Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Na szczęście okazali się ludźmi pojętnymi, wzięli Alicję między siebie i odezwali się po angielsku: – Przepraszamy, ale bardzo nam się śpieszy. Chłopcy osłaniali tyły, Pomidor wyjaśnił gapiom: – Proszę nie przeszkadzać. To zespół filmowy. „Niebieski ptak”. W kostiumach. Właśnie nas kręcą z góry, z kopuły cerkwi. – Gdzie? – spytała babcia. – Niemożliwe, by filmowano praktycznie gołe dziecko. – Niech pani spojrzy w górę! – przerwał jej Pomidor. – Nie widzi pani, że sam reżyser Smirnow siedzi na dachu? Wszyscy podnieśli głowy, chcąc zobaczyć znakomitego reżysera. Anglicy chwycili Alicję pod ręce i wynieśli z tłumu. I tak cała piątka doszła szczęśliwie do rogu. – Dziękuję – skłonił się przed Anglikami grubasek. – Bardzo nam panowie pomogli. – A co groziło dziewczynce? – Nie domyśliliście się? Uciekła z domu wariatów. – Ach! – jęknęli Anglicy i odsunęli się od Alicji. – Proszę mu nie wierzyć – powiedziała Alicja. – Jestem najzupełniej normalna. – O proszę, sami widzicie! – pokiwał głową gruby chłopiec. – Zaprzecza. Oni wszyscy zaprzeczają. – Odwieziecie ją z powrotem? – Wykluczone – odrzekł Pomidor. – Zawsze ukrywamy dziewczynki zbiegłe z domu wariatów. Przecież ją tam wpakowała zła macocha. Anglicy wybuchnęli śmiechem pojmując wreszcie, że to żart, i na pożegnanie ofiarowali im po paczce gumy do żucia, zaś Pomidor zrewanżował się dwoma znaczkami. Cała trójka dotarła w końcu do przystanku trolejbusowego. Pomidor paplał bez przerwy. Był ogromnie zadowolony, iż udało mu się uratować Alicję. – No i jak? – pytał. – Można na mnie polegać? W cieniu wysokich domów panował chłód. Alicja dostała gęsiej skórki. – Można – odrzekła z uśmiechem. Bardziej podobał jej się drugi przygarbiony chłopiec w okularach. Cały czas zachowywał milczenie, widać przywykł słuchać Pomidora. Teraz jednak, spostrzegłszy, że Alicji zrobiło się zimno, zdjął i podał jej swoją kurtkę. – O nie, dziękuję – pokręciła głową. – Zmarzniesz. Zostałeś w samej koszuli. – Nie jest mi zimno. – Weź tę kurtkę – rzekł rozkazująco Pomidor. – To doskonałe zamaskowanie. Odpadną wszystkie nasze problemy. Że też wcześniej mi to nie przyszło do głowy. Alicja posłusznie włożyła kurtkę. – Dałbym ci moją – tłumaczył się Pomidor – żeby nie te wrażliwe migdałki. Z miejsca się przeziębiam. Ale my właściwie jeszcze się nie znamy. Mam na imię Jefim. Fima Korolow. A to mój przyjaciel Kola Sulima. – Bardzo mi miło. Alicja. – Dziwne imię! Jak cię przezywają w szkole? – Wcale mnie nie przezywają. – No, nie bujaj. Przecież aż się prosi! Alicja – diablica czy Alicja – milicja. – A może Alicja-delicja? – uśmiechnął się Kola Sulima. Nadjechał trolejbus. Gdy już wsiedli, Alicja obejrzała się sprawdzając, czy nie ma przypadkiem wśród pasażerów zamaskowanego Krysa. – Obawiasz się pogoni? – spytał Fima. – Troszeczkę – odparła. Stali przy tylnym oknie, obok nich było pusto. Alicja wygrzebała z kieszonki trzy dwukopiejkówki, które dała jej Natasza. Wiedziała, że w trolejbusach i autobusach płaci się za przejazd, zapomniała jednak spytać Julkę ile, a także jak się to robi. Na szczęście przyszli jej z pomocą chłopcy. Fima spostrzegłszy drobne w jej ręce, powiedział szybko: – Coś ty, milionerka? Jedziesz do końca? – Nie, do Zaułka Ostrowskiego. Mam wysiąść przed domem Naukowca. – Głupie trzy przystanki. Nie warto. Pieniądze ci się przydadzą. – Może jednak lepiej zapłacić? – spytał cicho Kola Sulima. – A jak wsiądą kontrolerzy? – Jak wsiądą, to wieziemy uciekinierkę z domu wariatów. Za takie się nie płaci. – Mimo wszystko zapłacę – powiedziała Alicja – Skoro należy się opłata, to nieładnie oszukiwać. – Lepiej daj mnie te pieniądze – rzekł Fima. – Już ja będę wiedział, na co je wydać. Podczas gdy Fima rozprawiał w tym stylu, Kola Sulima wyjął drobne z kieszeni, wsunął do kasownika i oderwał trzy bilety. – Wiesz, gardzę tobą, jesteś tchórzliwy jak zając – skrzywił się Fima. – A gardź sobie – wzruszył ramionami Kola. – Udajesz fason przed Alicją. Gdybyś jechał sam, z pewnością byś zapłacił. – W pojedynkę szedłbym piechotą. Muszę zrzucić wagę. Wiesz, Alicjo, jestem na diecie. Rano zjadam jabłko, a w ciągu dnia wypijam szklanką kefiru. – I to wszystko? – spytała Alicja. – A wieczorem zjada podwójny obiad – dodał złośliwie Kola. – Proszę, weź pieniądze – Alicja wyciągnęła rękę. – Przecież zapłaciłeś za mnie. Ile jestem winna? – Oho! – pokręcił głową Jefim. – Teraz jestem już stuprocentowo pewny, iż uratowana przez nas nieznajoma rzeczywiście skądś uciekła