Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Carmichael, staramy siê zlokalizowaæ go z trzech stron. Ty dzia³asz na wschodzie. Limekiln Canyon, poni¿ej flanki Porter Ranch Park. Zrozumia³eœ? - Zrozumia³em - odpowiedzia³ Carmichael. Lecia³ nisko, poni¿ej tysi¹ca stóp. Dziêki temu dobrze widzia³ ca³¹ akcjê: drwale w kaskach i pomarañczowych kamizelkach r¹bali p³on¹ce drzewa tak, by pad³y w stronê ognia; za³ogi buldo¿erów usuwa³y zaroœla z zasiêgu p³omieni; koparki wycina³y przeciwogniowe zasieki; helikoptery pompowa³y wodê na pojedyncze jêzyki ognia. Podci¹gn¹³ siê o piêæset stóp, by wymin¹æ jednosilnikowy samolot obserwacyjny, a nastêpnie jeszcze o piêæset, by unikn¹æ zawirowañ powietrza wywo³anych przez ogieñ. Na tej wysokoœci wyraŸnie rysowa³ mu siê obraz po¿aru ci¹gn¹cego siê z zachodu na wschód, niczym krwawa szrama, szersza u zachodniego koñca. Dok³adnie na wschód od najdalej wysuniêtego krañca po¿aru ujrza³ kolist¹ strefê wypalonej jui trawy o powierzchni oko³o stu akrów, a w samym jej œrodku sta³o coœ, co wygl¹da³o jak aluminiowy silos o rozmiarach dziesiêciopiêtrowego gmachu. W sporej odleg³oœci otacza³ go kordon wojskowych pojazdów. Poczu³ zawrót g³owy. To coœ, uœwiadomi³ sobie, to musi byæ statek Kosmitów. Przyby³ w nocy z zachodu, pomyœla³ Carmichael, szybuj¹c jak ogromny meteor nad Oxnard i Camarillo, zeœlizguj¹c siê w stronê zachodniego krañca doliny San Fernando, muskaj¹c trawê ogniem odrzutu i pozostawiaj¹c za sob¹ p³on¹c¹ bruzdê. A potem osiedli ³agodnie, w³aœnie w tamtym miejscu, i st³umili po¿ar wokó³ siebie nie troszcz¹c siê w ogóle o ogieñ, który rozniecili po drodze. Bóg jeden wie, co za stwory wylaz³y z tego statku, by przyjrzeæ siê Los Angeles. Wychodzi³o na to, ¿e jeœli Kosmici w koñcu wyl¹duj¹ otwarcie, zrobi¹ to w³aœnie tutaj. Prawdopodobnie wybrali to miasto, bo tak czêsto ogl¹dali je w telewizji - czy we wszystkich historiach o UFO nie twierdzono, ie oni zawsze maj¹ na podgl¹dzie transmisje naszej TV? No to widzieli Los Angeles w ka¿dym programie i prawdopodobnie doszli do wniosku, ¿e jest to stolica œwiata, znakomite miejsce na pierwsze l¹dowanie. Ale dlaczego, zastanawia³ siê Carmichael, skurwiele musieli wybraæ szczyt okresu po¿arów, ¿eby przybyæ tutaj na swoich statkach. Pomyœla³ znowu o Cindy, o tym, jak fascynowa³y j¹ historie o UFO i Kosmitach, o ksi¹¿kach, które czyta³a, i o pomys³ach, które przychodzi³y jej do g³owy; w jaki sposób patrzy³a na gwiazdy, gdy pewnej nocy obozowali w Kings Canyon i gadali o istotach, które musz¹ na nich ¿yæ. - Tak bardzo chcia³abym je zobaczyæ - powiedzia³a. - Tak bardzo chcia³abym je poznaæ i dowiedzieæ siê, co myœl¹. - W Los Angeles pe³no by³o wariatów, którzy chcieli przelecieæ siê w lataj¹cym spodku albo twierdzili, ¿e ju¿ to maj¹ za sob¹, ale gdy Cindy tak o tym mówi³a, dla Carmichaela nie brzmia³o to jak wariactwo. To prawda, ¿e cechowa³o j¹ typowe