Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Pozwolił również uczestniczyć w konferencji Ann (która oczywiście także nie miała prawa głosu) jako reprezentantce „czerwonych", mimo że jej ugrupowanie stanowiło właściwie część marsjańskiej koalicji. Poza tym przebywał tu jeszcze Sax jako obserwator z ramienia zespołu prowadzącego terraformowanie, a także wielu przedstawicieli zarządów kopalń i dyrektorów zajmujących się sprawami rozwoju. W gruncie rzeczy, obserwatorów był tu cały tłumek, ale przy głównym stole - gdzie właśnie w tej chwili Helmut dzwonił małym dzwoneczkiem - mogli zasiąść tylko ci uczestnicy konferencji, którzy mieli prawo głosu. Na dany przez Bronsky'ego znak swoje miejsca zajęło pięćdziesięciu trzech przedstawicieli narodów i osiemnastu dygnitarzy ONZ, a dalsze sto osób pozostało we wschodnich salkach, obserwując dyskusję przez otwarte portale lub na ekranach małych telewizorów. Za oknami rozciągało się Burroughs. Ludzie i pojazdy poruszały się po płaskowzgórzach o przezroczystych ścianach, pod namiotami, które ustawiono na płaskowzgórzach i między nimi, w sieci połączonych ze sobą przezroczystych tuneli spacerowych, leżących na powierzchni albo łukowato zawieszonych w powietrzu, oraz w ogromnej dolinie z szerokimi, obsianymi trawą alejami i kanałami. Maleńka metropolia. Helmut poprosił o ciszę. We wschodnich pokojach ludzie skupili się wokół telewizorów. Siedzący przy stole Frank spojrzał przez portal ku najbliżej położonej wschodniej sali; takich pomieszczeń wszędzie na Marsie i na Ziemi jest tysiące, a w nich miliony obserwatorów. Dziś na tym właśnie stole skupiły się oczy mieszkańców dwóch światów. Tematem dnia, podobnie jak przez ostatnie dwa tygodnie, były kontyngenty emigracyjne. Chiny i Indie przygotowały wspólną propozycję i teraz szef biura indyjskiego wstał i przeczytał ją po angielsku z melodyj-456 ZAŁADOWANE STRZELBY nym bombajskim akcentem. Mówiąc w skrócie, chodziło mu oczywiście o system proporcjonalny. Chalmers potrząsnął głową. Indie i Chiny stanowiły czterdzieści procent populacji światowej, ale na tej konferencji miały jedynie dwa głosy z pięćdziesięciu trzech i Frank wiedział, że ich pomysł nigdy nie zostanie przyjęty. Po Hindusie wstał zresztą przedstawiciel Wielkiej Brytanii w delegacji europejskiej i wskazał na ten fakt, używając, rzecz jasna, innych słów. Rozpoczęła się kłótnia, która -jak podejrzewał Chalmers - miała potrwać przez cały poranek. Mars stanowił prawdziwy skarb, więc walczyły o niego zarówno bogate, jak i biedne narody ziemskie. Niewiele osób natomiast interesowała sama planeta. Bogaci mieli pieniądze, ale biedni przewagę liczebną, a wszelkie rodzaje nowoczesnej broni były obecnie dostępne niemal dla wszystkich państw na rodzimej planecie, zwłaszcza nowy typ broni biologicznej („nosiciele" wirusów) zdolnej w niezwykle szybkim tempie wybić doszczętnie całą ludność na każdym z ziemskich kontynentów. Tak, stawki były niezwykle wysokie, a równowaga bardzo krucha. Z Południa stale napływali biedni i atakowali północne bariery prawne, finansowe i militarne. Mówiąc obrazowo, ich twarze były jak lufy karabinów. A tych twarzy było teraz bardzo, bardzo wiele i wydawało się, że napływająca fala ludzka może eksplodować w każdej chwili, zwyciężając samą swoją liczbą. Napastnicy rzucali się na barykady i mimo natłoku niemowląt na tyłach, walczyli o swoją szansę na nieśmiertelność. Gdy wreszcie ogłoszono przerwę śniadaniową, Frank natychmiast wstał ze swojego miejsca. Tak jak się spodziewał, przez cały ranek nie udało się uzgodnić zupełnie nic. Przez ostatnie godziny trochę się przysłuchiwał kłótni, ale głównie rozmyślał i szukał wyjścia z tego impasu, kreśląc w rysowniku przenośnego komputera szkicowy schemat. Pieniądze, ludzie, ziemia, broń. Stare równania, stare kompromisy. Jednak nie szukał oryginalności; chciał znaleźć coś, co zadziała. W oficjalnych debatach przy stole nic nie uzgodnią, to było pewne. Ktoś musiał przeciąć ten węzeł gordyjski. Dlatego też Frank podszedł do delegacji hinduskiej i chińskiej. Stanowili grupę około dziesięciu osób, które teraz konferowały w bocznym, wolnym od kamer pokoju. Po zwykłej wymianie uprzejmości Chalmers zaproponował dwóm przywódcom, Hanavadzie i Sungowi, wspólny spacer po pomoście widokowym. Mężczyźni spojrzeli po sobie, przez chwilę z pomocą tłumaczy wymieniali 457 CZERWONY MARS szybkie uwagi w dialekcie mandaryńskim i języku hindi, a potem przystali na propozycję. We trójkę opuścili więc piętro konferencyjne i ruszyli korytarzami do mostu, a potem sztywnym tunelem spacerowym, który niczym napowietrzny most rozpościerał się ponad doliną, łącząc ich płaskowzgórze z wyższym, znajdującym się na południu