Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Palaczy wzięto pod straż, sądzili oni, że zdołają sami ugasić ogień albo co najmniej powstrzymać dym i z całą gorliwością pracowali nad tym przez pięć godzin. Dzięki temu pożarowi pan Czogłokow dokonał pewnego odkrycia. W pokojach wielkiego księcia było kilka wielkich komód. Gdy je wynoszono, kilka szuflad nie zamkniętych lub źle zamkniętych odsłoniło swą zawartość. Któż by uwierzył? Wszystkie szuflady wypełnione były po brzegi mnóstwem butelek od wina i mocnych trunków. Była to piwniczka Jego Cesarskiej Wysokości. Czogłokow powiedział mi o tym, ja zaś odrzekłam, że nic o tej okoliczności nie wiedziałam, i mówiłam prawdę, w rzeczywistości nie wiedziałam nic, chociaż często, niemal codziennie spostrzegałam, że wielki książę jest pijany. Po pożarze spędziliśmy w domu Czogłokowów około sześciu tygodni. Często przejeżdżaliśmy obok pewnego domu z ogrodem, znajdującego się nie opodal mostu Sałtykowa. Dom ten należał do cesarzowej i zwany był domem archijerejskim, cesarzowa bowiem kupiła go od pewnego archijereja. Przyszła nam fantazja, aby bez wiedzy Czogłokowów poprosić cesarzową o pozwolenie przeniesienia się do tego domu, który wedle tego, co słyszeliśmy i co się nam wydawało, był obszerniejszy niż ten, w którym się znajdowaliśmy. Pozwolono nam zamieszkać w domu archijerejskim. Był to bardzo stary drewniany budynek, wcale nie okazały, posadowiony na kamiennych piwnicach i dlatego wyższy od parterowego domu Czogłokowów. Piece były tak marne, że gdy w nich palono, widziało się ogień przez szpary, których było pełno, dym zazwyczaj wypełniał pokoje przyprawiając nas o ból oczu i głowy. Moglibyśmy tu spalić się żywcem, a w domu tym były zaledwie jedne drewniane schody, okna zaś znajdowały się bardzo wysoko. Rzeczywiście przez czas, który w nim spędziliśmy, dwa czy trzy razy wybuchał tam pożar, który jednak za każdym razem w porę gaszono. Rozbolało mnie gardło i dostałam wysokiej gorączki. Tego właśnie dnia, kiedy zachorowałam, miał być u nas z pożegnaniem na kolacji pan Breithardt, który ponownie przybył do Rosji od dworu wiedeńskiego. Przyjęłam go opuchnięta, z zaczerwienionymi oczyma. Pomyślał, że płakałam, i nie omylił się: nuda, niedyspozycja fizyczna i moralna niedogoda mego położenia wpędzały mnie w hipochondrię. Cały dzień przesiedziałam z panią Czogłokow w oczekiwaniu tych, co nie przybywali, ona zaś powtarzała nieustannie: „Oto jak się o nas nie pamięta!" Mąż jej wydawał gdzieś obiad i wszystkich tam zaprosił, Sergiusz Sałtykow, choć zapewniał nas, że się z tego obiadu wymknie, zjawił się dopiero z Czogłokowem. Byłam z tego powodu w pieskim humorze. Wreszcie po kilku dniach pozwolono nam wyjechać do Lubierców, które wydały się nam rajem. Tameczny dom był świeżo pobudowany i urządzony dość dobrze. Tańczyliśmy co wieczór, zbierał się u nas cały nasz dwór. Na jednym z tych balów spostrze- gliśmy, że wielki książę dziwnie długo mówił coś do ucha panu Czogłokowowi, po czym ten zamyślił się, sposępniał, stał się milkliwy. nazbyt się jakoś zachmurzył i zaczął traktować Sergiusza Sałtykowa niezwykle chłodno. Ten przysiadł się więc do panny Marty Szafirów i zaczął ją wypytywać, co by znaczyła owa wielka zażyłość wielkiego księcia z Czogłokowem. Panna Szafirów odparła, że nie może tego objaśnić, ale że wielki książę kilkakrotnie jej powtarzał: „Sergiusz Sałtykow i moja żona w niebywały sposób oszukują Czogłokowa. On kocha się w wielkiej księżnej, a ona go wprost nie znosi. Sergiusz Sałlykow wszedł w konfidencję z Czogłokowem i zapewnia go, że zaleca się do mojej żony dla niego, a tymczasem działa na własną korzyść; ona zaś znosi Sergiusza Sałtykowa, bo jest zabawny, i wykorzystuje go, aby czynić z Czogłokowem wszystko, co się jej podoba, w gruncie rzeczy zaś kpi sobie z nich obu. Muszę wyprowadzić z błędu tego biednego Czogłokowa, żal mi go. Odsłonię mu całą prawdę, a wtedy przekona się, kto mu jest prawdziwym przyjacielem, ja czy moja żona". Sergiusz Sałtykow, dowiedziawszy się o tym niebezpiecznym dialogu i o jego przykrych następstwach, opowiedział mi o wszystkim. Potem przysiadł się do Czogłokowa i zaczął wypytywać, co go gnębi