Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Zorientował się, że ta pokusa jest wynikiem działania wina i powstrzymał swój język. Weterafti zdawali się być mniej zadowoleni z decyzji o braku patroli. Obwiniali też raczej Shamila niż Khezala. To ciekawe, że ufali bardziej eleganckiemu paniczykowi w rodzaju syna lorda Houmy. W tej kwestii Conan nie zdołał obmyślić jakichś pytań, które byłyby dość subtelne, by nie wzbudzać podejrzeń. Wtedy zdał sobie sprawę, że wypił już dość. Lepiej zrobi, gdy pójdzie się nieco zdrzemnąć, bo Illyana nie będzie stać na straży przez całą noc! Poza tym nowi rekruci dwukrotnie przewyższali liczebnie weteranów. Los fortu Zheman zależeć będzie od tego, co zrobią czy do czego zostaną poprowadzeni. Conan postanowił zaoferować temu, kto ich poprowadzi, tak dużą pomoc, jaka tylko będzie możliwa. W ostatnim toaście za króla Yildiza opróżnił swój kielich i wymaszerował z kantyny. Conan nie znosił być budzony przez hałas. A w korytarzu panował zgiełk niczym na chłopskim podwórku. Miał wrażenie, że przed chwilą dopiero przymknął oczy. Ochlapał sobie twarz wodą. Hałas wzmagał się. Był ubrany, nie miał jedynie butów i miecza. Wyszarpnął swój oręż spod warstwy koców i otworzył drzwi na oścież. W tym samym momencie drzwi pokoju Raihny rozwarły się z impetem. Wyleciał przez nie kapitan Shamil, miał miecz w dłoni, ale wyglądał na bezradnego. Gdyby Conan nie złapał go za rękaw, Shamil rąbnąłby głową w przeciwległą ścianę. — Puszczaj mnie, cymmeryjski psie! — parsknął mężczyzna. — Mam coś do załatwienia z tą niewinną siostrzyczką twojej pani! Conan nasrożył się. — Chyba powinienem pozwolić, byś walnął głową o ścianę. Może nie mówiłbyś wtedy zagadkami. — Wiesz, co mówię! — warknął kapitan na tyle głośno, by poniosło się echo. — Albo jesteś eunuchem nie mającym pojęcia o tym, kiedy kobieta proponuje mężczyźnie łóżko? Conan był na tyle trzeźwy, by wiedzieć, że lepiej zostawić to pytanie bez odpowiedzi. Zresztą, gdyby chciał odpowiedzieć, musiałby przekrzyczeć Raihnę. — Nie jest eunuchem, potrafię wymienić imiona kilku kobiet, które się o tym przekonały! Conana ucieszyła dyskrecja Raihny. Jednak nie był zachwycony, że stała na progu swego pokoju z mieczem w dłoni, mając na sobie jedynie maskę wściekłości. — On nie jest eunuchem bardziej niż ja zabawką dla takiego jak ty! — ciągnęła dziewczyna. — Odpuść sobie, kapitanie. Odpuść, a ja nazwę to wszystko nieporozumieniem i nie będę do tego wracać. Winnym razie… — W innym razie co, bezczelna suko? Twoja cymmeryjska małpa może nie jest eunuchem, ale i ja nie jestem półgłówkiem. Wiem, że tylko odgrywasz niewiniątko. Daj mi się z nim zmierzyć, a nie spędzisz źle tej nocy. Conan dobył broni, nim kapitan skończył mówić. Przykucnął, parując cios ostrza Shamila płazem swego miecza, sięgając jednocześnie po sztylet. Subtelności władania nożem przez Raihnę były mu obce; po prostu dźgnął sztyletem w górę, trafiając Shamila w rękę. Kapitan zawył z bólu i osłabił uścisk swej dłoni, gdy ciężki miecz Conana uderzył w jego zakrzywioną szablę niczym klątwa bogów — oręż kapitana z brzękiem upadł na podłogę, a on sam chwycił się za krwawiącą rękę. Z ust posypały się przekleństwa pod adresem wielu osób, najwięcej dotyczyło jakiegoś człowieka, który wprowadził Shamila w błąd, opowiadając mu o tym, jak chętnie Raihna przyjmie go do swego łoża. Przestał kląć dopiero gdy Raihna stanęła za nim i oparła mu na karku czubek ostrza swojego miecza. — Jak powiedziała ta dama, chyba zaszło tu nieporozumienie — rzekł Conan uspokajająco. — Jej nie stała się żadna krzywda, a tobie niewielka. Jeśli zostawimy to… Po schodach wgramoliła się czwórka żołnierzy. Gdyby były to słonie, nie ostrzegłyby Conana lepiej, ani nie byłyby bardziej powolne w ataku. Oddał im pole, pozwalając, by stłoczyli się wokół swego kapitana. Ich wysiłki, by równocześnie walczyć z Conanem i pomóc dowódcy, dały Raihnie czas, by się schowała w pokoju. Wróciła stamtąd ubrana w krótką spódniczkę i kolczugę nałożoną na zbrojony kubrak. Oprócz miecza miała ze sobą sztylet. Conan zaśmiał się. — Myślałem, że będziesz walczyła, tak jak stałaś. Mogłabyś rozpraszać uwagę tych oślich synów. — Rany na moim ciele mogłyby rozproszyć moją uwagę! — odparła potrząsając głową. Zrobiła gwałtowny wypad w stronę najbliższego mężczyzny, odciągając go zarówno od kapitana, jak i towarzyszy. Conan walczył tak, by wygrać nie zabijając nikogo. Liczył na to, bo zabicie tych głupców nie byłoby żadnym zwycięstwem. Może byli to jedyni żołnierze wierni kapitanowi, a może zapłacono im dość złota, by mu pomóc. Jednak gdyby zginęli, ich towarzysze mogliby zapragnąć zemsty. Wszystkie zaklęcia Illyany nie zdołałyby odeprzeć całej załogi fortu Zheman. Conan wybrał kawałek ściany, by osłaniał mu plecy. Stanął tam i uniósł miecz. — Hej, dzieci fortu Zheman. Który z was pierwszy chce stać się mężczyzną mierząc się ze mną? Okiennice otworzyły się i Yakoub zerknął znad parapetu. Pokój Illyany był całkowicie w zasięgu jego wzroku. Podobnie Illyana. Nie miała żadnej nocnej bielizny, a koce przykrywały ją od pasa w dół. Krągłości jej piersi były subtelne, ale przyciągały wzrok. Jakby prosiły o dotyk męskiej dłoni. Pomiędzy piersiami pobłyskiwał wielki szmaragd