dla mieszkañców Los Angeles upodobanie do egzotyki i dziwactwa, ale wiedzia³, ¿e jej duszy nigdy nie tknê³o tutejsze ob³¹kañcze zepsucie, ¿e nie nadwerê¿y³o jej powszechne po¿¹danie tego, co irracjonalne i cudaczne, sprawiaj¹ce, ¿e czu³ do tego miasta tak¹ odrazê. Jeœli jej wyobraŸnia kierowa³a siê ku gwiazdom, powodem by³a ciekawoœæ, nie szaleñstwo. Ciekawoœæ, g³ód nie doœwiadczonego, chêæ pochwycenia tego, co niepojmowalne, le¿a³y po prostu w jej naturze. On wierzy³ w Kosmitów nie wiêcej ni¿ w jednoro¿ce, ale ze wzglêdu na ni¹ powiedzia³, ie ma nadziejê, i¿ jej ¿yczenia siê spe³ni¹. A teraz ufoludy naprawdê siê tu znalaz³y. Móg³ sobie j¹ wyobraziæ, jak z b³yszcz¹cymi oczyma stoi na skraju-kordonu wpatruj¹c siê w statek kosmiczny. Szkoda, ¿e nie mo¿e byæ teraz razem z ni¹, nie mo¿e czuæ, jak przep³ywa przez ni¹ podniecenie, radoœæ, ciekawoœæ, oczarowanie. Ale ma przed sob¹ zadanie do wykonania. Skrêcaj¹c DC-3 na zachód zapikowa³ na tyle blisko skraju ognia, na ile starczy³o mu odwagi, i nacisn¹³ przycisk uwalniaj¹cy ³adunek. Rozpostar³a siê za nim wielka szkar³atna chmura: gêsta jak farba papka z siarczku amonowego i wody, z dodatkiem czerwonego barwnika, by mo¿na by³o okreœliæ, jakie obszary zosta³y spryskane. Krople przywr¹ do wszystkiego i zatrzymaj¹ wilgoæ przez wiele godzin. Szybko opró¿ni³ piêæsetgalonowe zbiorniki i zawróci³ na Van Nuys po nowy ³adunek. W skroniach pulsowa³o mu od zmêczenia, a odór mokrej, zwêglonej ziemi przenika³ z do³u przez blachy starego samolotu. Nie minê³o jeszcze po³udnie. Ca³¹ noc by³ na nogach. Na lotnisku przygotowano kawê, kanapki, tacos, burritos. Czekaj¹c, a¿ obs³uga naziemna nape³ni zbiorniki, wszed³ do œrodka i ponownie zadzwoni³ do Cindy: znów nie by³o odpowiedzi z domu i z pracowni. Po³¹czy³ siê z galeri¹, a ch³opak, który tam pracowa³, powiedzia³ mu, ¿e nie mia³ z ni¹ kontaktu od rana. - Jeœli siê odezwie - poleci³ mu Carmichael - powiedz jej, ¿e latam do po¿aru z Van Nuys nad Chatsworth i bêdê w domu, jak tylko tu siê trochê uspokoi. Powiedz jej te¿, ¿e têskniê za ni¹. I jeszcze, ¿e jeœli trafiê na Kosmitê, to dam mu od niej ca³usa. Zapamiêta³eœ? Powtórz jej to w³aœnie. Id¹c przez g³ówny hall zobaczy³ t³um skupiony wokó³ kogoœ, kto niós³ przenoœny telewizor. Carmichael przepcha³ siê ³okciami w³aœnie w chwili, gdy spiker powiedzia³: - Jak dot¹d przybysze ze statków kosmicznych w San Gabriel i Orange County nie dali znaku ¿ycia. A oto przera¿aj¹cy widok, który zaszokowa³ mieszkañców dzielnicy Porter Ranch miêdzy dziewi¹t¹ a dziesi¹t¹ rano. - Ekran ukaza³ dwie wyprostowane cylindryczne postacie, które wygl¹da³y jak ka³amarnice przechadzaj¹ce siê na czubkach macek. Sz³y ostro¿nie przez parking centrum handlowego, zerkaj¹c tu i ówdzie wielkimi jak talerze, ¿ó³tymi oczyma. Co najmniej tysi¹c gapiów zdradzaj¹cych zarazem fascynacjê i wstrêt przypatrywa³o siê im z bezpiecznej odleg³oœci