się centaur. - Opowiadano mi o niej wiele razy. Żałuję, że nie widziałem tego na własne oczy. W sumie było tak, że przyszli Argonauci do Ajetesa i proszą go, by oddał złote runo. Najpierw król nawet słyszeć o tym nie chciał, ale potem dogadali się, że są w jakimś stopniu krewniakami i zaczęły się targi. Atu nagle wchodzi do sali Medea, piękna jak gruzińska noc! - Centaur westchnął głęboko, żałując, że nie uczestniczył w tym spotkaniu. Medea grzecznie przywitała się z Jazonem, ten - z Medeą. Należy powiedzieć, że oboje się sobie spodobali, ale nie zapałali żadnym specjalnym afektem. Król Ajetes, jak prawdziwy mityczny władca, natychmiast wymyślił dla he- rosa niewykonalne zadanie. Powiedział mianowicie, że skoro już Jazon płynął tyle dni, by spełnić wolę przepowiedni i zwrócić runo i ducha na swoje miejsce, to on zgadza się oddać skarb. Ale i Jazon musi mu po- móc. Musi wyprowadzić ze stajni dwa buchające ogniem byki, wyku- te przez Hefajstosa, zaprząc je do jarzma, zaorać pole, poświęcone bo- gowi wojny i obsiać je zębami smoka. - Zębami smoka? A te skąd? - Jeśli będę wyjaśniał, skąd i kto już je siał, to będziesz musiała wysłuchać jeszcze dwugodzinnego wykładu i zapamiętać ze dwadzie- ścia imion. Jesteś gotowa? - zapytał nie bez kpiny centaur. - No to obejdę się bez tego. Dzień chylił się ku zachodowi, jeszcze było ciepło, dokuczały gzy. Kora wyjęła z torby, podarowanej na drogę przez Chariklo, ser 1OZ i placek, podeszli do strumienia, podzielili jedzenie na dwie poło- wy, a potem centaur jeszcze trochę pasł się dokoła kępy krzewów, przekąsił liśćmi, wyjaśniwszy Korze, że robi to tylko dla swoje- go żołądka, który ma podzielony na dwie części - ludzką i końską, a każda połowa żąda właściwego jej pożywienia. Po przekąsce usiedli w cieniu na brzegu strumienia i centaur kontynuował opowieść: - Oczywiście, Jazon w tym momencie pożałował, że posprze- czał się z Heraklesem. Ten przecież świetnie nadawał się do takich sytuacji, kiedy ktoś stawia niewykonalne zadanie i nie ma chętnych, by je wykonać. Ale Heraklesa nie było, Jazon musiał sam podjąć się wykonania zadania. A należy powiedzieć, wiem to łepiej od ko- gokolwiek na tym świecie, że Jazon, choć silny i uparty, jest jednak człowiekiem zwyczajnym, może stchórzyć, szukać i nawet ujawnić małoduszność - nie to, co Herakles. A tu masz ci - zaprzęgaj byki, orz pole, wiedząc przy tym, co ze smoczych zębów wyrasta. Prze- cież w czasach starożytnych był już jeden heros, co siał zęby zabi- tego przez siebie smoka. A co wyrasta z zębów smoka? - Nic? - ostrożnie zapytała Kora